środa, 29 lutego 2012

Tajemnica śmierci Eugeniusza Bodo




" Eugeniusz Bodo zadziwiał wszechstronnością...
Był konferansjerem, aktorem, piosenkarzem, twórcą scenariuszy, reżyserem i producentem filmów. Był prawdziwym idolem, amantem podziwianym i kochanym przez tłumy. Występował w najsłynniejszych rewiach warszawskich i kabaretach: "Qui Pro Quo", "Morskie Oko". Śpiewał wielkie przeboje - "Umówiłem się z nią na dziewiątą", "Baby, ach te baby", "Tyle miłości", "Już taki jestem zimny drań", które nucimy do dziś.
  I nagle w czerwcu 1941 roku we Lwowie, w sercu wielkiego miasta, niemal w środku Europy, ta najwybitniejsza postać polskiej kultury masowej, ikona polskiego filmu zniknęła bez śladu, jakby rozpłynęła się we mgle, w eterze, w kosmosie. Zrodziło to wielką tajemnicę, którą przez całe dziesięciolecia próbowano odkryć, ujawnić jej kulisy. Chciały ją poznać tysiące wielbicieli talentu Eugeniusza Bodo. Płynęły lata, mnożyły się domysły, powstawały nowe wersje wydarzeń, czasem zupełnie się wykluczające. Z upływem lat sprawa wydawała się beznadziejna. 
  Aż wreszcie 10 stycznia 2011 roku dziennikarze "Superwizjera", programu śledczego, w reportażu "Tragedia amanta" ujawnili pełną prawdę o śmierci Eugeniusza Bodo...
***
Eugeniusz Bodo, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Bogdan Eugene Junod, urodził się 29 grudnia 1899 roku w Genewie. Jego ojcem był Teodor Junod, szwajcarski inżynier-wizjoner, kierownik kabaretów i kin, a jednocześnie zapalony propagator i fanatyk filmu. Matką natomiast - Polka, Jadwiga Dorota Dylewska. W 1903 roku, gdy Gienek miał cztery lata, Junodowie osiedli w Łodzi, gdzie jego ojciec otworzył jedno z pierwszych kinoteatrów w Polsce, o nazwie "Urania", a później wybudował teatr "Variete". Był też właścicielem kina objazdowego, z którym przemierzył ogromne przestrzenie imperium rosyjskiego. Bodo jako chłopiec towarzyszył ojcu i nauczył się wówczas dobrze języka rosyjskiego. Żył w świecie kina i teatru. Wyrastał w cieniu teatralnych kurtyn i sal kinowych. Od najmłodszych lat pociągała go scena. W Łodzi chodził do szkoły handlowej. Matka marzyła jednak, aby został lekarzem. Gdy miał 17 lat, uciekł z domu i przystąpił do trupy teatralnej w Poznaniu.
W 1918 roku pojawił się w Warszawie i zaczął występować jako pieśniarz i tancerz w podrzędnych teatrzykach rewiowych. Matka długo nie mogła się pogodzić z "niepoważnymi ciągotkami aktorskimi" swego jedynaka, ale gdy związał się z teatrami warszawskimi i osiadł w stolicy, zamieszkała z nim, akceptując w końcu jego wybór. Od początku swych występów na scenie używał pseudonimu Bodo - od dwóch początkowych liter swego imienia Bogdan i matki Dorota. W 1925 roku zadebiutował w filmie "Rywale". I od tego momentu zaczęła się jego kariera aktorska.
Bodo nie był mężczyzną specjalnie urodziwym, co w czasach, gdy gwiazdorami byli aktorzy "żurnalowo" przystojni, w stylu Roberta Taylora czy Gary Coopera, mogło budzić zdziwienie. Miał twarz zbyt szeroką, o nieregularnych rysach, przyciężkawą sylwetkę, ruchy nieco niezgrabne i pozbawione naturalnego wdzięku. A mimo to grał z wielkim powodzeniem romantycznych kochanków, czarujących uwodzicieli, czasem bohaterów tragicznych, typy spod ciemnej gwiazdy. 
Był szarmancki, uwodzicielski, dbał o nienaganny ubiór. Gdziekolwiek się pojawiał, otaczały go tłumy wielbicielek. Filmy z jego udziałem przynosiły duże zyski. Miał poczucie humoru i był mistrzem w tworzeniu dowcipów sytuacyjnych. Pewnego razu, gdy wszedł do sklepu ze swoim Sambo, przerażone wielkością psa ekspedientki uciekły w kąt, na co Bodo powiedział: "Szanowne panie! Nie ma się czego bać! On już dzisiaj zjadł jednego człowieka na śniadanie".
Tuż przed wybuchem wojny Bodo zaczął pisać scenariusze i reżyserować filmy, w których grał główne role- Królowa przedmieściaZa winy niepopełnione. Był też producentem i współwłaścicielem wytwórni filmowej. Zagładę jego uporządkowanego, dostatniego świata przyniósł wybuch wojny.
Gdy Polskę zaczęła zalewać nawała hitlerowska, setki tysięcy Polaków szukało ratunku w ucieczce na wschód. Miastem, które uznano za symboliczną "arkę Noego", był Lwów. Tam też schronił się Bodo, uciekając z Warszawy.
Pod koniec września 1939 roku Lwów potroił liczbę mieszkańców. Z dnia na dzień stał się potężnym zbiorowiskiem inteligencji z całej Polski. Znaleźli się tam w nadziei przetrwania wojennej zawieruchy pierwszorzędni twórcy polskiej literatury, sztuki i nauki, wybitni uczeni i artyści. Środowisko aktorskie było szczególnie liczne. 
Wkrótce Lwów zajęli Rosjanie, ale w przeciwieństwie do Niemców w Warszawie, pozwolili tworzyć teatrzyki rewiowe, a aktorom grać w teatrze. Wtedy też powstało we Lwowie kilka zespołów teatralnych i kabaretowych o różnych nazwach.
Wszystkie te zespoły polskie, gdy ich programy schodziły z afisza we Lwowie, wysyłano na tournée w głąb ZSRR - do Kijowa, Charkowa, Moskwy i Leningradu. Cieszyły się tam dużą popularnością ze względu na oryginalność prezentowanej muzyki i wysoki poziom aktorski. W lutym 1941 roku przygotowano komedię muzyczną pt. "Muzyka na ulicy" z udziałem Eugeniusza Bodo. Banalna fabuła była pretekstem do śpiewania piosenek z przedwojennych rewii i filmów. Po kilkutygodniowych występach we Lwowie 43-osobowy zespół Warsa miał wyruszyć w 10-miesięczną trasę po całym Związku Radzieckim. Niespodziewanie Bodo odmówił udziału w wyjeździe.
"Bodo - wspominał po latach w Londynie jego przyjaciel, aktor Gwido Borucki - oświadczył, że nie chce wyjeżdżać z teatrem do Rosji, ponieważ jako obywatel szwajcarski pragnie wyemigrować do Ameryki. Dla członków naszego zespołu było to zaskoczeniem, bowiem nikt z nas nie wiedział o tym, że Bodo był Szwajcarem z pochodzenia. Staraliśmy się go namówić, aby jechał z nami, ale Bodo uparł się". 
