poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szampańskiego!


Że tak pozwolę sobie na wpis, na swoim troszeczkę ostatnio zapomnianym blogu. Zbieram się zbieram... i. Nie to, że zarzucę pisanie bloga, nigdy w życiu! Kocham i kochać nie przestanę pożółkłej przeszłości i zawsze będę do niej wracać- chociażby myślami, jeśli wena twórcza i czas nie pozwoli mi tego dokumentować. I dziś króciutki  wpis, w ostatnim dniu roku 2012.

 Jak się zapewne domyślacie, skoro piszę na blogu, to spędzam wieczór w domu. A wiecie czego przed chwilą słuchałam na Polsacie? "Ja, uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie." A co! ;)

Życzę Wam, by ten nadchodzący Nowy Rok 2013 obfitował w spontaniczność,  radość  bogactwo duchowe i no niech będzie materialne ;) oraz by mocno zaskoczył Was- oczywiście pozytywnie. 
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

 Poniżej film przedstawiający warszawskie Sylwestry na przełomie dziesięcioleci. Na filmie zobaczycie jak bawili się warszawiacy w XIX wieku, przed wojną i w PRL-u. Na parkiecie w rytmie muzyki z epoki tańczą państwo Gomułkowie, a także Edward i Stanisława Gierkowie. Noworoczne życzenia złoży Partia i Telewizja Polska.


  

   

niedziela, 2 grudnia 2012

Reklama

 Wena twórcza chwilowo troszeczkę mnie opuściła. Jakoś ostatnio jest mi ciężko zebrać myśli. Co siadam przed laptopem to głowa mi leci i zasypiam. Wychodzi na to, że obijałam się przez ostatni czas i stąd kondycja fizyczna trochę mnie zawodzi ;) Wciąż mam w domu książkę Ryszarda Wolańskiego o Eugeniuszu Bodo. Więc wykorzystam ją kolejny raz do krótkiego wpisu. Wpis będzie o reklamie i jej pionierskich przekazach wśród ludzi kultury, sztuki i oczywiście kina.

    Właściwie niewiele wiedziano w okresie międzywojennym o reklamie. Mimo tego, obie strony, zarówno reklamująca się i reklamowana, były zazwyczaj zadowolone ze współpracy. Z tym, że odbiorca zwykle był zniesmaczony jej nadmiarem, agresywnością i niskim poziomem (jakże to adekwatne do przekazu większości dzisiejszych reklam). Niestety nikt tego nie kontrolował ani nie badał rynku odbiorców. Znaczącą rolę w propagowaniu reklam odgrywali aktorzy. I tak narodziło się filmowe gwiazdorstwo reklamowe. Panie zajęły się futrami, umilały życie mydłem pachnącym jak egzotyczne kwiaty, zachwalały kosmetyki i słodycze. Panowie polecali modne garnitury, eleganckie krawaty, buty i zegarki. Reklamowali się jubilerzy, krawcy i przeróżnej maści rzemieślnicy.

  Za prekursora reklamy w tamtych czasach uchodził Eugeniusz Bodo. Pierwsze sukcesy odniósł po wypromowaniu piosenki Titine w kabarecie Qui Pro Quo. Szyte specjalnie dla niego garnitury zachwalali krawcy w programach kabaretowych Morskiego Oka. Wkrótce sam mógł wybierać według własnego gustu. A że miał zamiłowanie do pięknych strojów i toalet, ubierał się bardzo elegancko i modnie. Pojawiał się na plakatach zachwalających flauszowe marynarki firmy Old England, pantofle od Kielmana, a swój wesoły uśmiech sprzedał wytwórcy pasty do zębów. A także "pozwolił" się sfotografować z "Przeglądem Sportowym" w ręku, chociaż uprawiał tylko... myślistwo.

