czwartek, 29 sierpnia 2013

Mariusz Maszyński


"Maszyńskiego kochało się jak kogoś bardzo bliskiego. I na Maszyńskiego się szło- właśnie dla tego ciepła i pogody jaką promieniował"
Michał Misiorny

Urodził się 29 lipca w 1888 roku jako piąte dziecko Piotra Maszyńskiego i Marii z Owidzkich. W roku urodzin Mariusza, Maszyńscy mieszkali w domu Błeszyńskich przy ulicy Chmielnej 18 w Warszawie, zajmując po prawej stronie drugiego piętra pięciopokojowe mieszkanie, z trudem wystarczające na potrzeby ogromnej rodziny. Jako uczeń nie wyróżniał się, nie buntował. W domu, przez krótki czas, uczył się gry na fortepianie, by później przez całe życie żałować, że tak szybko się poddał i porzucił tę naukę.  Nie znosił lektur powieściowych, czytał niemal wyłącznie literaturę podróżniczą i pamiętnikarską, a jedyny wyjątek z zakresu beletrystyki uczynił dla "Ani z Zielonego Wzgórza".

Maturę zdał w 1907 roku i w tymże roku zaopatrzony przez ojca w 25 rubli rozpoczął studia na wydziale architektury Politechniki Lwowskiej. Mariusz studiował aż 7 lat i w końcu nie przystąpił do egzaminu państwowego pierwszego stopnia. Podobno wyobrażał sobie wcześniej, że architektura to kwestia wyobraźni, smaku artystycznego, rysunku. Niestety oprócz wyżej wymienionych, wymagano od niego także przedmiotów do których zamiłowania nie miał. Były to między innymi matematyka, statyka, wytrzymałość materiałów.
Z wybuchem I wojny światowej powrócił do Warszawy. Znalazł zajęcie u profesora Gembarzewskiego, dyrektora Muzeum Narodowego. Maszyński znał rysunek więc rysował i malował zabytki starej Warszawy. Robił to podobno dobrze.

Mariusz i Julian Maszyńscy, ok 1919
"Był duszą i sercem przedstawienia: każdym swoim wejściem czarował i bawił, zdumiewając ładunkiem temperamentu, rzadko widzianym na naszych scenach"
 Jan Kreczmar

Jednakże zamiłowanie do recytacji i estrady wzięło górę. Maszyński rozpoczął występy jesienią 1915 roku w Teatrze Nowoczesnym (u zbiegu ulicy Siennej i Jasnej) , pod pseudonimem Mariusz Krzewiński. W 1916 roku dołączył do objazdowego zespołu Adwentowicza, gdzie zadebiutował w dramacie Hauptmanna charakterystyczną rolą, Lofflera. Z początkiem sezonu 1917/18 zaangażował się do Teatru Polskiego i pozostał w nim dwa lata, grając 19 ról. Na inaugurację sezonu wystawiono Księcia Niezłomnego Calderona- Słowackiego. Witano w ten sposób wracających z wojennej rozsypki aktorów. Maszyński wystąpił w roli Selima. Pożegnał się z Teatrem Polskim rolą margrabiego de Chamarande w Królu Caillaveta, Flersa i Arene'a. Wraz z Dulębianką, Osterwiną, Porembą i innymi przeszedł do Teatrów Miejskich. Maszyński był członkiem zespołu artystycznego Teatrów Miejskich przez kolejne trzy lata (1919-1922). Był aktorem Warszawy. Poza epizodem w zespole Adwentowicza, pracował w Warszawie i dla Warszawy. Był osobistością międzywojennego dwudziestolecia, jednym z najwybitniejszych wykonawców przede wszystkim w zakresie ról komediowych.

"Aż tu nagle w 'Fircyku w zalotach' zobaczyłam ludzi, którzy nie byli "przebrani" w kostiumy, ale czuli się w nich jak we własnej skórze, których wdzięczne ruchy nie były wymuszone, ale wypływały z temperamentu postaci i harmonizowały z kostiumem i otoczeniem w sposób naturalny i swobodny. Osterwa, Dulębianka, Maszyński robili wrażenie, jakby całe życie ubierali się w rokokowe stroje."
Hanna Małkowska.
 