Można przypuszczać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że gdyby Bodo wówczas pojechał, przeżyłby wojnę i trafiłby do armii Andersa, jak wszyscy aktorzy z zespołu Henryka Warsa. Bodo pozostał jednak we Lwowie, bo - jak niektórzy przypuszczają - postanowił czekać na wymarzony paszport do Ameryki. I w tym momencie urywa się ślad, jak gdyby sławny aktor zapadł się pod ziemię. Wszystko, co później wiadomo o jego losach, rozgrywało się już w sferze domysłów, poszlak i często wykluczających się relacji. 
Pierwszą noszącą znamiona wiarygodności wydała mi się relacja, którą otrzymałem od mieszkającego w Opolu Józefa Misiaka - lwowianina, przed wojną piłkarza Pogoni Lwów.
W 1946 roku po opuszczeniu Lwowa Józef Misiak osiedlił się w Opolu.  Nie wiedziałem, że Józef Misiak był na granicy życia. Zostało mu pięć miesięcy. Nosił w sobie śmiertelną chorobę i  postanowił opowiedzieć mi przed śmiercią tajemnicę, której nie odważył się wcześniej zdradzić. 
Spisałem ją 10 marca 1992 roku, a dwa tygodnie później, po opublikowaniu jej w "Trybunie Opolskiej", stała się ona sensacją, przedrukowaną m.in. w londyńskim "Dzienniku Polskim" i krakowskim "Przekroju".
Według relacji Józefa Misiaka Bodo został aresztowany przez patrol NKWD 25 czerwca 1941 roku około godziny jedenastej w centrum Lwowa, przy pomniku Agenora Gołuchowskiego. Trwała już wówczas wojna niemiecko-sowiecka. We Lwowie, do którego lada chwila mieli wkroczyć Niemcy, po opustoszałych ulicach krążyły patrole rosyjskiej ariergardy. W więzieniach na Łąckiego i w Brygidkach enkawudziści likwidowali świadków swych zbrodni. We Lwowie wprowadzono stan wojenny. W tych warunkach poruszanie się osób cywilnych po mieście było bardzo ryzykowne.
Mimo to Eugeniusz Bodo pojawił się w centrum miasta w towarzystwie młodej dziewczyny. Ten jego ostatni spacer widział właśnie Józef Misiak - wówczas pracownik lwowskich telefonów, wysłany przez Rosjan ze specjalną przepustką, aby naprawił uszkodzony kabel telefoniczny. W relacji, którą mi złożył, Misiak twierdził, iż ukryty za krzakami w parku Jezuickim widział moment, jak Bodo ze swą towarzyszką wpadli w ręce trzech umundurowanych Rosjan tuż przy pomniku Gołuchowskiego. Enkawudziści rozdzielili ryzykancką parę. Boda miano odprowadzić w głąb parku, gdzie po pewnym czasie padły dwa strzały. Zmrożony strachem Józef Misiak był przekonany, iż strzały te przecięły życie aktora.
Równolegle z moimi poszukiwaniami prawdy o śmierci Boda, twórca znakomitego programu telewizyjnego "W starym kinie", krytyk filmowy, autor wielu książek poświęconych dziejom polskiej kinematografii Stanisław Janicki zwrócił się do telewidzów z prośbą o pomoc w ustaleniu ostatecznej wersji śmierci artysty. Otrzymał wówczas kilkadziesiąt listów.
Niestety, jak to często bywa, zawarte w nich było wiele różniących się, a wręcz wykluczających wersji.
Stanisław Janicki, który tajemnicy śmierci Boda poświęcił wiele lat i nakręcił na ten temat w 1997 roku film dokumentalny pt. "Za winy niepopełnione", tę mnogość wersji tłumaczył niebywale silną legendą, jaką osnuta była postać Boda. Ludzie, którzy choćby przypadkowo się o niego otarli w ostatnich latach jego życia, na swój sposób próbowali wyjaśnić, co się z nim stało. Święcie wierzyli w swoje wersje, które z czasem uległy nasilającym się procesom samokreacji.
W tym samym mniej więcej czasie, po moim artykule o Bodo w londyńskim "Tygodniu Polskim", opublikowano list mieszkającego w Nowym Jorku Aleksandra Feinera, w którym pisał: 
"Bodo zmarł w obozie sowieckim 24 grudnia 1943 roku Obóz nazywał się Peresylnyj Punkt nr 1 i znajdował się w Bołtince koło Kotłasu, archangielskaja obłast. Powodem śmierci była pelagra i głód. Ja o tych faktach wiem, ponieważ też tam byłem - a mój ojciec, Leon Feiner, umarł w tym samym dniu na sąsiedniej pryczy".
Po 1989 roku do śledztwa w sprawie śmierci Boda włączyła się jego krewna ze strony matki- Wiera Rudź. Zaczęła pisać listy do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, do prezydentów Lecha Wałęsy i Borysa Jelcyna, marszałków Sejmu i Senatu. Na polecenie kancelarii prezydenckiej w Moskwie odpowiedź przyszła od rosyjskiego Czerwonego Krzyża. Znalazł się tam dokument stwierdzający, że Bodo zmarł 7 października 1943 r. w łagrze w Kotłasie pod Archangielskiem. Do informacji dołączone były dwa wstrząsające zdjęcia. Bodo w brudnym łachu więziennym, z ogoloną, owrzodzoną głową, postarzały, z zarośniętą, szarą, ziemistą, wychudzoną twarzą. Dawnego Boda przypominały tylko żywe, gorejące oczy.
Długo można by jeszcze snuć te historie zagmatwanego śledztwa w sprawie miejsca i okoliczności śmierci Boda. Sprawa została ostatecznie zamknięta w tych dniach dzięki Grzegorzowi Jakubowskiemu - nieżyjącemu już historykowi IPN, który otrzymał od zaprzyjaźnionego wysokiego urzędnika archiwum rosyjskiego kserokopie pełnej dokumentacji ostatnich przesłuchań Boda. Jest to obszerny stenogram, notatki śledczych i akt zgonu. W oparciu o ten materiał dziennikarze Maciej Duda i Daniel Walczak stworzyli znakomity dokument filmowy pt. "Tragedia amanta", wyemitowany w "Superwizjerze". Program miał gigantyczną widownię. 
         Podsumowując- należy stwierdzić, że Bodo chcąc wydostać się z okupowanego Lwowa, obrał fatalną drogę. Sądził, że pomoże mu w tym paszport szwajcarski - państwa neutralnego. Nie przewidział, że sprowokuje tym podejrzliwość enkawudzistów, którzy przyjęli wersję, że skoro ma podwójny paszport, to jest szpiegiem. Tym bardziej, że znał wiele języków i bywał często jako producent filmowy w Berlinie. Chcąc wymusić na nim przyznanie się do rzekomego szpiegostwa, poddano go okrutnym zabiegom, a nawet torturom, które w sumie trwały prawie dwa lata. Gdy zmarł wskutek głodu i wycieńczenia, jego nagie zwłoki wrzucono do głębokiej jamy - anonimowego grobu wielu podobnych doń nieszczęśników..."
Fragmenty artykułu Stanisława S. Nicieja, kliknij jeśli chcesz przeczytać całość

