poniedziałek, 30 czerwca 2014

Kamienni rycerze, Trzy słowa i inne...

Na poezję coś mnie dziś wzięło. Ot, tak zwyczajnie, bez powodu. Więc znalazły się na moim blogu wiersze nieznane mi wcześniej. Nie wiem, jak Wam? :)
Wiersze wyrażają miłość, wspomnienia, nostalgię, odwagę, radość z bycia sobą i z dnia codziennego...
 Między wierszami znajdziecie też piękną, starą, lubelską legendę..

A to wszystko znalazłam w trochę mniej starych, aczkolwiek pożółkłych, przedwojennych "Moich przyjaciółkach" ;)

Trzy słowa
Myślę o tobie często. — O tych dniach minionych,
Co mi się dziś czarownym snem wydają tylko,
Taką niezapomnianą, jasną, drogą chwilką,
Co zniknęła, jak znika urok snów prześnionych.

Tęsknię za tobą.... Tęsknię... W marzeniach szalonych
Przyzywam cię tęsknoty potęgą tajemną, —
I przechodzisz... Z uśmiechem schylasz się nade mną,
I płomień ust swych tulisz, do mych warg
spragnionych.

Kocham cię! Kocham! Kocham! To piękne słowo
W głębi duszy mej chowam jedynie dla ciebie,
O, bo sen mój złocistszy niż słońce na niebie,
Musi mi się raz jeszcze śnić kiedyś na nowo.

Myślę, tęsknię i kocham! Niechaj te trzy słowa,
Cicho staną przed tobą, jak wizja tęczowa,
I niech ci w nocnej głuszy długo szepczą o mnie...

O moim kochaniu, co się w piersiach żarzy,
O tęsknocie, co czeka na snów swych spełnienie,
O snach moich o tobie, pięknych nieskończenie,
O wszystkim, co wywoła uśmiech na twej twarzy.

O łzach gorzkich, co płynąc ulgi nie przynoszą,
Niech nie mówią... Uśmiechu ust Twoich nie płoszą.
Ja chcę być ci uśmiechem tylko i radością,
Myśli twoich ciszą, a oczu jasnością.

Irena Strzemię - Pieczkowska.

                                >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Pamiętasz, właśnie Miasto kładło się do snu...
W ulicach milkły kroki i gasły latarnie.
Wyludniały się place, kina i kawiarnie
I w ciepłej ciszy nocy marły echa słów.

Był wtedy czerwiec, na plantach krakowskich
Co pierścieniem się wrosły w średniowiecznym
                                                      murze
Rozkwitały przepyszne, purpurowe róże...
Powietrze ciężkie było od ich woni mocnych.

W ciężkie, zawarte bramy, w okiennice senne
Krągły księżyc zaglądał, po niebie żeglując,
Kładł się cicho po dachach jasno-srebrną smugą
A na złoconych wieżach rozpalał się w czerwień.

Od bram uniwersytetu w aleje pachnące
Szliśmy miarowym krokiem, ramię przy ramieniu
Pieśń nasza potężniała .. Przechodnie w milczeniu
Przystawali... krzyżując spojrzenia znaczące.

W domach otwarto okna... wokoło pomnika
Staliśmy... karne, milczące szeregi...
Z tylu ciekawi, trochę tej podmiejskiej biedy.
W tłumie studenci, panny obok robotnika.

Dalej szumiały drzewa w wietrze, który chłodził
Nasze twarze płonące... Nagle ktoś nieznany...
Rzekł głośno, jak gdyby przez kogoś pytany
Zbudzili Miasto... Zapaleńcy... Młodzi!

Maria Naturska

                                  >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

                                                                                Kamienni rycerze- legenda

"Po jarmarku w Annopolu Janowskim wracali ludzie to do pobliskiego Rachowa, to do Kraśnika, to do Jakubowic. U skraju osady, na jednym ze wzgórz stojącej kaplicy św. Anny, kłaniali się przechodnie słomianymi kapeluszami własnej roboty, a na piersiach opiętych siwą, lub siwo-granatową sukmaną, kładli pobożnie i jakby z obawą — krzyża znak święty. Tuż za kaplicą, na polach i w jakubawickim lesie trzeba było mijać gromadę  głazów kamiennych, sterczących smutnie. Kto tylko zbliżył się do nich, szedł z odkrytą głową, szepcząc pacierze za dusze zmarłych, dopóki ostatni głaz nie został za nim. U stóp  wzgórza szumiała Wisła, zrumieniona blaskiem  
zachodzącego słońca... 

