poniedziałek, 5 maja 2014

Hasła na talerzach i widelce przykute do wspólnego stołu

Jakoś mi nie idzie ostatnio pisanie. Chyba wiosna mnie rozprasza...

Naprawdę, bardzo chcę pisać, jak najwięcej, ale niestety, czy stety,  ostatnio więcej czytam. Zwłaszcza przedwojenną prasę- ale to już wiecie ;)

Oczywiście "bohaterem" dzisiejszego wpisu również będzie artykuł z lat trzydziestych. Jednak przed nim mały wstęp:

"Wieczernaja Moskwa"- publikacja gazety, jak sama nazwa wskazuje, ma miejsce w godzinach wieczornych. Ukazuje się ona od 1923 roku do dzisiaj (z krótką przerwą) Publikuje się w niej głównie raporty z życia codziennego w Moskwie, opisy zdarzeń i kronik sądowych. W początkowym etapie działalności, gazeta współpracowała także z pisarzami i poetami- byli to, między innymi, Jewgienij Pietrow i  Ilja Ilf.
Strona internetowa gazety: vm.ru

Obydwaj wymienieni powyżej pisarze zaprzyjaźnili się i postanowili stworzyć coś wspólnie. Owocem ich pracy były dwie powieści: "Dwanaście krzeseł" i "Złote cielę", które to doczekały kilkakrotnych ekranizacji. Warto wspomnieć, że reżyserii "Dwunastu krzeseł" podjął się Michał Waszyński i Mac Fric w 1933 roku. Była to polsko-czechosłowacka koprodukcja. Z polskiej ekipy w filmie tym zagrali Adolf Dymsza, Wiktor Biegański i Zula Pogorzelska.

                                                  Film "Dwanaście krzeseł" 1933

Inna ekranizacja powieści "Dwanaście krzeseł" powstała w 1970 roku w reżyserii Mela Brooksa ("Dracula-wampiry bez zębów", "Klan urwisów").
Widziałam obydwie wersje. W tej z 1933 roku akcja filmu toczy się głównie w Polsce, a dokładniej w Warszawie. W tej nowszej rzecz dzieje się (tak jak w książce) w Rosji. Te dwa wymienione przez mnie filmy, nie mają właściwie żadnych cech wspólnych- oczywiście oprócz tych tytułowych dwunastu krzeseł.  I jeden i drugi film jest bardzo zabawny i pełny zwrotów akcji, jednak mi ze względu na klimat i to specyficzne poczucie humoru Brooksa (znane mi wcześniej z "Draculi- wampiry bez zębów") bardziej podobał się film z 1970 roku.

                                          "Dwanaście krzeseł" Mela Brooksa

Ciekawostka: 

W 2012 roku powstał krótkometrażowy (17 minut) film "Envelope" z udziałem Kevina Spaceya. Inspiracją do powstania filmu stały się prawdziwe (podobno) wydarzenia z życia Jewgienija Pietrowa.
Opis filmu:
Jewgienij Pietrow, pisarz i dziennikarz ZSRR ma niezwykłe hobby. Pisze zmyślone listy do swoich wyimaginowanych przyjaciół. Za każdym razem wybiera inną, nieistniejącą nazwę swojego adresata. Koperty wracają ze stemplem "adresat nieznany", po czym Jewgienij dekoruje ścianę, tymi kopertami z kolorowymi, zagranicznymi znaczkami i stemplami. Przez całe życie, zgromadził listy z wielu krajów na całym świecie. Jednak teraz, po raz pierwszy, otrzymuje odpowiedź na list wysłany do Nowej Zelandii od kogoś, kto twierdzi, że go zna. Adresat przesłał także zdjęcie siebie i Jewgienija. Jewgienij i jego żona są zaskoczeni i zdezorientowani. Nie mają żadnych krewnych w Nowej Zelandii i żadne z nich tam nie było. Po kilku dniach ich spokojny dom na wsi, nachodzą ludzie z KGB, którzy uważają go za obcego szpiega. Po zatrzymaniu męża, Tanya, odnajduje w skrzynce kolejny list z odpowiedzią, w którym człowiek z Nowej Zelandii  zapowiada śmierć Jewgienija w katastrofie lotniczej.

                                                 "Envelope" 2012

                                                                ***

No i wreszcie obiecany artykuł z "Nowin Codziennych" :

Hasła na talerzach i widelce przykute do wspólnego stołu
 
„Wieczernaja Moskwa" zamieszcza charakterystyczny feljeton, opisujący moskiewskie jadalnie, które znacznie różnią się od „restaracyj", przeznaczonych dla publiczności, gdzie można płacić słone ceny za obiady, a do których uczęszczają, przeważnie turyści zagraniczni.
— W restauracji — opowiada felietonista — oddajecie palto portjerowi, usiądziecie do stołu dla czterech osób, okrytego czystym obrusem i od razu podchodzi do was kelner z cennikiem w ręku.
— Proszę?
    W jadalni nikt na was nie zwróci uwagi. Do wszystkiego musicie iść sami. Najpierw musicie iść do zachmurzonego sprzedawcy w drzwiach który milcząco poda wam łyżkę.
— Dziękuję, nie potrzebuję.
— Tylko weźmijcie, inaczej nie wypuszczę was spowrotem...
— To znaczy? Dlaczego nie mielibyście mnie wypuścić?
— Bardzo prosto. U nas kradną łyżki. Dlatego przy wyjściu trzeba je oddawać.