***
 Wybrałam Eugeniusza Bodo jako kolejnego bohatera mojego wpisu, ze względu na historyczny fakt odsłonięcia niedawno, bo 2 października 2011, w Kotłasie na cmentarzu Makaricha  pomnika artysty, Który jest od teraz także jego symboliczną mogiłą.
Upamiętnienie legendarnego artysty było inicjatywą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP oraz Instytutu Polskiego w Petersburgu. Spotkała się ona z przychylnością miejscowych władz i kotłaskiej Polonii.
Uroczystość odsłonięcia pomnika była głównym punktem trwających  Dni Kultury Polskiej w Kotłasie. Na ich program złożyły się projekcje filmów z udziałem Bodo, koncerty polskiej muzyki i wystawa polskiej sztuki współczesnej.



Inne wpisy dotyczące Eugeniusza Bodo to między innymi:

Eugeniusz Bodo na wesoło
Piętro wyżej 1937
Głos pustyni 1932




wtorek, 28 lutego 2012

Po-lin. Okruchy pamięci 2008



       Dawne życie, jego codzienność, obyczaje, zwyczaje, które niestety całkowicie zniszczyła wojna. Oto, co przedstawia film dokumentalny  Po-lin.Okruchy pamięci z 2008r. 

  Film zaczyna się  słowami:
  W latach trzydziestych XX wieku, Żydzi, którzy wyemigrowali do USA, przyjeżdżali do Polski, żeby odwiedzić swoich krewnych. Czasem przywozili ze sobą kamery filmowe. 
 Bieg historii sprawił, że te amatorskie materiały kręcone niewprawną ręką, często przez nieznanych autorów, ocalają dla nas skrawki unicestwionego  świata Żydów polskich. Dzięki nim powstał ten film. Ci co przeżyli pisali Księgi Pamięci. Dzięki księgom postał komentarz do tego filmu...

 Sam ten wstęp wystarczająco zachęca do obejrzenia dzieła pani Jolanty Dylewskiej. Krótkie filmy z różnych miejscowości Polski z  lat trzydziestych uzupełniają wspomnienia ludzi, którzy żyli w tamtym czasie.
 Ostatni świadkowie, którzy łączą nas z życiem tamtym. 
 Poza tym wzruszająca muzyka, wyjątkowy głos narratora, Piotra Fronczewskiego, zamykają całość w bardzo nostalgiczne i piękne dzieło.

Wybrane  cytaty z filmu:
Chłopcy od trzeciego i czwartego roku życia uczą się zasad wiary, bo życie jest zbyt poważne by spędzać je na zabawie. Kiedy malcy po raz pierwszy przekraczają próg chederu mełamedowie, nauczyciele, rozsypują na ich kartkach hebrajskim alfabetem rodzynki i migdały a palce smarują im miodem. Chłopcy powinni pokochać naukę...



Zostaną robotnikami, studentami, buntowcami, chalucami, będą marzyć  o Erec Jisrael i o miłości... 
Szlamek, Mordechaj, Lutek, Dawidek, Frania, Mira, Dwojra...
Jeszcze 10 lat mają przed sobą
 ...
Smutek ogarnia mnie straszliwy, kiedy patrzę na te dzieci. Bo wiem jaki los je czeka za kilka lat. Ile z nich przeżyło? Czy w ogóle któreś?
Wzniosła jest myśl, która pojawiła się w tym filmie:
      Wiem, że te dusze wiedzą o nas, widzą nas, pamiętają o nas, i... nadal żyją tylko już w lepszym świecie...

 I my pamiętajmy o nich, bo to  nasza polska historia, która przeminęła bezpowrotnie i z zimnym, okrutnym wiatrem...

poniedziałek, 27 lutego 2012

Dita Parlo




Dita Parlo – słynna aktorka, muza reżyserów-buntowników : J. Vigo, J. Renoira, G. Wilhelma Pabsta, D. Krisanoffa. Zasłynęła niezwykłymi rolami w filmach zaliczonych w poczet arcydzieł światowej kinematografii. Pisałam i polecałam wczoraj film Atalanta, w którym grała. Warto przypomnieć wielką aktorkę ... 