  Jadał w najwytworniejszych restauracjach Warszawy, i pozwalano by towarzyszył mu dog Sambo, ponieważ wiedziano, że zdjęcie z psem jest doskonałą reklamą lokalu. Odmówił natomiast Bodo firmowania własną podobizną wódki Baczewskiego."Jestem abstynentem, toteż zachwalanie trunków brzmiałoby w moich ustach niewiarygodnie"-mówił. Przypuszcza się jednak, że prawdziwym powodem tej decyzji, był zawiniony przez niego wypadek samochodowy (Wypadek wydarzył się nocą z 25 na 26 maja 1929 roku na przedmieściach Łowicza. Szosa był rozkopana i źle oznakowana. Auto wpadło na stertę kamieni i koziołkując spadło z wysokiego nasypu. Jego przyjaciel Witold Konopka (znany jako Roland) zginął na miejscu. Wypadek samochodowy przeżył Bodo bardzo mocno)

 Grono gwiazd reklamy powiększało się z dnia na dzień. Nina Andrycz uwielbiała kosmetyki Cebid,  natomiast Maria Bogda puder Velour-Paris. Żabczyński ubierał się w firmie Gustawa Molendy i Syna, Loda Halama zajadała się czekoladkami Fuchsa, ozdobą Hanki Ordonówny były buty i śniegowce firmy Pepege, Zula Pogorzelska pijała trunki z Domu Handlowego Bernharda, Dymsza używał pudru Sudoryn. Poza tym, wszyscy aktorzy dołączali swoje zdjęcie do czekoladek Wedla, które sprzedawano z biletami do kina.

  Tylko w sześciu obrazach z udziałem Bodo zareklamowało się ponad pół setki firm ze swoimi wyrobami, m.in. z kostiumami magazynu mód Goussin Cattley z filmu "Kocha, lubi szanuje", autem Skoda z filmu "Robert i Bertrand", maszynami do pisania Royal z filmu "Niebezpieczny romans", garnitury Bodo firmy B.Sikorski z filmu "Jego ekscelencja subiekt", żyrandolami firmy Braci Łopieńskich i platerami Norblina z filmu "Jaśnie pan szofer".
 

niedziela, 18 listopada 2012

Bohaterowie Sybiru 1936



  Post zaczęłam przygotowywać z myślą, że wstawię go 11 listopada, jednak "Pan Tadeusz" z 1928 roku okazał się, na tamtą chwilę, dla mnie ważniejszy. Byłam tak na "świeżo", pod jego wielkim wrażeniem. Nie wiem jaka teraz będzie częstotliwość moich wpisów, ponieważ moje życie w tym tygodniu zmieniło się diametralnie..



MOTTO
  ...Wola stworzenia silnej Armii Polskiej  stanowiła, iż wszędzie gdzie los złączył mężów polskich, tworzyły się oddziały wojskowe. Dola nieubłagana uczyniła z was żołnierzy oddalonych od Ojczyzny o mil tysiące i wyznaczyła wam miejsce w kraju obfitym w ślady męczeństwa tych, co cierpieli za sprawę polską.
 /Wyjątek depeszy z dn. 18.09.1918 r. do 5-ej Dyw. Syb. od Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego/
Takimi słowami zaczyna się ten film.

   Na pewno nie były to łatwe czasy. Właściwie żadne czasy nie są łatwe. Z pewnością ciężko dziś być gorliwym patriotą tym, którzy nie mają pracy, mimo, że jej szukają- lub w inny przykry sposób dotyka ich złe funkcjonowanie państwa. Wzajemne przepychanki, korupcje itp. Być może każdemu pokoleniu wydaje się, że żyje w ciężkich czasach. Mnie, niestety, też dopadł kryzys i szukałam pracy prawie rok. Bywałam naprawdę w kiepskim nastroju, bo nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło tak długo czekać na efekty swoich starań. Dobrze, że mam bloga i mogę choć na chwilę oderwać myśli od codzienności. Ale, czy można w takich sytuacjach się załamać i przeklinać rząd i kraj w którym się mieszka? Można. Najczęstsze wymagania pracodawców, które dyskwalifikowały mnie od razu to: brak orzeczenia o niepełnosprawności, brak statusu ucznia i wiek do trzydziestu lat. Będąc trzydziestoparoletnią kobietą, nieraz czułam przy tym ostatnim ukłucie w sercu : Jestem za stara, prawie w wieku Matuzalema. Jednak jak napisałam, wreszcie, w tym tygodniu, znalazłam pracę. Gdzie? W markecie. Nie jest to spełnienie moich marzeń i tyle w temacie.