Tego dnia panował jakiś ruch przy tym kamiennym cmentarzysku. Stały furmanki, a  robotnicy przy pomocy legarów dźwigali  wielkie głazy, ładując po jednym na każdą z nich. Przechodzący włościanie zamruczeli niechętnie.
— I komuż to spodobały się te biedne kamieniska? Nie lepiej zostawić je w spokoju, kiedy tutaj tyla wieków przeleżały? 
Robotnicy roześmieli się. 
— Aha! „Śpiący rycerze"? — przygadał  któryś z nich. — Dosyć już się wypróżnowali. Teraz zrobimy z nich tamę wiślaną. Będzie im chłodniej. 
— Przydadzą się i na budowę drogi bitej! — zaśmiał się drugi. — Potłucze się na  drobno i szosa będzie jak brylant! 
Chłopi spojrzeli ze zgrozą na mówiących. Przecież to czarodziejskie kamienie, zaklęci  ludzie! Jakże ich tłuc na kawałeczki, albo tamy z nich robić? Grzech!!! 
                                            ______________________

Staje myśl w biegu, cofa się wstecz... Przez progi wieków, przez szlaki dziejów podąża w zawrotnym tempie, spieszna, zachłanna,  ciekawa i zatrzymuje się u tronu Bolesława  Śmiałego. 

Panią na obecnym Annopolu i Rachowie była wtedy Anna Rachowa, krewna św. Stanisława 
 Biskupa, matka dwóch synów: Sędziwoja i Żegoty, dziedziców Święciechowa i Opoki. Po drugiej stronie Wisły, we wsi Słupi, mieszkała piękna Halszka, srebrem śmiechu i brylantami oczu usidlająca męskie serca. 
     Na Wiśle wrzało życie. Od Krakowa,  Sandomierza, Zawichosta ciągnęły tratwy. Uwodzicielska Halszka zjawiała się wtedy na  wyniosłym brzegu Wisły, by syrenim śmiechem zwracać na siebie uwagę flisaków. Podrażniony mile zmysł słuchu wysyłał ich oczy na  zwiady i obezwładniająca rozkosz udzieliła się zmysłowi wzroku. Wiosła wypadały z ręki a świadomość powracała w chwili, gdy pozostawione samym sobie tratwy rozbijały się u stóp góry, ku triumfalnej radości zwodnicy. 

Uroda Halszki oczarowała także dziedzica Święciechowa. Sędziwoj, Radiów syn, wysłał swaty za Wisłę i wkrótce potem poślubił ukochaną dziewczynę. Ale nie ustatkował  Halszki ani pierścień ślubny, ani czepiec mężatki. Lekkomyślności — diabeł podszewkę  grzechu doszywa i w posiadanie bierze obałamuconą duszę. Toteż Halszka, jak puch kwiatowy w swym sercu lekka, zakochała się w mężowskim bracie, wabiąc go ku sobie. 
Młody Żegota, rycerz piękny i śmiały,  poddał się czarowi bratowej... Wartka krew zakipiała w żyłach i spełnił się czyn występny: brat bratu żonę uwiózł. 

Ból i gniew targnął sercem Sędziwoja...  Jego honor smagnęła hańba. Wzgardzony lecz dumny, zażądał od brata satysfakcji orężnej. Strwożyła się na to wszystko matka powaśnionych, Anna Rachowa. Jak to? Grzech cudzołóstwa jeszcze walką bratobójczą pomnożyć? Nigdy! Od czegóż matki słowo mocne, od czegóż jej miłość i bojaźń Boża? Przed swoje oczy ich wezwie, do serc ich trafi, skradzioną żonę oddać każe i uraz piastować nie  pozwoli... 