Urodziła się 4 września 1908 roku w Szczecinie jako Gerda Olga Justine Kornstädt była córką urzędnika kolei żelaznych Maxa Kornstädta i Charlotte Konstance Klamann. Małżeństwo jej rodziców jednak nie trwało długo i szybko się rozpadło, a Charlotte z córką wyjechały do Berlina. Tam mała Gerdita uczęszczała na lekcje baletu, a gdy podrosła, matka posłała ją do szkoły przy słynnym studiu filmowym UFA. Młodziutką Ditę wypatrzył Erich Pommer, wpływowy producent ery kina niemego. Jeśli wierzyć anegdocie, którą w 1930 roku przytoczył polski magazyn Kino, rezolutna dziewczyna nie mogąc się doczekać swojego filmowego debiutu sama postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce:
Kiedy Aleksander Wołkow zastanawiał się nad obsadą filmu Geheimnisse des Orient (Tajemnice Orientu)  usłyszał za drzwiami krzyk i zamęt. Grupa dozorców szamotała się z jakąś dziewczyną. Wołkow kazał wpuścić niespodziewanego gościa. Stanęła przed nim śliczna dziewczyna z płonącymi oczami i ciemną czuprynką, która nie zważając na nic śmiało rzekła:
-Musi mnie pan zaangażować do roli niewolnicy! Lepszej pan nie znajdzie, panie Wołkow!
Reżyser parsknął śmiechem, lecz przyjrzawszy się uważniej młodziutkiej aspirantce, spoważniał i podpisał z nią kontrakt. To był pierwszy występ Gerdity, którą świat poznał i pokochał, jako Ditę Parlo...
    Największym triumfem Dity w jej okresie niemieckim były kreacje w Ungarische rapsodie (Węgierska rapsodia) Melodie des Herzens (Melodie serca)dzięki którym zdobyła europejską renomę. Główną rolę żeńską w filmie Melodie serca- pierwszym dźwiękowym filmie wytwórni UFA, zagrała, gdy miała zaledwie 21 lat. Partnerował jej najsłynniejszy amant niemieckiego kina  Willy Fritsch. Rolą Juli Balog, głębią spojrzenia, cudownym uśmiechem oraz swoim niezwykle delikatnym i pięknym głosem Dita Parlo oczarowała widzów, producentów, reżyserów, nic więc dziwnego, że wkrótce pojawiły się nowe propozycje filmowe. Między innymi od Juliena Duvivera, który to w 1948 wyreżyserował Annę Kareninę z Vivien Leigh w roli tytułowej. Ditę obsadził w filmie Raj dla kobiet w 1930 roku. Zainteresował się nią też sam Orson Welles, który pracował nad scenariuszem według książki Josepha Conrada Jądro ciemności  i widział ją w roli narzeczonej Kurza, Elsy. Niestety, film ten nigdy nie został zrealizowany pomimo poważnego zaawansowania prac.
Szczęśliwy lot ku sławie i aktorskiemu spełnieniu nieoczekiwanie przerwała wojna. Władze hitlerowskie zażądały, aby Niemcy powracali do kraju. Dita postanowiła podporządkować się rozkazowi i wróciła… do Francji. Tu w 1939 roku zagrała po raz ostatni w filmie przygodowym L’or du Cristobal. Kiedy 3 września 1939 roku Francja wydała wojnę Niemcom, obywatele wrogiego państwa zostali internowani. Taki los spotkał też Ditę, która została osadzona w obozie w Grus. Przebywała tam do czerwca 1940 roku, do zajęcia Francji przez Niemcy. Po uwolnieniu z obozu udała się do Paryża, ale teraz z kolei jej profrancuska postawa wzbudziła zainteresowanie Gestapo i w rezultacie zesłano ją do obozu reedukacyjnego (Polizeihaft- und Erziehungslager) w Niemczech. Po pewnym czasie została z tego obozu zwolniona i znów wróciła do Francji, gdzie zastało ją wyzwolenie. 
   Dla niej, zakochanej we Francji i w jej kulturze, moment ten oznaczał początek… nowego koszmaru. Dita tym razem jako Niemka, została objęta akcją oczyszczenia (L’epuration), oznaczało to dla niej aresztowanie i zamknięcie w obozach w: Drancy, potem w Tourelles, w Romanville, koło Noisy-le-Sec i w Chauvinerie koło Poitiers. Proces, który jej wytoczono w pełni dowiódł jej niewinności i absurdalności zarzutów, ale pobyt w obozach załamał ją zupełnie. Ratunkiem okazała się miłość. Szczęśliwie wyszła za mąż za pastora Franka Geuetal. Po wojnie w zasadzie przestała grać w filmach. W 1950 roku zagrała w filmie Sprawiedliwości stało się zadość (Justice est faite) w reż. André Cayatte, a w 1965 roku w Pikowej Damie (La Dame de Pique), w reżyserii Leonarda Keigela, według opowiadania Aleksandra Puszkina.
W nocy z 11 na 12 grudnia 1971 roku Dita Parlo przeminęła. Jej ciało spoczęło w małej wiosce Montécheroux.
*
Jest legendą kina, jej rolą w Atalancie Jeana Vigo zachwycają się najważniejsze osobistości współczesnego świata filmu m.in. Helen Mirren, Andrej Tarkovsky czy Jim Jarmusch. Powszechne uznanie budzi wielka kreacja w arcydziele Jeana Renoira Towarzysze broni.
Inspiruje po dziś dzień: Dita von Teese przejęła jej imię, to samo zrobiła Madonna, gdy pracowała nad płytą Erotica.



niedziela, 26 lutego 2012

Atalanta 1934 ( L'Atalante)

Film zaczyna się dosyć romantycznie, sielsko. Zakochana młoda para idzie przez wieś, łąki i pola, odprowadzana przez tłum gości weselnych i pobliskich mieszkańców. On i Ona chcą dotrzeć do barki o imieniu Atalante, gdzie planują spędzić życie. On zwłaszcza- ponieważ mieszka tam od dawna, ona dopiero zacznie. Wprowadzi na barkę uśmiech, spontaniczność, dobroć i ... czystość. Pierwsze co, to zabierze się do prania.
 Jednak po czasie zaczyna nudzić ją monotonia i brak wrażeń. Marzy o wielkim mieście, ładnych sukienkach i rozrywce.

 Zaprzyjaźnia się z Julesem, który to pokazuje jej swoje skarby i pamiątki z różnych podróży po świecie, opowiada ciekawe historie. Mąż, gdy to odkrywa, wpada w furię z zazdrości. Przez tą jego wybuchową zazdrość, i zupełny brak zrozumienia,  ich małżeństwo przeżyje  dotkliwy kryzys. Ona co prawda podsyci ją, gdy w rozpaczliwym pragnieniu przeżycia jakiejkolwiek rozrywki jakiej daje miasto, opuszcza zakotwiczoną barkę i decyduje się iść tam sama. Jego podejrzenia okażą się niesłuszne, jednak on przekonany o jej zdradzie, w jednej chwili podejmie decyzję, która będzie bolesna dla obojga. Czy ich miłość okaże się silniejsza i przyciągnie dwa zagubione serca znów ku sobie?


Wybrane fragmenty filmu:


                                   -Zamknąłeś oczy?
-Zamknąłem, no pewnie! A o co ci chodzi?
-Nie widzisz w wodzie tego kogo kochasz?
-Co?
-To prawda, kiedy byłam mała, widziałam. I w tamtym roku, kiedy przyszedłeś do mnie, poznałam, że to byłeś ty.


*
-Jesteś znudzona? Nie martw się, jeszcze zobaczysz świat!
-Dopłyniemy w końcu?
-Dokąd?
-Nie wiem. Gdziekolwiek! Do miasta. Do dużego miasta!
*
Jesteśmy na barce, A tu się pracuje. Żeglujemy, to nasza radość. Twardzi przy sterze, jesteśmy królami królestwa! Uśmiech ładnej dziewczyny, może w jednej chwili nas schwytać! Jeśli ciężkie czasy trwają, czekamy dopóki nie przeminą!
***
Film jest zabawny, intrygujący i taki życiowy.
 Jak bardzo odmienne bywają  czasami pragnienia kobiet i mężczyzn. I jeśli jedno nie będzie starało się rozumieć drugiego, ulegać od czasu do czasu, by ukochanej osobie sprawić przyjemność, nic z takiego małżeństwa nie będzie. Tutaj mężczyzna mimo ogromnej miłości jaką żywił do swej żony, zagubił się w swych domysłach i doprowadził do tego, że oboje cierpieli z tęsknoty za sobą. 




sobota, 25 lutego 2012

Stefan Jaracz



 "Jestem wyznawcą idei takiego teatru, który byłby jednocześnie czynnikiem wychowawczym, ale nic nie traciłby na swojej wartości widowiskowo-scenicznej...
Teatr powinien być dostępny dla najszerszych mas."                                                                          Stefan Jaracz 