Tyzbe w Śnie nocy letniej
Szekspira, 1923
W 1919 roku Maszyński ożenił się z Janiną Załuską, młodszą od siebie o 12 lat. Mieszkał wówczas u ojca przy ulicy Smolnej 24. W 1921 roku przeniósł się do własnego mieszkania przy ulicy Pięknej 13/11, gdzie w 1923 roku urodziła się córka Ewa, a w 1930 martwy syn. W 1931 roku przenieśli się Maszyńscy do własnego domu przy ulicy Jesionowej na Mokotowie, gdzie spędzili trzynaście lat życia, aż do tragicznej śmierci podczas Powstania Warszawskiego. Maszyński był domatorem, uczestniczył w chórze domowym, gromadził płyty, a niedzielne poranki spędzał, głównie z córką, na koncertach symfonicznych w Filharmonii. Cechowała go także religijność, narastająca z latami. W okresie okupacji przybrała ona cechy niemalże mistyczne.
Maszyński  uczestniczył w późnonocnym występie Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej w Teatrze Polskim. Dochód przeznaczono na budowę schroniska aktorskiego w Skolimowie. W 1922 roku zagrał niewiele znaczący epizod w filmie Wiktora Biegańskiego Zazdrość, zasługując na nader pochlebną opinię Kuriera Polskiego "niewidziany jeszcze w filmie Mariusz Maszyński w epizodzie groteskowym staje się bardzo poważnym konkurentem największych komików ekranowych świata"

"Szczególny to aktor! Twardy, nieco szary, ilekroć skazany jest na odtwarzanie realnego życia, znajduje polot, wdzięk, cudowne pomysły, skoro tylko może dać życiu coś jakby z bajki. To radość patrzeć, jak publiczność Maszyńskiego lubi; to skrzepia naszą wiarę w przyszłość ludzkości, może kiedyś tak się będą lubić- jak by to było przyjemnie!"
Boy-Żeleński

Rok 1927 przyniósł mu jeszcze kilka ról mniej lub bardziej ważnych, a także ponowny kontakt z filmem. W filmie Uśmiech losu wystąpił razem ze Smosarką i Junoszą-Stępowskim."Gra artystów znajduje się na poziomie znacznie wyższym od dotychczas w filmach polskich widzianego. Najlepszym jest bezsprzecznie Mariusz Maszyński, który w roli kuzyna, systematycznie i beznadziejnie zakochanego starego kawalera, stworzył kreację kapitalną i godną wielkiego filmu amerykańskiego" recenzent "ABC" 1927 nr 27. Maszyński w tym roku wystąpił jeszcze w pierwszym polskim filmie marynistycznym Zew morza Henryka Szaro oraz w Przeznaczeniu Janusza Stara. W wywiadzie udzielonym dziennikowi ABC mówił, że praca w filmie pociąga go i niesłychanie interesuje, irytują go jednak stosunki panujące w polskiej kinematografii, bo gdy Chaplin dla obrazu o 3 tys. metrów może nakręcić 90 tys. metrów taśmy i wybierać ujęcia najlepsze, to u nas "oszczędności".

"Tylko Mariusz Maszyński przypomniał nam, że jesteśmy w teatrze i że istnieje na świecie talent, pomysłowość, mili ludzie. Pozwalam tu sobie uścisnąć symbolicznie dłoń tego znakomitego artysty, co uczynię przy pierwszym zetknięciu najzupełniej realnie. Oznajmiam również najzupełniej obowiązującą gotowość pójścia z nim o każdej porze dnia i nocy na wódkę, o ile oczywiście będzie mu odpowiadało towarzystwo smutnego i zgryźliwego poety"
Słonimski

  W Star-Filmie, według scenariusza Struga i Goetla, nakręcono w 1928 roku Pana Tadeusza, poetycką epopeję z napisami. Maszyński grał Hrabiego. "Świat" napisał: "To był Don Kiszot Miłaszewskiego, a nie Hrabia z Pana Tadeusza". W 1930 roku Maszyński wraz z Mirą Zimińską wyjechał do Joinville pod Paryżem, gdzie w europejskich studiach kręcono wielki, międzynarodowy film rewiowy Parada Paramountu. Maszyński był konferansjerem polskiej wersji językowej.

