niedziela, 11 grudnia 2016

"Absurdy i kurioza przedwojennej Polski" Remigiusz Piotrowski

     "Dymsza to przypadek jedyny w swoim rodzaju. Przypadek nieuleczalnie chory na dobry humor.
-'Czy ma Pan jakiegoś ulubionego autora?'- zapyta go pewnego razu dziennikarz, licząc zapewne na jakieś wynurzenia natury literackiej.
-'Właściwie najlepiej lubię czytać gazety, działy: wypadki i kradzieże. Jest to interesujące, a pozatem spotyka się nazwiska znajomych i przyjaciół. [...]
-Jak należy zdobywać kobiety i jak Pan to robi?
-Mam bardzo prosty sposób: uderzam pałką po głowie i już gotowa. A w ogóle postępuję z kobietami, jak cham: za rączkę i do domu" *

 Czytając książkę śmiałam się nie raz i nie dwa. Na niemalże każdej stronie nie mogłam się powstrzymać, by nie zaśmiać się chociażby "w duchu", od czasu do czasu śmiałam się pod nosem, a czasem śmiałam się w głos. Wszakże śmiech to zdrowie, więc naprawdę warto z każdej sytuacji wybrać coś, z czego można będzie zdrowo pośmiać się. I taka właśnie jest ta książka, na poprawę humoru, jednak przede wszystkim na uzupełnienie wiedzy o dwudziestoleciu międzywojennym- jak to wtedy naprawdę było. Na przykład "Warszawa, to w dwudziestoleciu międzywojennym miasto paradoksów. Z centrum tętniącym życiem i przedmieściami przypominającymi ubogie wsie. Tam, choć to wciąż stolica, nie brakuje chat ze słomianymi strzechami i bydła pasącego się na łące."

Fabuła książki została stworzona na podstawie różnej maści artykułów prasowych z międzywojnia i okraszona dowcipnymi komentarzami i spostrzeżeniami Autora. Pan Remigiusz Piotrowski zapewne ma poczucie humoru, co niezwykle się ceni w obecnych czasach -tak zabieganych i zestresowanych, bardzo brakuje nam zwykłego luzu, więc każda chwila z książką, powinna być chwilą relaksu. I myślę, że tak jak dla mnie i dla Was taką być może. Jak wspomniałam, artykuły prasowe dotyczą różnych dziedzin życia kultury, życia towarzyskiego. Jest tu mowa między innymi o ówczesnej reklamie, kanciarzach, złodziejach, aferach, nędzy i o miłości. No właśnie.


"Czego ludzie szukają w małżeństwie? Nie nastrajają one [ankiety] pozytywnie, bo czy wina to ankietowanych, czy też czasów, w jakich przyszło im żyć, jawi się małżeństwo bardziej jako rodzaj kontraktu, mniej natomiast jako związek dusz. Wyniki ankiety dowodzą, że dla panów istotny jest posag (najlepiej w dolarach) oraz zamiłowanie kandydatek do domowych zajęć"

I znów te czasy... Pytanie jest adekwatne, do każdych czasów- nie ma złych i gorszych, przecież jak to powiedział ksiądz z filmu "U pana Boga za piecem": czasy są zawsze takie same.  Nam się wydaje, że ludzie się zmieniają, ich myślenie, dążenia, pragnienia, ale to nieprawda. Zmienia się moda, rządy, dyktatury, jednak moim zdaniem ludzie są zawsze tacy sami. Nieraz, czytając przedwojenną prasę -również jak Autor, czytam namiętnie i głównie z niej czerpię wiedzę (i dobry humor) na temat tamtych czasów-  dziwiłam się, może nie dziwiłam, ale zaskakiwały mnie tematy, czy treść artykułów, tak bardzo pasująca do dzisiejszych czasów. I Wy się zdziwicie, już po kilku stronach książki, jak bardzo nasi przodkowie czy ich problemy były podobne do naszych. Może tylko prasa przekazywała to czasem w sposób dosyć grubiański, czy bez odpowiedniego doboru słów, co bywało w moim odczuciu, dosyć zabawne. Proszę tylko spojrzeć:
"A kiedy zawodzą kremy, diety i maseczki, kiedy coraz trudniej zamaskować zmarszczki znamionujące upływ czasu, ostatnią deską ratunku okazuje się sfałszowanie dokumentu tożsamości"
"Co za tym idzie, żadna to już ujma na honorze pani domu, gdy w obecności gości parzy wodę na herbatę i gdy potem osobiście ich obsługuje. Niektórych może to z początku szokować, ale szybko się do tych nowych norm towarzyskich przyzwyczajają, traktując widok pani domu własnoręcznie przygotowującej przekąski jako sympatyczną formę zabawy"

"Zwolennicy postępującej emancypacji za cel obierają sobie zatem wyswobodzenie kobiety z kajdan kuchennej niewoli, ponadto sprzeciwiają się utartym, a zakorzenionym w tradycji zwyczajom, na przykład całowania damskiej dłoni na przywitanie. A całują wtedy jeszcze wszyscy- całują w sklepie, całują na ulicy, na przyjęciu przed kościołem, całują interesanci, klienci, pracodawcy, całują zdrowi i chorzy. Całuśny zwyczaj towarzyski nie w smak jest jednak coraz większej grupie kobiet"


Jako, że książka ma wiele rozdziałów, właściwie nie powiązanych ze sobą, więc każdy rozdział to osobna historia. W jednym rozdziale czytamy wycinki kulturalne a w następnym już, tak dla odmiany i odskoczni, o osobnikach u których było na bakier z prawem. Można się tutaj dowiedzieć (dla własnego dobra) jak rozpoznać takiego: "kryminalista ma uszy duże lub bardzo małe, tępy wyraz twarzy i oczu, zrośnięte brwi, usta ściśnięte, nos nierzadko krzywy. Kieszonkowcy charakteryzują się małymi oczkami, zadartym nosem, niskim czołem i stałym zarostem na twarzy- często rumieni się. Mordercy mają z reguły szeroką twarz, silnie uwypuklone kości policzkowe, wyrazistą szczękę, przeszywające lodem spojrzenie i przekrwione oczy."