 Stefan Jaracz specjalizował się w tworzeniu postaci "z ludu". Najprostszymi środkami opartymi na naturalistycznej metodzie mistrza Kazimierza Kamińskiego ukazywał złożoną psychikę człowieka. 
    Stefan Jaracz grał w filmie, o którym wczoraj pisałam- Panu Tadeuszu 1928. Wcielił się tam w postać Napoleona...
*
         Po wybuchu  pierwszej wojny światowej władze carskie ewakuowały Jaracza -jako obywatela austriackiego- w głąb Rosji.  Współpracował w Kijowie z Juliuszem Osterwą. Przyjaźnił się z nim od wczesnej młodości. Po wojnie powrócił do Warszawy już jako wybitny aktor i indywidualność artystyczna. 
   Występował w Teatrze Polskim  od 1921 roku związany był z Redutą Osterwy, później występował w warszawskim Teatrze Narodowym oraz gościnnie w Łodzi i Poznaniu.  Pracował wspólnie z Osterwą w teatrach Krakowa i Poznania. Współpraca Osterwy z Jaraczem nieraz okazywała się dla tego pierwszego kłopotliwa, ze względu na chorobę alkoholową, do której Stefan z żalem przyznał się w ostatnich pismach z lat czterdziestych.
         Przez dwa lata (1928-1930) podróżował po kraju z gościnnymi występami. Dzięki zgromadzonym w ten sposób pieniądzom mógł założyć własny teatr z własnymi aktorami. Teatr mieścił się w sali Ateneum, od której później wziął nazwę -obecnie Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza. Sceną tą kierował od 1930 roku do wybuchu wojny- z krótką przerwą. Postępowy, niewątpliwie zespół aktorski o radykalnych tendencjach osiągnął wysoki poziom artystyczny, sam Jaracz stworzył niezapomniane kreacje. Dano 50 premier i pięciokrotnie objeżdżano z przedstawieniami całą Polskę. Stefan Jaracz dał się poznać nie tylko jako aktor teatralny, który wykreował około 300 ról lecz również jako aktor filmowy, który w latach 1912-1936 nakręcił 26 filmów. Zainicjował także powstanie "teatru radiowego".
           Druga wojna światowa przerwała niezwykłą twórczość Stefana Jaracza. Po wydaniu, przez polskie podziemie, wyroku na Igo Symie, 1 kwietnia 1941 roku został aresztowany przez gestapo i w charakterze zakładnika wywieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po sześciu tygodniach został zwolniony ze względu na zły stan zdrowia. Chorował już wtedy na gruźlicę gardła oraz wystąpiła u niego częściowa utrata słuchu powstała na skutek uderzenia przez gestapowca. Do końca wojny Jaracz przebywał w sanatorium w Otwocku, gdzie uczestniczył w pracach konspiracyjnej Rady Teatralnej. W 1944 roku wyjechał do Lublina, aby tam podjąć występy sceniczne. Niestety zaawansowana choroba uniemożliwiła mu pracę artystyczną. Pisał więc w tym czasie teoretyczne artykuły dotyczące wizji i roli teatru polskiego.
Stefan Jaracz zmarł 11 sierpnia 1945 roku w Otwocku, pochowany został w Warszawie na Starych Powązkach. Przeszedł do legendy polskiej sztuki teatralnej, mimo pozornie złych warunków aktorskich -niski, krępy, o chrapliwym głosie- stał się wielkim aktorem, którego gra elektryzowała i roztaczała magiczną siłę nad uczuciami widzów.
*
   Powiem, że mało jest pamiętanych i przywoływanych do pamięci gwiazd przedwojennego kina, do dnia dzisiejszego. Stefan Jaracz ma to "szczęście", że o nim pamiętają, głównie w środowisku aktorskim, ale zawsze. I co najważniejsze, jest przywoływany do pamięci, między innymi tym, że ma pomnik w Olsztynie,  a na chodniku w Łodzi znajduje się "fotel Jaracza" - można usiąść koło odlanej z brązu figury słynnego aktora. Cztery teatry w Polsce są nazwane jego imieniem, w Łodzi, Olsztynie,  Warszawie i w Otwocku.  

ciekawostki: 
- Córka Stefana Jaracza -Anna Jaraczówna-  również była aktorką. Zagrała m.in. w kultowym filmie Stanisława Barei Brunet wieczorową porą  1976.
- Jego prawnuk- Mikołaj Radwan- również z powodzeniem grał w filmie. Wystąpił na przykład w serialu Tata a Marcin powiedział.

                                                                                źródła: teatry.art ; wikipedia ;


piątek, 24 lutego 2012

Pan Tadeusz 1928


AKTUALIZACJA 10.11.2012:
Serdecznie zapraszam do przeczytania również najnowszego wpisu, dotyczącego filmu:
Pan Tadeusz Ryszarda Ordyńskiego- cyfrowa rekonstrukcja 

_________________________________________________________________________

Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie;

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie;

Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie... 
                                                     fragment Pana Tadeusza-A. Mickiewicza



Z pewnością każdy z nas zna inwokację z Pana Tadeusza. Przynajmniej ten początek...



Uroczysta warszawska premiera Pana Tadeusza, odbyła się 9 listopada 1928 roku z udziałem dyplomatów oraz dostojników państwowych -prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Józefa Piłsudskiego.  Zapoczątkowała obchody dziesięciolecia niepodległości Polski. Przenosząc na ekran arcydzieło Adama Mickiewicza scenarzyści - Andrzej Strug i Ferdynand Goetel oraz reżyser Ryszard Ordyński postanowili zrealizować ciąg żywych obrazów w stylu rysunków Michała Elwiro Andriollego, autora 60 ilustracji Pana Tadeusza. Towarzyszyły tym obrazom fragmenty literackiego oryginału. 


Film cieszył się w stolicy ogromnym powodzeniem, otrzymał entuzjastyczne recenzje i wiele ciepłych słów.  Jednak budziło zastrzeżenia wysunięcie na plan pierwszy batalistyki z uszczerbkiem dla scen rodzajowych i obrazów przyrody. Krytykowano także budowę i układ fabuły, czytelny jedynie dla widzów dobrze obeznanych z poematem. 

Na ekranie przewinęła się czołówka ówczesnych gwiazd kina: 

Tadeusza grał Leon Łuszczewski, Zosię - Zofia Zajączkowska, Telimenę - Helena Sulima, Napoleona - Stefan Jaracz, księdza Robaka - Jan Szymański, Hrabiego - Mariusz Maszyński, Stolnika - Józef Śliwicki, Wojskiego - Wiesław Gawlikowski. 




Film Ryszarda Ordyńskiego był  drugą już próbą przeniesienia Pana Tadeusza na ekran. Pierwszą podjęto na przełomie lat 1919-1920. Nakręcono ponad tysiąc metrów taśmy odpowiadających 30 minutom projekcji, ale dalsze prace przerwano z przyczyn technicznych. Ryszard Ordyński wrócił jednak do koncepcji poprzednika i tak powstał jego film. Zadbano o realia: zdjęcia plenerowe kręcono w województwie nowogródzkim, w majątku nad Świtezią, nad wystrojem wnętrz, kostiumami, rekwizytami czuwał sztab konsultantów.