W 1932 roku wystąpił Maszyński w filmie Biała trucizna, także jako autor tekstów i dialogów. Film, choć wystąpili w nim znani i lubiani, był dość szmirowaty. Kurier Poranny notował: "rzeczą niewymownie przykrą jest pisać dzisiaj o filmie polskim. Ale to już nie film to skandal wołający o pomstę do nieba. Z obowiązku napiętnujemy tylko robienie filmów, których nicość zasłaniają panowie przemysłowcy wielkimi nazwiskami autorów i aktorów. Genialny artysta Stefan Jaracz powinien zażądać zakazania wyświetlania obrazu, w którym za pomocą ohydnej fabuły, przedpotopowej techniki i reżyserskiej ignorancji starano się ściągnąć go do rynsztoka artystycznego ( podobnie powinni zaprotestować przeciwko kalaniu ich nazwisk p. Irena Grywińska, Mariusz Maszyński, Gawlikowski, Broniszówna, i Justian. Innym to nie zaszkodzi."
Artyści nie wycofali swoich nazwisk.

Największym sukcesem ekranowym Maszyńskiego stał się film Każdemu wolno kochać z 1933 roku. Być może, był to jeden z przyzwoiciej zrobionych filmów polskich międzywojennych. Film eksportowano miedzy innymi do USA, Anglii i krajów Ameryki Łacińskiej. Piosenka z filmu pod tym samym tytułem stała się szlagierem roku.


   W sierpniu 1939 roku po raz ostatni występował gościnnie poza Warszawą - grając we Lwowie we własnej sztuce, pod wiele mówiącym tytułem, Koniec i początek. Rozpoczynał karierę u schyłku epoki gwiazd, kończył ją, gdy do głosu dochodziło pokolenie, które miało w przyszłości uformować teatr powojenny, którego on już nie doczekał.

Mariusz Maszyński spędził na scenie i w filmie łącznie 23 lata. Zaczął, gdy miał 28 lat, zakończył karierę w 51 roku życia. Dla wielu, którzy go znali i widzieli na scenie, Maszyński był przede wszystkim recytatorem, dopiero później aktorem. Ostatnie 4 lata życia, wypadające niestety na czas okupacji, wypełniły w całości recytacje- w "SIM"-ie, "U aktorek", w "Yacht-Clubie", w sali Konserwatorium Warszawskiego, a także w ogródkach jordanowskich, gdzie słuchały go dzieci.
Maszyński miał wiele twarzy i zainteresowań, więc trzeba dodać, że był też pisarzem, autorem komedii, scenariuszy i dialogów filmowych, piosenek i satyr, śpiewanych i recytowanych podczas okupacyjnych koncertów w kawiarniach i domach prywatnych.
Z reguły był człowiekiem pogodnym, przyjaznym i mającym ogromne poczucie humoru. Łatwo nawiązywał nić porozumienia z partnerami z pracy czy uczniami, trudniej z reżyserami. Mimo tych wyjątkowo pozytywnych cech, miał jednak dość wysokie mniemanie o sobie, niektórych lubił, innych nie uznawał. Maszyński, który był uroczym człowiekiem, nie lubił być reżyserowany.(Tadeusz Byrski)
Podczas pracy w szkole Zelwerowicza traktował słuchaczy jak kolegów."Niezapomniane to lekcje! Nie dlatego, żeby pan Mariusz był świetnym pedagogiem: ośmielę się nawet powiedzieć, że nie był nim wcale". Po prostu ulegał prośbom słuchaczy i recytował. Całe księgi Pana Tadeusza.

W latach 1939-44 stanął w szeregu aktorów odrzucających pracę w teatrach wspieranych przez okupanta. Jak wielu innych i on znalazł zajęcie w przemyśle gastronomicznym. W czasach okupacji odżył Maszyński-recytator. Recytacja była jego pasją, począwszy od czasów lwowskiego studium architektury. W recytacjach niejednokrotnie przemycał teksty Mickiewicza, Sienkiewicza, Żeromskiego i innych surowo zabronionych przez cenzurę. Miał w tym okresie szczególną i cenną filozofię. Filozofię ufności i pogody. Cierpiał ze wszystkimi, ale w jakiś taki budujący sposób.

  Życie artystyczne aktora zaczęło się na estradzie i na estradzie skończyło. W początkach kariery był to czas wojny i u schyłku czas wojny.