Ale silniejsza była zawziętość braci od woli matki. Nie pomogły ani jej słowa dobre, ani jej bolesny gniew. Dla walki o honor i kobietę zebrali rycerzy i ruszył każdy z nich na czele swego wojska. Sędziwoj zatrzymał się w lesie koło Jakubowic, Żegota — na pobliskim wzgórzu. Lekkomyślna Halszka  dumnym sercem przyjmowała spór braci. Nie  zależało już jej specjalnie na żadnym z nich. Zwycięzca miał być godzien jej względów. 
Z ciekawości wyszła otoczona dworem niewieścim na jedno ze wzgórz, chciwa  podniecającego widoku, ciekawa rezultatu walki. A w oknie baszty czuwała drżąca z  niepokoju Anna Rachowa. 
Może się rozmyślą? Może dłonie wyciągną do zgody? Może różdżką oliwną i gołębicą  pokoju stanie się w ostatniej chwili wietrznica Halszka? Wszak przyszła... Wszak jest... Czyż dopuści do rozlewu krwi przez nią?... dla niej?... 

Lecz co to? Szeregi szykują się do walki? Pada pierwsze hasło jej rozpoczęcia? Przebóg!!! Kainowa zbrodnia się powtórzy!!!... 
Z rozdzierającym krzykiem rzuciła się  Anna Rachowa na kolana. — Boże! — zawołała rozpacznie. — Zamień ich raczej w  kamienie, a nie dopuść by popłynęła krew bratnia!!! 

W odpowiedzi zawył niepokojący wiatr,  trzęsąc ramą okienną. Anna Rachowa uniosła się 
z klęczek i do okna podbiegła. Nie widać nic. Wicher poderwał z ziemi gęste leje pyłu i pole walki przesłonił. Jakoś straszno zrobiło się matce. 
— Czy Bóg zesłaniem nawałnicy chce oprzytomnić zaślepieńców? Chce odwlec chwilę zbrodni? 
Słychać żywy odgłos przyśpieszonych kroków... Ktoś biegnie... ktoś ucieka... Jakaś gromadka zbliża się do zamku. Kobiety!!!...  
Biegną przerażone. Długie szale podrywa i unosi wicher... Pierwsi dezerterzy z terenu walki. To dwór. Halszki. A gdzież ona? Już dopadły zamku, jęknęły ciężkie odrzwia... i cisza. Nie bieży więcej nikt, ale i strzałów nie słychać. Żywioł — nadprzyrodzoną moc przypomniał i ochotę bratobójczej walki odebrał? 
Matka patrzy, wypatruje oczy, wytęża słuch... Aż oto wiatr się uciszył, opadła kurzawa... Jezus Maria!!! co to? Znieruchomiali stoją rycerze, a opodal na wzgórzu sama, sztywna jak posąg Halika. 
Anna Rachowa wybiegła z baszty. Przestrach poniósł ją jak na skrzydłach. Z niepokojem 
dopadła pierwszych szeregów: — Kamienie!!! przebóg!!! kamienie!!! Sędziwoju! Żegoto! Nie było odpowiedzi. Gniewni bracia skamienieli także. Dla synów nie miało wagi słowo matki. Bóg usłyszał zaraz jej zaklęcie i udaremnił kainowy czyn. 
Przerażoną Anna Rachowa  oprzytomniawszy po pierwszym, wstrząsającym bólu, kazała — dla przebłagania Boga — wznieść kaplicę pod wezwaniem swej Patronki, na tym miejscu, gdzie skamieniał syn jej młodszy, a terenom położonym u stóp wzgórza dała nazwę Annopola. Po czym — złamana cierpieniem,  udręczona wyrzutami sumienia, wstąpiła do  klasztoru pp. Franciszkanek w Zawichoście, aby resztę życia spędzić na pokucie i modlitwie za biedne kamienie. 
Z wiarołomnej Halszki zadrwił ślepy los. W jakiś czas po tym zdarzeniu, mieszkańcy Annopola zbudowali wiatrak, na miejscu  tragicznego kresu jej żywota. Wiatrak — symbol godny grzesznej wietrznicy, pomnik  sprawiedliwy, na smutną pamiątkę postawiony. "