Z ponaddwugodzinnego filmu Ryszarda Ordyńskiego zachowało się do dzisiaj niewiele ponad 40 minut. Są to już tylko fragmenty fragmentów. Zaginęły, niestety, taśmy zawierające wszystkie sceny batalistyczne, pozostało zaledwie kilka ujęć przemarszu kawalerii. Zachowały się jednak sekwencje spowiedzi Jacka Soplicy, zaręczyn Tadeusza i Zosi, sławnego koncertu Jankiela i finałowego poloneza.


Trwają prace nad rekonstrukcją zachowanych fragmentów dzieła, film niżej jest tego dowodem:



*

           "Pana Tadeusza nie można rozpatrywać pod tym samym kątem, pod którym rozpatruje się inne filmy polskie, nie szukamy tu bowiem wartości kinetycznych, lecz – uczuciowych, i pod tym względem nie tylko nie doznajemy rozczarowania, ale – nawet może wbrew naszej dość powściągliwej naturze – musimy poddać się głębokiemu wzruszeniu. Nie jest to właściwie film, gdyż akcja jest dość chaotyczna, pozbawiona ciągłości i, dla osób nieznających Pana Tadeusza-a niestety, są jeszcze takie- może nawet niezrozumiała. Ale są to piękne ilustracje do tego cudnego poematu, którego każde słowo jest dla nas tak drogie. Było to jedyne rozwiązanie, gdyż wszelkie "przystosowania" do wymagań ekranu wyszłyby na pewno na szkodę Mickiewicza. Tymczasem tutaj widać przede wszystkim dbałość o spopularyzowanie nieśmiertelnego piękna poezji, o to, żeby ten, kto zobaczy film, zechciał poszukać jego dopełnienia w książce..

                                                    prasa- Kino Dla Wszystkich 1928 nr 78

*
    Fragmentów Pana Tadeusza 1928, nie miałam, niestety, okazji zobaczyć. Być może nadarzy się taka, gdy film zrekonstruują. Stare, polskie filmy można teraz obejrzeć czasem na TVP Kultura i  na kanale Kino Polska (którego nie mam). 
   Trochę jednak szkoda, że tak mało,  jest takich filmów na antenach różnych stacji. Widzę, między innymi na forach, że jest duże, że tak powiem, zapotrzebowanie na filmy z tamtej epoki. Nie tylko ja bym chciała powspominać.  Szkoda, ale cóż poradzić. 



I jeszcze,  jeśli chodzi o ówczesne gwiazdy kina, które grały przykładowo w tym filmie,  to nie ma o nich za wiele w internecie. W większości przypadków, takie ogólniki tylko. Po prostu przeminęły z wiatrem...


Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,
I nie da się przemocą okuwać w kajdany. 

Pan Tadeusz- Księga III, w.490–491


 Żadne żaby nie grają tak pięknie jak polskie

Pan Tadeusz- VIII Zajazd, wers 581


___________________________________________________

Re-premiera zrekonstruowanego "Pana Tadeusza"-fragment



                                                źródła: nitrofilm ; filmpolski ; wikicytaty ; filmweb ;

czwartek, 23 lutego 2012

Szpieg w masce 1933


Słyszymy wkoło wybuchy z armat, widzimy żołnierzy w maskach gazowych, a na niebie samoloty wojskowe. Czy to wojna? Na szczęście nie, ponieważ po chwili naszym oczom ukazują się trybuny, a na nich pełno ludzi. To tylko ćwiczenia pokazowe. 

Przyszła wojna będzie klęską ludzkości...

O ironio, pierwsze słowa w filmie to takie, można powiedzieć, prorocze słowa. Profesor Skalski je wypowiada. Pracuje on nad urządzeniem, które będzie potrafiło powstrzyma
ć pracę silnika innego urządzenia. Cel- działania antywojenne. Profesor ma tajne laboratorium, w którym razem z synem Jerzym prowadzi badania. Tylko oni mają do niego klucze.

Rita i Jerzy
Pod koniec ćwiczeń pokazowych, ze spadochronem ląduje Jerzy, nagrodzony przez publikę brawami, a Rita -artystka kabaretowa- rzuca mu kwiaty. On zauroczony piękną dziewczyną idzie do Alkazara, by jej  posłuchać.
Pierwszy znak, gdy serce drgnie, ledwo drgnie, a już się wie...
 Drgnęło serce chłopaka. Ale czy Jerzy wie z kim tak naprawdę ma do czynienia? Czy wie, że słodkie uśmiechy, uwodzicielskie pozy są wyreżyserowane, po to by go uwieść i zmanipulować? Niestety, nie wie. Rita bowiem, współpracuje z wrogim wywiadem, próbującym wykraść pracę profesora SkalskiegoJednak po miło spędzonym dniu z Jerzym, zakochuje się w nim. Próbuje wycofać się z zobowiązania i prosi o to swojego zwierzchnika- niestety jest już za późno...


Cytat z filmu:

-Wierzę, że znajdzie pan jakiś sposób, który unieszkodliwiłby ten wynalazek. 
-I na co by się to przydało, prosze pana.  Za miesiąc wynajdą nowy gaz, jeszcze silniejszy.
-Więc mamy skapitulować? I w razie wojny dać się wytruć?
- Uchowaj Boże! Trzeba tylko uniemożliwić wojnę.
-To są mrzonki...
*
   Warto wspomnieć, że w filmie szefa polskiego kontrwywiadu zagrał Igo Sym, na którego polskie podziemie wydało wyrok śmierci w 1941 roku. Bogusław Samborski również nie zabłysnął patriotyzmem podczas okupacji, wystąpił on bowiem w antypolskim filmie Powrót w reżyserii G. Ucicky'ego.
W filmie Szpieg w Masce wcielił się w postać Pedra-kierownika wrogiej agentury.
Hanka Ordonówna i Bogusław Samborski
  "Widziałem osławiony "Heimkehr" z okresu wojny. Rzeczywiście Samborski zagrał tam rolę demonicznego polskiego burmistrza nękającego ludność niemiecką. Ta antypolska kreacja przysporzyła mu wielu wrogów, szczególnie wśród polskiego podziemia. W powojennym procesie aktorów oskarżonych o współpracę z III Rzeszą, w jego obronie wystąpił Aleksander Zelwerowicz, który tłumaczył, że Samborski był szantażowany przez hitlerowców ze względu na pochodzenie swojej żony, która była Żydówką. Samborski uciekł z Polski (Generalnego Gubernatorstwa), po udanym zamachu na Igo Syma - tak na marginesie, to właśnie Sym zaproponował mu rolę w Heimkehr. Następnie grywał epizody w niemieckich i austriackich produkcjach pod pseudonim Gottlieb von Sambor. Prawdopodobnie po wojnie osiadł w Argentynie jak większość hitlerowskich uchodźców.
Jak tak naprawdę ocenić Samborskiego? Na pewno posiadał znakomity talent aktorski i co mnie osobiście najbardziej fascynuje, to że jego negatywne role aktorskie starły się z jego życiem osobistym. Warto też wspomnieć tutaj jego ostatnią rolę Anzelma Bohatyrowicza z "Nad Niemnem" (cały materiał spłonął podczas bombardowania Warszawy w 1939r.). Myślę jednak, że Samborski stał się ofiarą wojny. Wielu wybitnych polskich aktorów dobrowolnie współpracowało albo przyjmowało bierną postawę wobec hitlerowskiego okupanta, np. Adolf Dymsza czy wreszcie bożyszcze międzywojenne Kazimierz Junosza Stępowski, de facto przypadkowo zastrzelony przez KEDYW. Aktorzy ci grali wesołe rólki w Teatrze Komediowym, a za ścianą ich rodacy rozstrzeliwani byli w masowych egzekucjach.