  Wielu -gdy trafiła się okazja lub gdy się odważyli- wyjechało i wyjeżdża za granicę za tzw. chlebem. Tam też nie ma miodu, ale podobno bywa lepiej. Nie wiem, nigdy nie próbowałam, więc nie będę się wypowiadać w tej sprawie. Wiem, że bez sensu jest "gdybać", bo co jest już historią, to się nie zmieni, mimo to, nieraz pytam się samej siebie: co, by było gdyby te miliony emigrantów tu, w Polsce musiały jednak zostać i tu szukać pracy? Czy byłaby wtedy rewolucja? Wojna domowa i okrzyki "my chcemy chleba!"? A co rząd wtedy by odpowiadał? W pesymistycznym założeniu: to jedzcie ciastka...

Walka o godne życie, o wolność, często była początkiem strasznych wojen i rewolucji. Wielu bezimiennych bohaterów poległo za wymienione wartości, oddając życie za sprawę, za innych. Bezwarunkowo, nie oczekując w zamian żadnych osobistych korzyści. Więc mimo rozgoryczenia, które dopada nas w trudnych, obecnych sytuacjach, na pewno powinniśmy pamiętać o tych ludziach, o naszych odważnych i walecznych przodkach. Mi, pamieć o przeszłości dodaje sił do życia w trudnych momentach. Nigdy nie powinniśmy tracić nadziei. I właśnie film Bohaterowie Sybiru w reżyserii Michała Waszyńskiego,  ma za zadanie wywołać czy obudzić w widzu wyżej wymienione emocje.


   Tytułowi bohaterowie to polscy jeńcy wojenni, którzy po zakończeniu I Wojny Światowej, znajdowali się w obozie jenieckim na Syberii. Zorganizowali tam punkt werbunkowy do Wojska Polskiego. Stworzony w ten sposób oddział, pod wodzą porucznika Stefana Winiarskiego (Adam Brodzisz), wyrusza na wojnę do Mikołajewska, który jest zajęty przez białogwardzistów. Jednak w drodze zostają napadnięci i przepada im cały zapas jedzenia. Wygłodzeni i zdesperowani postanawiają ukraść pociąg czerwonoarmistów. Udaje im się to i w ten sposób docierają do miasta, gdzie wreszcie zdobywają pożywienie. Wyruszają w dalszą drogę, jednak po pewnym czasie okazuje się, że tory są uszkodzone. Postanawiają zawrócić do miasta co, niestety dopiero na miejscu, okazuje się złym pomysłem. Sierżant Władek (Eugeniusz Bodo), by ratować swoich współbraci decyduje się na samobójczą misję...


Nie wiadomo kto puka do drzwi-kadr z filmu
Eugeniusz Bodo jako producent, w obliczu przeważających na ekranach kin komedii, zdecydował się postawić tym razem na dramat. Ludzie, którzy dawali pieniądze na produkcję, wręcz wymuszali w filmach akcję komediową. Miało być wesoło i już. Bodo był nie tylko aktorem, ale także pierwszym i jedynym przedwojennym producentem swoich filmów. Jego wytwórnia Urania radziła sobie całkiem nieźle a film o bohaterach Sybiru, był już szóstym filmem realizowanym przez nią. Czasami Bodo bywał także współautorem scenariusza- jak i w tym przypadku.  Jak wspomniałam film jest wojennym dramatem, jednak w paru momentach -zwłaszcza na początku- bywało zabawnie. Dużo takich scen wypadło z udziałem małej córeczki porucznika, Zosi (Lala Górska).
Eugeniusz Bodo-kadr z filmu 