Maszyński zginął 6 sierpnia 1944 roku w Warszawie podczas Powstania. Tradycja rodzinna i większość świadectw pamiętnikarskich mówią o zagarnięciu całego domu przy ulicy Jesionowej przez własowców i rozstrzelaniu Mariusza, jego żony Janiny i jego dwóch sióstr malarek. Pomimo intensywnych powojennych poszukiwań, prowadzonych przez córkę i starszą siostrę, nie udało się odnaleźć grobów.

"Podczas okupacji był kelnerem i piosenkarzem w warszawskich kawiarniach. Tylko prywatnie i w ramach prowadzonej przez tajne ówcześnie Związek Muzyków pod firmą RGO imprezy koncertów w sali Konserwatorium mógł recytować nieporównanie, tak jak nikt inny, naszą wielką poezje- i na koncertach dla dzieci bajki czy humorystyczne wierszyki. Na takim to dziecięcym koncercie w lipcu 1944 roku widziałem go po raz ostatni. Był najlepszej myśli. Zapewniał nas na podstawie cudownie proroczych i sprawdzających się snów swojej siostry, że Warszawie już nic więcej złego nie grozi"
Jerzy Waldorff "Przekrój" 1946 rok.

                                                           *******
Wpis w całości powstał na podstawie książki Michała Misiornego zatytułowanej po prostu "Mariusz Maszyński". Wpis zawiera jej fragmenty. Zdjęcia również pochodzą z książki. Książkę zakupiłam niedawno poprzez antykwariat internetowy. Jest to wydanie pierwsze z 1967 roku. Na okładce jest cena 18 złotych i ja  po prawie pięćdziesięciu latach zapłaciłam za nią 18 złotych :) (wraz z kosztami przesyłki). Na pierwszych stronach są dwie pieczątki z napisem "Ex Libris Wojciecha Niżyńskiego". Najwidoczniej, poprzedni właściciel książki, po prostu postanowił ją sprzedać, mimo, że wcześniej "zapieczątkował". A tak przy okazji, jestem ciekawa, czy to ten Wojciech Niżyński- producent filmowy i scenarzysta pierwszej, polskiej telenoweli "W labiryncie" :)

   Wracając do książki, to przyznam, że spodziewałam się przeczytać więcej o życiu prywatnym aktora. Autor książki poświęcił na nie zaledwie stronę, i to jakby od niechcenia, rozpoczynając stronę takimi słowami "ten rozdział pragnęlibyśmy zamknąć garścią informacji o życiu prywatnym aktora, by później do nich nie wracać". W książeczce na 90-ciu stronach są głównie daty, tytuły przedstawień teatralnych, nazwiska kolegów, z którymi pracował i postaci, w których aktor się wcielał. Nie jestem jakimś wrednym paparazzi, który z butami wdziera się czyjeś życie, ale by książkę dobrze się "pochłaniało" potrzeba mi trochę głębszej fabuły, nie tylko suche daty, nazwiska i tytuły. Dobrze czytało mi się biografię Hanki Ordonówny i Eugeniusza Bodo- są to naprawdę wspaniałe książki. Być może, to nie jest wina autora książki i po prostu nie zachowały się żadne takie wspomnienia- tak jak przepadły rysunki autorstwa Maszyńskiego dokumentujące zabytki Warszawy.

 "Przy wszystkich swych zaletach popełnił Maszyński pewien wielki "błąd życiowy": nie wszedł do anegdoty. Ani tej warszawskiej, ani do aktorskiej, jaką opowiada się często podczas teatralnych wspominków i która trafia później do zabawnych i z chęcią czytanych pamiętników" 
cytat z książki


niedziela, 18 sierpnia 2013

Nora Ney i Głos pustyni

Dziś natrafiłam na swoje wpisy (skopiowane) na stronach o kulturze i tylko na jednej źródło z którego korzystano. Jak widać nie było zbyt wiele wpisów, a w zasadzie poza moim żadnego pełnego opisu filmu "Głos pustyni".

   http://www.bok.bialystok.pl/temat.php?wpisyID=776
    http://www.wrotapodlasia.pl/pl/wiadomosci/kultura_sztuka/Wieczor_wspomnien_z_Nora_Ney_w_10_rocznice_smierci.htm

Wrota Podlasia, nie pofatygowały się o podanie źródeł z  których korzystano ( bo nie tylko z mojego bloga skopiowano tekst).