PRZYKUTE ŁYŻKI

     W niektórych jadalniach łyżki przykute są do stołów i umocowane na łańcuszkach. Gdzie indziej nie tylko łyżki, ale i karafki, stare, pyłem pokryte astry w wazonach, a nawet linoleum przyśrubowane są do stołów silnemi śrubami.
Ale to, powiedzmy, są wyjątki. Natomiast we wszystkich jadalniach trzeba stać w ogonkach przed kasą i zapłacić za jedzenie z góry. W restaracji zaś, nie wiem dlaczego, mają do was zaufanie. Tam jesteście człowiekiem honorowym. Tam i oblicze wasze  wygląda o wiele sympatyczniej. Ale zajdziecie do swej własnej jadalni, do jadalni swego przedsiębiorstwa, swej fabryki, a momentalnie nie mają do was zaufania. Pieniądze na stół.

PLAKATY

W restauracji nakrywają stoły, w jadalniach natomiast nakrywają ściany. Aby tylko było jak najwięcej plakatów i afiszów! Aby były hasła i instrukcje! W środku wywieszą jakiś kolorowy afisz przedstawiający skład wewnętrznych organów człowieka. To po to, aby każdy spożywający obiad mógł obserwować, jakiemi drogami idzie kartofel, który w tej chwili wkłada do ust.
To nazywa się higjeniczna praca z bywalcami jadalni.

A co dzieje się na stole? Przede wszystkiem zamiast wygodnych stolików dla czterech osób są tu długie stoły wspólne. Aby był większy natłok, aby wasz sąsiad jeździł swym łokciem po waszym talerzu, aby obsługująca, która z trudem, przedziera się przez tłum, wylała wam na głowę marynarski barszcz.

CZARNA SÓL

— Usługiwanie — myśli sobie dyrektor jadalni publicznej — to coś zbędnego. Dlatego widelce są tępe, łyżki zrobione są z takiego samego materjału, z jakiego wyrabia się puszki do konserw, noże można śmiało dać niemowlęciu, jako zabawkę- wykluczone, by dziecko ucięło sobie palec. W solniczce, przykutej do stołu, leży kilka czarnych minerałów, przypominających raczej węgiel kamienny, a nie sól kuchenną. Octu oczywiście niema, chrzanu również. Musztardy nigdy nie podają.

HASŁA NA TALERZACH

Ciekawa jest rola talerzy, w jadalniach publicznych. W niektórych jadalniach zapatrują się na talerze, nie jako na naczynia, z którego się je, ale jako na środek agitacyjny, propagandowy. Dlatego też nie zależy, czy są odpowiednio czyste, czy zachował się na nich tłuszcz z przedostatniego tygodnia. Chodzi o to, by można było na nich odczytać hasła, wykrzykniki. Krzyczą one wprost do gardła jedzącego obywatela:
— Publiczne spożywanie obiadu — droga do nowego życia.
— Czcij pracę kuchennych pracowników — nic brudź, talerzy!

CO NISZCZYĆ?

Niedawno, w niektórych jadalniach publicznych, pojawiają się talerze, na których w naturalnej wielkości namalowane były szwaby, pluskwy i podobne smakołyki, a pod tem odpowiednie hasło pouczające:
— Szwaby i muchy — wrogowie odżywiania publicznego. Niszczcie je! Tępcie!
Co niszczyć, nie wiadomo: szwaby i muchy, czy te talerze.

Rzecz cała polega na reżymie. W restauracji jest zwyczajem obsługiwać gości, w jadalniach publicznych, zakładowych, fabrycznych, trzeba „pracować higjenicznie z pracownikami kuchni". Nie chodzi o to, aby talerz był czysty, wystarczy, że bywalec jadalni znał głównie zasady higjeny i wiedział, ile pochłania kaloryj. 
                                                                                                                                   St.Ogr."

"Nowiny codzienne" 01.05.1934, nr 118

                                                            ***
Jak się okazuje, to nie Bareja wymyślił łyżki i widelce na łańcuchach  przykute do stołu. Myślałam, że filmy Stanisława Barei to bardzo zabawne parodie ustroju komunistycznego ale, że rzeczy takie nie dzieją się w rzeczywistości- a tu proszę, działo się już od wielu, wielu lat.

Cóż, po przeczytaniu felietonu, przyznam, że wolę restauracje, chociaż i tu nieczęsto bywam. W sumie nie pamiętam kiedy ostatnio. Prawdopodobnie bywałam częściej w poprzednim wcieleniu, gdzieś tak w latach trzydziestych ubiegłego wieku... ;)


źródła zdjęć: horeca.pl , warszawa.gazeta , bialystok.gazeta

4 komentarze:

  1. Wspaniały blog, piękny, nostalgiczny...
    Znaleziony przypadkiem ( przez recenzję książki Doroty Terakowskiej "Tam, gdzioe spadają anioły" - mojej ukochanej zresztą:)).
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Również pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Witaj, Aneto,

    bardzo ciekawe, co piszesz.
    Ja też myślałam, że Bareja lekko "przegiął" w "Misiu" z tymi łyżkami na łańcuchach.

    W poprzednim wcieleniu chyba byłam jakąś wredną, wyniosłą szlachcianką i to mi zostało do dziś, dlatego lubię do Ciebie zaglądać. ;-))

    Teraz czytam nowego Murakamiego, drugi tom 1Q84. ;-))

    Pozdrawiam, j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Joasiu ;)

      Przesadzasz z tym byciem wredną, zawsze jesteś bardzo miła, więc to niemożliwe, nawet w poprzednim wcieleniu :)

      A ja, dla dopełnienia tematu, się zbieram do czytania "Dwunastu krzeseł"- po obejrzeniu filmu, postanowiłam kupić sobie tę książkę na allegro. Po przeczytaniu opinii, podobno, grozić mi będą dzikie wybuchy śmiechu ;)
      Przyszła pożółkła, pachnąca starością- uwielbiam takie..

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

LinkWithin