Bogusław Samborski mógł zagrać w Zakazanych Piosenkach, chciałbym go zobaczyć też w Zamachu czy Krzyżakach. Na pewno zagrałby znakomicie. Niestety los skazał go okrutnie. Zmarł na wygnaniu ze świadomością zdrajcy." tekst o Samborskim Bugatti



Trzeba wspomnieć też o tym, że piękną Ritę zagrała oczywiście sama Hanka Ordonówna. Chyba jednak wolałam jak śpiewała- to scena była jej żywiołem i prawdziwą pasją. Dialogi i jej gra nie powalają, chociaż przyznam, że miło się na nią patrzyło, gdy jej twarz rozświetlał co chwilę uroczy uśmiech. Cenię ją po prostu jako człowieka,  i dlatego jej drobne niedociągnięcia w grze nie mają dla mnie większego znaczenia...


                          


A czy znacie film Sami Swoi, Sylwestra Chęcińskiego? Podejrzewam, że znacie, więc powiem Wam, że występuje w nim jedna osoba, która grała 30 lat wcześniej w Szpiegu w Masce. Chociaż może o tym wiecie i nie będzie to dla Was żadna rewelacja, ale ja nie wiedziałam.

Pamiętacie Jaśka, który przez Kargula musiał za morze uciekać? Jaśko z Samych Swoich i sprzedawca płyt z filmu Szpieg w Masce to jedna i ta sama osoba...




                                           *
W trakcie filmu zwróciłam uwagę też na nazwisko Szpotański. Kryptoreklama zapewne ;)

Kazimierz Szpotański swoją firmę zaczął rozwijać od produkcji włączników światła, w dwupokojowym lokalu. Bardzo szybko firmę rozwinął i stał się największym w przedwojennej Polsce potentatem od aparatury elektrycznej. 
Po II wojnie światowej nastąpiła nacjonalizacja wszystkich prywatnych przedsiębiorstw, w tym i Szpotańskiego. Pod naciskiem władz komunistycznych opuścił założony przez siebie zakład.

Co ciekawe..
 -Urządzenia z fabryki Szpotańskiego są nadal w użyciu.
-Tablicę rozdzielczą Szpotańskiego można oglądać na przykład w latarni morskiej na Rozewiu. 
-Jego imieniem została nazwana ulica w Warszawie.

środa, 22 lutego 2012

Hanka Ordonówna




Miłość Ci wszystko wybaczy 
Smutek zamieni Ci w śmiech. 

Miłość tak pięknie tłumaczy: 
Zdradę i kłamstwo i grzech. 

Choćbyś ją przeklął w rozpaczy, 
Że jest okrutna i zła, 

Miłość Ci wszystko wybaczy 
Bo miłość, mój miły, to ja...

śpiew: Hanka Ordonówna
słowa: Julian Tuwim
muzyka: Henryk Wars



Swoją karierę, przypominającą baśń o Kopciuszku, zawdzięczała ambicji i pracowitości oraz zakochanemu w niej węgierskiemu aktorowi, reżyserowi i konferansjerowi Fryderykowi Jarosemu. Był jej opiekunem artystycznym, zmienił jej image, styl i repertuar. Dzięki niemu wyjechała do Paryża. Po powrocie z Paryża, całkowicie odmieniona, stała się czołową artystką kabaretu Qui pro quo(1922-1931), występowała również na wielu innych scenach w kraju i za granicą.
    Gdy skończyła 18 lat otrzymała propozycję występu w kabarecie Sfinks i teatrzyku Mira a następnie w bardzo popularnym wtedy Qui pro Quo. Premiera w Sfinksie niestety nie była za bardzo udana. Główną tego przyczyną był wygląd Hanki- szczupła, drobna, raczej przeciętna uroda. 

Kotów i dzieci na scenie nie należy pokazywać- tak komentowano. Wydawało się więc, że nie ma szans na karierę, Ordonka nie zrezygnowała jednak.  Pod kierunkiem Fryderyka Jarosego stała się niepowtarzalną, dojrzałą gwiazdą. 

Fryderyka poznała, gdy ten przyjechał do Warszawy z kabaretem rosyjskich emigrantów "Niebieski Ptak". To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jarosy od razu spostrzegł w niej gwiazdę. To on decydował o jej strojach, zachowaniu, kazał śpiewać przede wszystkim nastrojowe, sentymentalne ballady, reżyserował na scenie każdy jej gest, każde spojrzenie. Młoda artystka nie wyobrażała sobie życia bez Fryderyka. To on przecież nauczył ją wszystkiego. Przez kilka lat  stanowili ze sobą nieformalne małżeństwo. Jednak jego bardziej interesowało tworzenie niż posiadanie ideału. Kiedy uznał, że zrobił z Hanki wielką gwiazdę, po prostu odszedł z jej życia. Dla ambitnej i wrażliwej dziewczyny była to największa życiowa klęska. Artystka nie stroniła wtedy od towarzystwa mężczyzn próbując zapomnieć o nieszczęśliwej miłości.
 Minął pewien czas...
 Przypadkowo poznała hrabiego Michała Tyszkiewicza, który się w niej zakochał. Nie przypuszczała wtedy jeszcze, że spotkała swoją drugą prawdziwą miłość.  
   W 1929 roku Hanka Ordonówna była u szczytu swej kariery. Będąc gwiazdą teatru Qui Pro Quo w Warszawie, zaczynała śpiewać tanga i zakochała się. Jesienią tamtego roku, w teatrze zjawił się pewien młody człowiek, miał ze sobą tekst, który napisał do nieznanej nikomu hiszpańskiej piosenki-tanga, i zapragnął go ofiarować, wraz z płytą, swej ukochanej solistce. Ordonce tak bardzo spodobał się zarówno tekst, jak i muzyka, że zdecydowała się włączyć piosenkę do swojego repertuaru. Utwór odniósł wielki sukces i Ordonówna nagrała go w polskiej wersji. Na etykiecie płyty, pod polskim tytułem Uliczka w Barcelonie brakuje jednak nazwisk kompozytorów muzyki i autora słów. Wydawca je pominął i w tym tkwi sedno sprawy. A tym młodym człowiekiem, który w 1929 roku ofiarował słowa piosenki naszej gwieździe, był właśnie hrabia Michał Tyszkiewicz.