Trzy wypowiedzi Eugeniusza Bodo, dotyczące filmu:
"Ten obraz nie będzie rewelacją, nie będzie szczytem sztuki filmowej, nie będzie arcydziełem. Mam zupełne inne aspiracje. Chcę stworzyć film dobry i uczciwy, film, który będzie miał ręce, nogi i głowę. Film, który będzie zrealizowany z sensem, a nie przypadkowo i chaotycznie"

 "Ludzie w moim ostatnim obrazie to istoty żywe i pełne prawdy życiowej, nie zaś kukły papierowych bohaterów, kwękające na minorowe tony źle pojętego patriotyzmu"


"Moim największym marzeniem jest przełamanie zwyczajów widza. Na polskim filmie nie poddaje się wzruszeniu, uważa to dla siebie za ujmę. Woli rozważać inne problemy: ' Jak on zdążył się przebrać  kiedy tamten zjadł obiad, ile dni upłynęło, żeby mi taka broda wyrosła, kiedy miałem czas się ogolić ' Ten nadmiar pytań, zresztą najzupełniej logicznych, ale odbierających całości polot i swobodę, jest największym ciężarem polskiego filmu. I moim największym zmartwieniem"


A takimi słowami kończy się ten film...
Teraz, gdy stoimy z bronią w ręku pod polskimi sztandarami nie wolno nam zapominać o tych, którzy nie doczekali tej wielkiej chwili o tych którzy oddali swe życie za Ojczyznę. Cześć pamięci bohaterom!

   Bodo zrealizował dwa filmy poruszające temat historyczno-patriotyczny: Był to omawiany tutaj film Bohaterowie Sybiru i wcześniejszy, z 1930, Na Sybir. Ich wymowa i zawarte elementy propagandowe nabrały szczególnej wartości po śmierci Józefa Piłsudskiego. Nie sposób również nie zauważyć ironii losu, wobec późniejszych wydarzeń w życiu Bodo. Niestety, również znalazł się w pociągu donikąd...


Ciekawostki:
- Na potrzeby produkcji, z powodu braku śniegu zimą na przełomie roku 1935/36, zbudowano całą syberyjską wioskę. Kilkaset ton soli i naftaliny imitowało śnieżny puch.
-Nie obeszło się bez niebezpiecznych momentów w czasie filmowania przeprawy przez "ściętą lodem" rzekę. Cieniutka powłoka lodowa nie utrzymała grupy aktorów i skończyło się na paru przymusowych kąpielach.
-Krystyna Ankwicz ( Janka, żona porucznika Stefana), wnuczka powstańca polskiego, była jedyną "dorosłą" kobietą występującą w filmie (oprócz małej Lali Górskiej (Zosia), która w filmie grała córkę Janki i Stefana)

                                     Jedna z piosenek z filmu "Płyń, Wisełko"

sobota, 10 listopada 2012

"Pan Tadeusz" Ryszarda Ordyńskiego-cyfrowa rekonstrukcja





Dowiedziałam się z internetu w czwartek (08.11), że re-premiera Pana Tadeusza, będzie wyświetlana 09.11 o godzinie 19-tej, w 40  kinach studyjnych i lokalnych w całej Polsce. W związku z tym, z wypiekami na twarzy, rozpoczęłam poszukiwania takiego kina, w moim pobliżu. 
  Najbliżej mojego miejsca zamieszkania, okazało się Kino Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Do Wrocławia mam dobre połączenie. Busy Lubin-Wrocław kursują co pół godziny, podróż trwa około półtorej godziny. Z tym, że ostatni bus odchodzi z Wrocławia w stronę Lubina o 22.30 i trochę obawiałam się, że mogę na niego nie zdążyć. Mimo to zdecydowałam się jechać. Co będzie, to będzie. Byłam we Wrocławiu wieki temu i nie za bardzo orientowałam się gdzie powinnam szukać kina. W związku z tym wydrukowałam sobie super extra mapkę. Planowałam wysiąść na przystanku autobusowym przy dworcu Świebodzkim -zabijcie mnie, ale z wrażenia pomyliłam w swych założeniach dworzec Świebodzki z Głównym ;)- a wysiadłam przy Głównym i moja mapka na nic mi się zdała, ponieważ nie obejmowała swym zasięgiem dworca Głównego.