  Nie będę się czepiać i pisać do redakcji portalu o wyjaśnienie (ale jak być może zauważyliście zawsze podaję źródła z których korzystałam) bo nie jest to prywatna strona i jak na razie, w zasadzie łatwo dojść, kto jest autorem tekstu, ale uważam takie zachowanie za mało profesjonalne i co ważniejsze mało kulturalne ;) 

   Dla przypomnienia dwa wspomniane wpisy:

Nora Ney

Głos pustyni



 

piątek, 2 sierpnia 2013

Opowieść o zwyczajnej dziewczynie



„Dzieciństwo, dalekie dzieciństwo, 
Pachnące lasem bez granic,
Że też ci się tak zeszło prędko
I tak na nic.
Pozostał po tobie zapach
I zimna bosa rosa,
I ciche jesienne noce,
I zima w płonących szczapach.
Ani jednej przeczytanej książki,
Końskie grzywy i bujna swoboda,
O dzieciństwo, dalekie dzieciństwo,
Przepłynięte niby wąska woda.”

  Tak właśnie, Krystyna opisywała swoje rodzinne Mazurki. Domu, w którym mieszkała, już od dawna nie ma, ponieważ został zniszczony przez bolszewików. Jedynie sucha trawa i ziemia pamiętają jej zapach, tak jak ona pamięta ich ...

   Kim była Krystyna Krahelska? Co miała w sobie takiego, że rzeźbiarka Ludwika Nitschowa, zapragnęła nadać jej twarz swojej rzeźbie? I to nie byle jakiej rzeźbie, a samej Syrence Warszawskiej, symbolu Warszawy i Niepodległej Polski. "Jaśniejąca uśmiechem wewnętrznej, młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczciwe, sprawiedliwe i piękne" to, według autorki rzeźby, miała.

 Krystyna urodziła się w 1914 roku w Mazurkach na Polesiu. Ziemia ta z pewnością ma w sobie coś szczególnego, ponieważ wielu słynnych Polaków urodziło się właśnie tam. Między innymi, Tadeusz Kościuszko, Julian Ursyn Niemcewicz, Romuald Traugutt, Adam Mickiewicz, Eliza Orzeszkowa, Tadeusz Rejtan. 
Rodzina Krystyny wychowywała ją w duchu głębokiego patriotyzmu i miłości do Ojczyzny. Ojciec dziewczyny nie jeden raz był aresztowany za patriotyczną działalność. Dziadek Aleksander brał udział w Powstaniu Styczniowym, a ciotka, Wanda Krahelska-Filipowiczowa, uczestniczyła w zamachu na Gieorgija Antonowicza Skałona, ówczesnego gubernatora Warszawy. Natomiast żoną kuzyna Krystyny, była Halina Krahelska „Myszka”, działaczka społeczna, żołnierz AK, która zmarła w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. 

Krystyna już we wczesnej młodości interesowała się poezją. Prowadziła swego rodzaju pamiętnik, w którym wierszem opisywała wszystko co wzbudziło w niej emocje i co dotyczyło wydarzeń z jej życia. Do harcerstwa wstąpiła w 1928 roku. „Odnalazła wreszcie coś, co ułatwia jej jakie takie pogodzenie się z miastem i, chociaż nie uwalnia się od tęsknoty za rodzinnymi stronami, sprawia, że Krystyna czuje się naprawdę potrzebna”

Gdy wybuchła wojna, Krystyna, mimo sprzeciwu rodziców, bez chwili zastanowienia spakowała walizki i przyjechała do Warszawy. Czuła, że powinna tam być i że na pewno będzie potrzebna, ponieważ ma przeszkolenie pielęgniarskie oraz jest duża i silna. Okazało się, że podjęła trafną decyzję, bo w czasach wielkiego chaosu i morza ludzkiego cierpienia liczyła się każda para rąk. Dzielna dziewczyna pomagała odgrzebywać zasypanych, kopała rowy przeciwczołgowe, udzielała pomocy rannym. W grudniu 1939 roku przystąpiła do działalności konspiracyjnej i złożyła przysięgę w Związku Walki Zbrojnej, później w AK oraz przyjęła pseudonim "Danuta". Była łączniczką, przewoziła amunicję, broń, prasę, dokumenty, nie tylko na terenie Generalnej Guberni, jeździła też na Polesie. Raz, podczas bytności na Polesiu, postanowiła odwiedzić swoje rodzinne Mazurki. Kiedy zastała tam tylko ruiny, postanowiła oddać hołd  miejscu ciepłych, dziecinnych wspomnień. Jej ból, rozpacz i tęsknota zabrzmiały w pieśni, którą spontanicznie tam zaśpiewała swym mocnym i pięknym głosem. 