...Bo kochałam jak już nigdy potem
Z całej duszy i całą serca mocą
Radością wiosny i młodych lat polotem
Lecz niestety wszystko ma kres

Dziś przychodzę po wspomnienia dawne
Pod tę jabłoń, co szumem swym mówi
Że przeżyłam w jej cieniu
Chwil wiele tak pięknych
Że teraz nie szkoda łez...


 Została żoną młodego hrabiego niespełna rok później i
 postanowiła osiąść w rodzimym majątku męża

Jednak Hanka Ordonówna -mimo miłości do męża- prowadziła dosyć burzliwe życie erotyczno-uczuciowe, a hrabia Michał Tyszkiewicz wybaczał kolejne zauroczenia i zdrady. Niestety niezbyt trafnie wybierała, czy też nie miała szczęścia do  kochanków. Gdy porzucił ją aktor Janusz Sarnecki, próbowała popełnić samobójstwo, strzelając w skroń z pistoletu. Zamach na własne życie na szczęście jej się nie udał, a Ordonka od tej pory zakrywała bliznę kapeluszami, tworząc przy okazji nowa modę noszenia nakryć głowy. Natomiast romans z Juliuszem Osterwą zakończył się załamaniem nerwowym kochanka. Jednym z najbardziej "niebezpiecznych" kochanków Hanki był filmowy amant Igo Sym, który podczas wojny był szpiegiem faszystowskiego wywiadu. Bujne życie erotyczne Hanki Ordonówny miało jeden, że tak powiem dobry skutek- wpłynęło pozytywnie na rozwój w jej karierze...
Po raz ostatni na scenie pojawiła się w 1939 roku  w kabarecie Tip Top.

     Wybuchła II wojna światowa.
We wrześniu 1939 roku, wraz z Mieczysławem Foggiem i innymi artystami, śpiewała codziennie na Dworcu Gdańskim patriotyczne piosenki żołnierzom wyjeżdżającym na front. Czyniła to  dla podtrzymania ducha żołnierskiego. Nawet sama była ubrana w strój wojskowy podhalańczyków.

Oskarżona o szpiegostwo na rzecz Anglii, została uwięziona na Pawiaku. Zwolniona z braku dowodów i dzięki usilnym zabiegom męża. Udaje się Ordonównie  opuścić więzienie i Warszawę, by  wrócić do Ornian- rodzinnej posiadłości męża. Z czasem wyjechali do Wilna, gdzie wynajęli duże mieszkanieOrdonka miała możliwość grać  tam w teatrach, między innymi w Teatrze Polskim  na PohulancePo aresztowaniu męża i osadzeniu go na Łubiance przez NKWD, zaniepokojona losem męża, w poszukiwaniu jego śladów podążyła prywatnie tą samą trasąNiestety bezskutecznie próbowała go uwolnić. 

  Za odmowę przyjęcia obywatelstwa radzieckiego, została deportowana do obozu w Uzbekistanie, gdzie ciężko pracowała przy budowie dróg, głodowała i rozchorowała się na gruźlicę. Przeżyła tę sielankę dzięki lekarce, Rosjance, która ją przetrzymała nieco dłużej w szpitalu, gdy aktorka straciła już siły.


 Zwolniono ją i wielu innych, z obozu na mocy amnestii. Znana historyczna umowa Majski-Sikorski z lipca 1941 roku pozwoliła jej,  w tym jej mężowi (o tym jednak wtedy nie wiedziała), na wydostanie się z poniewierki. Małżeństwo Tyszkiewiczów odnalazło się dopiero w Aszchabadzie. Ona tu przywiozła z Taszkentu transport  dzieci polskich, pogubionych w chaosie deportacji ludności. On zaś był już pełnomocnikiem polskiej placówki Opieki Społecznej.

Swoje wspomnienia opisała w książce Tułacze dzieci jako Weronika Hort. Tak oto w słowie edytorskim napisała o swej misji:
 "Chociaż w morzu nieszczęść, w jakich utonęła ludzkość, ta historia garstki tułaczych dzieci jest kroplą, nie mniej może trafi do serc tych wszystkich, którzy walczą o sprawiedliwy, miłosierny, ludzki świat"


 Na swoim portrecie w owalu w 1949 roku napisała:
 "Gdy już zabraknie łez trzeba się śmiać!" Poniżej: "A świat jest pomimo wszystko piękny!"


Pod koniec życia ujawniła również wielki talent malarski, organizując swoje wystawy w Bejrucie -cykl szkiców Zamki na lodzie Chyba tylko upór i wola życia sprawiły, że walczyła z chorobą. Przegrała tę walkę dopiero w 1950 roku.
  
Pochowano ja w Bejrucie.
 
Po latach, bawiąca na kolejnym tournee po świecie ze swym "Mazowszem" Mira Zimińska-Sygietyńska odnalazła grób koleżanki w opuszczeniu. W Warszawie powiadomiła o tym Jerzego Waldorffa znanego z opieki nad Powązkami. Jej prochy, z jego inicjatywy, sprowadzono do Polski i pochowano 12 maja 1990 roku w Alei Zasłużonych na Powązkach.


***

„ŻYCIE JEST PRÓBĄ WARTOŚCI CZŁOWIECZEJ”
 Taką dedykację Hanka złożyła na fotografii mężowi Michałowi  w 1943 roku, po szczęśliwych i smutnych doświadczeniach ich życia. Była osobą bardzo wrażliwą na niedolę bliźniego, znała i ceniła wartość ludzkiego serca.


ciekawostki:
-Pseudonim sceniczny Hanka Ordon -prawdziwe jej nazwisko to Maria Anna Pietruszyńska- przybrała na początku kariery w 1922 roku, dzięki sugestii starszego kolegi z kabaretu „Qui pro Quo” - Karola Hanusza.
Dlaczego akurat tak? A mianowicie, skojarzyła się aktorowi recytowana przez kogoś „Reduta Ordona” Adama Mickiewicza. Hanusz  uznał jeszcze, że i imię Maria niezbyt się nadaje, jako zbyt powszechne.
Dla ciekawości czytelników,  przyszła dyrektor "Mazowsza" Maria Zimińska-Sygietyńska, z Marii stała się Mirą… 
*
 -Piosenkę  Miłość ci wszystko wybaczy Hanka wylansowała  śpiewając w filmie Szpieg w masce. Julian Tuwim zaś wiersz ten napisał własnej żonie w przelotnym kryzysie małżeńskim…

Polecam również inny wpis o Hance: Jej wielka miłość...

 źródła:www.magwil.lt ; emazury.com/sybiracy ; wilnoteka.lt

LinkWithin