 I nic, tylko usiąść i płakać, jak powiedziałby Pawlak z Samych Swoich. Jednak nie zdecydowałam się na taką załamkę. Muszę znaleźć kino, przecież bilet już kupiony! Pierwszą osobą, którą spytałam się o drogę, była pani pracująca w toalecie dworcowej- kazała mi iść prosto, na zachód, niech pani idzie cały czas prosto. Poszłam więc prosto. Idę i idę, ale ileż można iść prosto? 


Ponownie spytałam się o ulicę Kazimierza Wielkiego i pani poinformowała mnie, że teraz mam skręcić w prawo, następnie iść cały czas prosto aż do przejścia podziemnego i to już będzie ta ulica. Doszłam do przejścia obok którego, była informacja, że kino, którego szukam znajduje się w oddaleniu 500 metrów. Dobry Anioł nade mną chyba czuwał ;) Jednak przyjechałam półtorej godziny za wcześnie i w związku z tym, dla zabicia czasu, włóczyłam się jakiś czas po rynku. Po długim czasie oczekiwania, wreszcie znalazłam się na sali kinowej, na swoim miejscu...

   Pokaz  filmu poprzedziła bezpośrednia transmisja na żywo z otwarcia kina Filmoteki Narodowej- Iluzjon z Warszawy. Transmisję poprowadziła Agata Konarska, wypowiadał się też Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdan Zdrojewski, który jak się okazało, był głównym inicjatorem doprowadzenia kina Iluzjon do dawnej świetności. Zamiast tradycyjnego przecięcia wstęgi, które jest wyznacznikiem oficjalnych otwarć różnych instytucji, tutaj oficjalnie zapalono niebieski neon Iluzjon na zewnątrz budynku.


 Na sali kina w Warszawie dojrzałam Andrzeja Wajdę, który jak wiadomo, jest reżyserem współczesnej wersji Pana Tadeusza. Na żywo zobaczyliśmy również salę kinową w Wilnie, w którym re-premierę filmu zamierzała oglądać sprawczyni całego zamieszania- osoba prywatna, z Wrocławia, która przez przypadek odnalazła taśmy swojego ojca, z zachowanymi fragmentami filmu. Wcześniej Filmoteka dysponowała fragmentem filmu około 40-minutowym, a obecnie film trwa nieco ponad dwie godziny. I to jeszcze nie jest wersja kompletna.


  Dwie godziny mogłyby się wydawać  dosyć długie, jak na przeciętny czas trwania filmu. Jednak wierzcie mi, zleciały jak z bicza trzasnął. Naprawdę ogrom pracy włożyła Filmoteka, byśmy mogli cieszyć oko i ucho. Obraz był bardzo wyraźny (cyfryzacja techniką 4K) , a do tego cudne ujęcia przyrody i przepiękna muzyka skomponowana specjalnie do filmu przez Tadeusza Woźniaka (nie wiadomo jaka była oryginalna). I chociaż przez cały film muzyka  cudownie umilała widzom czas, to jednak najbardziej utkwił mi moment, gdy Jankiel grał na na cymbałach. Było cymbalistów wielu, ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu- tym jednym cytatem podsumuję więc jego występ, a współcześnie: Jankiel dał czadu! 

 Jednak przy wspomnianym fragmencie, nie chodzi tylko o muzykę, ale także o samą postać Jankiela- świetnie wcielił się w nią Ajzyk Samberg- oraz o znakomite ujęcia i przejścia (retrospekcje) w momencie gry na cymbałach- sceny, niczym z obrazu Matejki Rejtan- przedstawiające protest przeciwko I rozbiorowi Polski.
Jeszcze polska nie zginęła! Marsz Dąbrowski do Polski! pięknie również brzmiał hymn Polski na cymbałach. Naprawdę, wielkie gratulacje i ukłony dla kompozytora muzyki do filmu, Tadeusza Woźniaka.