Słowa matki Krystyny w pełni oddają jej wyjątkowe i skromne oblicze: „Dookoła Pomnika Syreny warszawskiej - do którego pozowała moja córka Krystyna - narosło z czasem wiele legend. Wiążą one, a nawet utożsamiają Krystynę z Syreną, nadając prawdziwej Krystynie postawę monumentalną i bohaterską. Krystyna prawdziwa nigdy nie pragnęła być bohaterką, nigdy nie marzyła o sławie w jakiejkolwiek postaci. Pragnęła jedynie być we wszystkim sobą i wyśpiewać siebie - od źródeł, od korzeni, dając ludziom prawdziwe piękno, a cierpiącym ukojenie”. Do końca swego krótkiego życia była sobą, zwyczajną dziewczyną, która bez chwili wahania naraża życie, by pomóc innym. Zmarła 2 sierpnia 1944 roku, w drugim dniu powstania. Dzień wcześniej, 1 sierpnia, około godziny 18-stej została trafiona trzema kulami na Polu Mokotowskim. Została po prostu bestialsko zamordowana,  wbrew prawom wojny, ponieważ była sanitariuszką, opatrywała rannego żołnierza i miała na ramieniu widoczną opaskę Czerwonego Krzyża.

  Mimo ostrzału, przyjaciele bez chwili zastanowienia ruszyli jej na ratunek, zabrali ją i ułożyli wśród słoneczników. Zmarła kilkanaście godzin później na punkcie sanitarnym przy ulicy Polnej 34. Na jej płycie nagrobnej wyryto napis: „Harcerka – żołnierka AK – autorka pieśni Hej chłopcy…” 


     A. Czarnomska: "Dzisiaj takich ludzi próżno szukać. Niezwykła kobieta, utalentowana poetka i pieśniarka, wierna przyjaciółka, a nade wszystko patriotka, która za Ojczyznę oddała życie". Czy te słowa oddają prawdę, czy rzeczywiście dziś takich ludzi już nie ma? Nie mnie to oceniać, jak wielu jest takich ludzi jak Wy drodzy czytelnicy, czy ja, pamiętający o przeszłości, o poświęceniu i cierpieniu naszych przodków. Łatwo jest mówić i pisać o swoim bohaterstwie, ale czy faktycznie w obliczu zagrożenia, potrafiłabym być tak ofiarna, bez strachu przed śmiercią i bólem? Jakkolwiek zabrzmią te słowa- naprawdę nie wiem. Nikt nie wie, co go czeka w życiu, w jaki sposób los wystawi go na próbę i jak ją przejdzie. Bojąc się o przyszłość, nie swoją, a przede wszystkim swoich dzieci, mam nadzieję, że nie przyjdzie nam tego sprawdzać. Pamiętam i będę pamiętać. 

                                                                ***

Piosenkę "Hej chłopcy, bagnet na broń" Krystyna napisała zainspirowana przez Ludwika Bergera. Po raz pierwszy zaśpiewała ją w styczniu 1943 roku, w jego mieszkaniu na Żoliborzu przy ulicy Czarnieckiego 39.                        



                         Słowa tej pięknej piosenki to wiersz Krystyny- "Miłość"

                                  
                                        
Wiersz o nas i chłopcach:

 „Jakże trudno uśmiechać się znowu do zieleni, do wiosny, do słońca,

 Nam, dziewczynom o gorzkich ustach, 
nam, dziewczynom o ramionach tęskniących,
Wiemy przecież, że wrócą kiedyś nasi właśni, najdrożsi chłopcy,
Wrócą kiedyś… Nie wiemy kiedy. Skądś – z tej swojej wędrówki obcej.
My musimy być mocne i jasne. Nam nie wolno płakać i nie wierzyć.
 Boby ciężej im było – daleko – naszym chłopcom…
 Naszym żołnierzom”



źródła:

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/echo201330-syrenka.html
http://blogmedia24.pl/node/56684
http://historia.urszulina.net/index.php?option=com_content&view=article&id=61&Itemid=79

LinkWithin