 Odnośnie powyższego tekstu pojawiły się zalecenia od Autora: "jeśli wśród znajomych rozpoznali państwo jeden z powyższych typów, sugeruję niezwłocznie skontaktować się z najbliższym posterunkiem policji..."


Dowiemy się także z książki o zawodach, o których w dzisiejszych czasach, mało kto słyszał. Między innymi "zapowiadacze pomagali publiczności zrozumieć fabułę filmu, bo śledzenie jej w wyniku częstych przerw i kłopotów technicznych nastręczało widzom sporych kłopotów. Zapowiadacze wraz udźwiękowieniem kina odejdą w zapomnienie." Natomiast w rozdziale złote interesa dowiadujemy się także, że można zarobić "obłędnie a nawet na obłędzie". "Powstanie popyt na -jak to subtelnie określa ówczesna prasa- domy wariatów. Magistrat płaci pięćdziesiąt  pięć złotych miesięcznie od każdego pacjenta. Rozpoczyna się zatem walka o klienta".

Pamiętam  z dzieciństwa zabawę z łańcuchem szczęścia. Też w niej brałam udział, ale nie na pieniądze tylko widokówki. I nawet kilka dostałam z zagranicy. W przedwojennej Polsce również popularny był taki łańcuch, tyle że jednak na pieniądze. "...że w zabawie bierze udział cała Polska, zapewnia pewna warszawianka, która otrzymuje listy ze Lwowa, Grodna, Krakowa, a nawet od sióstr ze Zgromadzenia Niepokalanek, które za sprawą łańcucha pragną zdobyć środki na budowę kościoła". Nadzieja i wiara, że się uda, często sprawia cuda, więc nie powinniśmy wątpić nigdy.

By książka chwyciła za serce, nie wolno jej brać zupełnie na poważnie, to są kurioza i absurdy, które zdarzają się w każdych czasach. W naszych a jakże też- zmienia się tylko ich forma. Czy i dziś nie śmiejemy się, nie żartujemy (czy jak kto woli wyśmiewamy)  z wszystkiego dookoła, z władzy, ze znajomych z pracy, z sąsiadów? Człowiek ma (czasem) wyrzuty sumienia, zwłaszcza jak spojrzy takiemu znajomemu w oczy, ale no niestety (mimo ofiar), by żyć w miarę normalnie i szczęśliwie, trzeba szukać ujścia dla stresu i problemów dnia codziennego-  śmiech nadaje się do tego idealnie. I szukajmy go, szukajmy wszędzie gdzie się da. Szukajmy też przyjemności: do tego super nadają się, drobne zakupy (mogą być grube, ale to już od grubości portfela zależne) , ulubiony deser (od czasu do czasu), obiad z rodziną w dobrej restauracji- wszystko to uprzyjemnia nam codzienne chwile. "Do wnętrza lokalu mieszczącego się w próchniejącej drewnianej budzie prowadzi droga przez nadgryzioną zębem czasu i potwornie skrzypiącą werandę, na której gości oczekuje, głośno przy tym ujadając, zapchlony kundel. Dalej jest niestety tylko gorzej"  Nie, no tego Wam nie życzę... chociaż czasem zdarza się , że i w najgorszych okolicznościach, gdy się tego najmniej spodziewamy spotyka nas coś dobrego "z myślą o spragnionych właściciel restauracji trzyma beczkę z piwem, butelkę wódki, oferuje również mocną herbatę (najpewniej na sodzie) i lemoniadę o mdłym smaku landrynek. Dzieci kusi zaś starymi waflami i czereśniami robaczywkami."

Zrobiło się sentymentalnie... ale cóż, zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, więc im bliżej do nich tym bardziej człowiek wpada w nostalgię. Chociaż zdarzają się osobniki, które wpadają w ... panikę.
Jednak, wypada chyba raz do roku, poświęcić się, że tak powiem,  i znaleźć w tych rodzinnych spotkaniach, choć odrobinę przyjemności i powodu do uśmiechu. Najlepiej wziąć głęboki oddech.. "Jedna z reklam [przedwojennych oczywiście] głosi, że 'największa przyjemność podczas świąt- to dobry papieros' I teściowa przy nim jakby znośniejsza i żona wcale nie tak marudna". 

Wszystkiego dobrego dla Was...



  Serdeczne podziękowania ode mnie dla  Autora i oczywiście dla wydawnictwa PWN za egzemplarz recenzencki.




* tekst w cudzysłowie, pisany kursywą i pogrubiony, to cytaty z książki "Absurdy i kurioza przedwojennej Polski" Remigiusza Piotrowskiego

 źródła zdjęć: "Moja przyjaciółka" 10.11.1936, nr 21, "Kurjer warszawski" 09.12.1930, nr 336, "Moja przyjaciółka" 10.12.1937, nr 23, "Moja przyjaciółka 25.12.1934, nr 24, "Kurjer warszawski" 11.12.1930, nr 338

LinkWithin