Stefan Jaracz jako Napoleon 
 Według mnie, wszyscy aktorzy zdali egzamin bardzo dobrze. Tak się wtedy grało, takie były kanony urody, taka była charakteryzacja postaci. Jednak dla niektórych widzów, to co dla mnie jest magiczne i piękne, to dla nich było zabawne. Obok mnie siedziała dziewczyna, a jej chłopak, jak słyszałam, co chwilę dusił się ze śmiechu. Wiadomo, były momenty zabawne i ja się wtedy śmiałam i cała sala. Ale bez sensu dla mnie było ciągnąć do kina kogoś, kogo stare kino nie wprawia w zachwyt- byle tylko nie być samej. Tak prawdopodobnie byłoby i z moim mężem (podejrzewam, że ziewałby co chwilę), więc pozwoliłam mu łaskawie zostać w domu. Dla swojego i jego dobra. 


Pierwszy raz "dotknęłam" naprawdę z bliska starego kina i odczułam dzięki temu prawdziwą jego magię. Powiem Wam, że moje zainteresowanie przedwojennym kinem pogłębia się z każdym dniem i coraz bardziej się w to wkręcam. Cudownie było zobaczyć z tak bliska, osoby, które grały w tym filmie. Tych wszystkich ludzi już nie ma na świecie, nie możemy ich już poprosić o autografy, ani zobaczyć na kanapie w telewizji śniadaniowej, ale dzięki doskonałości obrazu, można jednak było odczuć ich niesamowitą bliskość. 

Pierwszy raz oglądałam przedwojenny film w kinie, pierwszy raz byłam w kinie sama, wcześniej zawsze z dziećmi na bajkach, albo z mężem na "dorosłych" filmach- w swoich upodobaniach do starego kina jestem w swoim najbliższym otoczeniu sama. Ale jak zauważyłam parę osób, zwłaszcza pań, było w takiej samej "samotnej" sytuacji. Nie pamiętam też kiedy ostatnio byłam w kinie przy praktycznie pełnej sali. I wyobraźcie sobie, że na koniec wszyscy obecni podsumowali znakomite dzieło Ryszarda Ordyńskiego -jak i całej ekipy pracującej przy cyfryzacji- cudownymi, spontanicznymi oklaskami. Kultura musi być... 

Gdy byłam już w drodze do domu, mąż zadzwonił i spytał się mnie:
- I co, było warto?
- Tak, było warto...-odpowiedziałam bez zastanowienia.
_______________________________________________

Równolegle z re-premierą kinową miała miejsce re-premiera internetowa. Film "Pan Tadeusz" był, niestety tylko przez kilka dni, dostępny do obejrzenia za darmo tutaj . Może jeszcze kiedyś będzie;) Na stronie jak na razie jest zwiastun i dużo ciekawych informacji na temat projektu.

Natalia Lesz "Chciałabym"-oficjalny teledysk Filmoteki Narodowej promujący film "Pan Tadeusz" z 1928 roku:

                                          
Powiązane wpisy:
Pan Tadeusz 1928
Stefan Jaracz

    
źródła: pierwsze trzy zdjęcia zrobiłam ze swojego miejsca w kinie, przy robieniu screenów i gifa korzystałam ze strony Filmoteki Narodowej. 

środa, 7 listopada 2012

Eugeniusz Bodo na wesoło



Eugeniusz Bodo jako Chevalier
Zapewne, Eugeniusz Bodo kojarzy się większości z błyskotliwym poczuciem humoru i rolami komediowymi (chociaż miał w swoim dorobku także role dramatyczne). "Fabrykant wesołości" jak napisano o nim w tygodniku "Kino". Wiele osób z jego otoczenia mogło się o jego usposobieniu przekonać na "własnej skórze", czy to w pracy, czy w chwilach wolnych od niej. Chciałabym przedstawić kilka jego takich wypowiedzi czy zachowań, świadczących o tym, że był człowiekiem wyjątkowym i miał duży dystans do wielu życiowych spraw- potrafił żartować także z siebie samego, co nie każdemu się udaje. Niektóre, poniższe fragmenty nie dotyczą jego wypowiedzi, ale "dotykają" Bodo w sposób zabawny więc także je zamieściłam. Inspiracją i źródłem na podstawie którego powstała ten wpis, jest oczywiście książka "Eugeniusz Bodo 'Już taki jestem zimny drań' " Ryszarda Wolańskiego.
                                                          