 Legendę o kamiennych rycerzach podważyli geolodzy, stwierdzając, że owe kamienie przywędrowały wraz z lodowcami ze Skandynawii. A podobno do dziś w okolicy Annopola stoją trzy samotne kamienie kształtem przypominające ludzi. "Rysów ich już nie rozpoznasz. Deszcz i wiatr rzeźbiły je długo i nadały im inny kształt." 
Natrafiłam w necie na inne lubelskie legendy i inną wersję powyższej legendy:  biblioteka.teatrnn.pl

Mimo wszystko, wydaje mi się, że warto pielęgnować w sercu dawne wierzenia i legendy, po prostu warto (od czasu do czasu) wierzyć w bajki ;). Przecież nie wszystko w życiu jest czarne i białe, nie wszystko da się wytłumaczyć, jednak wszystko jest w jakiś sposób magią: drzewa, trawa, kwiaty, oceany, zwierzęta, deszcz, słońce itd. Nawet my sami...

                        >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Ach! to w białej spódniczce, szerokim fartuchu, 
W koszuli wyszywanej barwnie krzyżykami 
I szarfą opasana żółtawo - czerwoną — 
Ładna, zwinna i szparka biłgorajska sitarka 
Biegnie żywo a za nią warkocze z wstążkami, 
A przed nią — pstre korali grono! 
Ze wschodu ktoś ją goni, z czapeczką barwną w dłoni.. 

Półsukmanka brązowa, 
Szwy czerwienią znaczone, 
Na baskinie i klapkach obszyta jaskrawo... 
Czarny kołnierz poprawia 
To chłopak z Tomaszowa! 
I spieszy do dziewczyny... 
— Brawo, chłopcze, brawo! 
Dobrze się zabawiasz w swobodne godziny! 
Przyklasnęli mu chłopi, widząc te zaloty, 
I poszli swoją drogą, każdy roześmiany, 
Ubrani w kapelusze „swoistej" roboty 
I w siwe sukmany. 
Tu i ówdzie — kapota siwo - granatowa.. 
Skąd idą? Z niedaleka! z pobliża Janowa! 

O! jakaś okolica ślicznie sfalowana, 
Wód wstęgą podpasana, 
Miła, wesoła, 
Jakby szczęścia dzień nastał! 
Nad rzeką śpieszy niewiasta... 
Zielony fartuch dokoła, 
Jak spódniczka szeroki, 
Jak wzgórz trawa — zielony! 
A na głowie — przymarszczony, 
Biały z różowym dodatkiem. 

I z gwiazdką na czole, 
Niby wilcze ślepie — 
Czepiec! czepiec mężatki! 
Rzecz jak na stole! 
Szkoda, że ślubnemu podległa już prawu, 
Bo ładna. A skąd ona? 
Skąd? z Krasnegostawu! 

Oj, oberek brzmi oberek, 
Ha! ha! W czerwonej spódnicy 
Dzwonią podkóweczki szczere.. 
Chwycił Jasiek w tan dziewczynę, 
W swym Łuszczowie pod Lublinem. 
Hej: ha! 
Ciemna czerwień spódnicy przy czarnym  
gorsecie, 
Jak rumieniec brunetki, jak granatu kwiecie, 
Miga w oczy zachwytem, a białość koszuli 
Węże szklanych paciorków przywabia i tuli. 
Frr! frr! warkocze dwa — 
Hej! ha! 
A Jasiek sukmany brąz 
Przystroił bławatem 
Z czerwienią wyszyć i pomponów... 
I poszedł w pląs! 
Czarne błyszczą mu cholewy 
I kaszkietu dach. 
ściska kibić swojej dziewy,
A tańczy- że strach!
                                       >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>          

źródła tekstu i zdjęć :
moja przyjaciółka 25.06.1939, nr 12; moja przyjaciółka 25.06.1938, nr 12; moja przyjaciółka 25.05.1939, nr 10


LinkWithin