                                                             *
"Jeden z kelnerów z tzw. prowincji nie rozpoznał Bodo. Wił się w lansach, bo nie wiedział jak go ma tytułować. Wybawił go z opresji sam Bodo, mówiąc: 'Młody człowieku nie męcz się dłużej i mów mi po prostu Boże' ".

Powiedzonko o nim brzmiało: zdolny ale leń. Żartobliwy kalambur Adolfa Dymszy, do dziś aktualny brzmi: "Gra pan jak Bodo! Dlaczego? Bo do du..."

Miłostki i flirty są nieodłącznym życia artystycznego. Tak było, jest i pewnie pozostanie. Czy Bodo był inny? "Amantów par excellence nie grywam, gdyż uważam, że do tego trzeba mieć albo ładną, albo bardzo ciekawą twarz. Co do mnie, może posiadam te zalety, ale... dla bardzo bliskich i życzliwych znajomych" powiedział w jednym z wywiadów.


"Kurjer Filmowy" 1929, miniwywiad z Eugeniuszem Bodo, podobno autentyczny.
"Sympatyczny i popularny artysta rewji stołecznej oraz bohater szeregu filmów polskich Eugenjusz Bodo- ma wśród wielu talentów niesłychaną zdolność robienia "kawałów". Onegdaj spotykamy go w Leo Filmie, gdzie gra do obrazu "Uroda życia". Bodo siedzi zamyślony. 
-Nad czem pan tak rozmyśla?
-Opracowuję swoją nową rolę.
-Czy został pan zaangażowany?
-Wkrótce otrzymam engagement zagraniczny, gdzie będę nakręcał scenę do filmu dźwiękowego.
-Oh, czy to trudna rola?
-Trudna i odpowiedzialna. Będę robił... czkawkę"

"Jedna z młodych gwiazd filmowych otrzymała w podarunku psa doga -donosił "Kurjer Codzienny"- którego chce nazwać Bodo. Waha się jednak, bo nie wie, czy Bodo nie poczuje się tem urażony"

Regionalny "Bjuletyn Teatru Świetlnego Słońca" w rubryce Dowcip aktora napisał: "Jednego ze znanych aktorów, pana B..., który w dodatku jest bardzo dumny ze swego powodzenia tak w teatrze, jak i w kinie, przedstawiają pewnemu dyrektorowi. Ten mówi:
-Ach, bardzo mi przyjemnie, zdaje się, że pańską twarz już gdzieś widziałem...
-To niemożliwe -mówi obrażony aktor- od urodzenia noszę swoją twarz na tem samem miejscu"

Dziennikarka "Kina" pyta się Bodo co robi:
"-Odpisuję na listy -odpowiada mi na pytanie.
-Jak to sam -dziwię się- zawsze wyobrażałam sobie, że gwiazdy mają sekretarzy, którzy im te sprawy załatwiają.
-E, bujda. Zresztą lubię te listy i chętnie na nie odpowiadam. (...) Nie wiem, czy mam się z czego radować  czy smucić  ale listy, które otrzymuję od swoich wielbicielek i wielbicieli są przeważnie pełne... szacunku dla mnie. Listy miłosne, jak to się zdarza z moimi kolegami, są u mnie rzadkością. Źle jest widocznie ze mną. Nie kochają mnie, a szanują, nie wychwalają moich "wdzięków", ale moje uczucia synowskie i miłość do matki. (...) Z żadnego listu się nie śmieję, żadnego nie lekceważę. (...) Im więcej w listach jest pochlebstw, tem większą zachowuję rezerwę, tem więcej ostrzę swój samokrytycyzm, bo przyjść może taki czas, gdy listy będę otrzymywać jedynie od... wierzycieli"  

Recenzent tygodnika "Kino" donosi:
" W towarzystwie pięknej, młodej kobiety, i z ulubionym psem Sambo, siedział w zacisznym kąciku restauracji i cicho z nią gawędził.
-Musi ci być miło grać  z taką czarującą partnerką, jaką jest pani Marysia Modzelewska -zagadnął zaprzyjaźniony z artystą skryba M.S.- My z widowni zazdrościmy ci serdecznie. Łatwo jest zakochać się w pięknej kobiecie?(...)
-Ależ oczywiście...-odpowiedział zaskoczony śmiałością dziennikarza Bodo- że... pani Modzelewska jest czarującą kobietą, ale zakochać się?
-A czy zechcesz mi coś opowiedzieć o pierwszej miłości i pierwszym pocałunku?
(...) Bodo uśmiechnął się jakoś dziwnie i tajemniczo.(...) Chwilę milczał, zaciągnął się kłębem dymu, wolno wstał, najbardziej szarmanckim ruchem wskazał na swoją towarzyszkę (sukę Sambo) i uroczyście rzekł:
-Oto moja pierwsza miłość!
(...) Zdziwiony Sambo od czasu do czasu podnosił z pod stolika swój olbrzymi pysk i zdawało się, że się również uśmiecha i dzieli szczęście swego pana. Miłe czytelniczki, czy miałem jeszcze pytać o pierwszy pocałunek?"

  "Kurjer Bydgoski" o filmie "Robert i Bertrand-czyli dwaj złodzieje" z 1938.
Bodo i Dymsza po przeczytaniu scenariusza, chcąc jak najwierniej odtworzyć swe role, szukali natchnienia w autentycznym środowisku warszawskich opryszków."Mówi się, że studia prowadzili obaj tak gorliwie, iż jeden z "królów" tego świata proponował im przyjęcie do "ferajny". Tak znakomicie opanowali gwarę złodziejską, że odnosi się wrażenie, iż z tego właśnie świata pochodzą".


Napisów jest dużo, bardzo dużo, a lektura zajmująca. Wypisane ołówkiem, atramentem, wydrapane scyzorykiem, wymalowane pomadką do ust. "Geniuś", "O mój Genjuszu", "Ukochany artysto", "Najcudniejszy Boduleczek", "Twoja na zawsze". Dalej kolejne, nabazgrane tą samą ręką, z małymi odstępami, które sprawiają wrażenie, że nie były pisane jednego dnia: "Ty, tylko ty", "Błagam jutro o spotkanie o 7 rano w Łazienkach", "Podły, dlaczego nie przyszedłeś", a na końcu "Kocham cię".
 Na wysokości trzeciego piętra napisy nagle urwały się. (...)
-Przez tą ścianę grożą mi eksmisją. Gospodarzowi domu już sprzykrzyło się ciągle odnawiać schody. I co ja biedny zrobię, jak mnie wyrzucą -żalił się Bodo- W piwnicy będę musiał nocować albo pod Mostem Poniatowskiego.


I na koniec...

Idealna kobieta według Bodo:
"Przede wszystkim kobieta musi być kobietą! To nie frazes- to zasadnicza rzecz. A przy tem koniecznie trochę człowiekiem! Bo ja zawsze w kobiecie szukam także człowieka. Wolę oczywiście, żeby ten człowiek-kobieta był ładny, ale może być także brzydki- nie szkodzi, byle tylko ona była miła"

hmm... 

sobota, 3 listopada 2012

Głos pustyni 1932



  Współproducentem, autorem scenariusza i jednocześnie aktorem występującym w filmie, był Eugeniusz Bodo. Pierwszy raz pokazał się szerszej publiczności z brodą, którą specjalnie dla filmowej postaci zapuścił. Z brodą ową obnosił się jeszcze przed wyjazdem i rozpoczęciem realizacji filmu- do prasy trafiły więc zdjęcia z jego "nową" twarzą. Wiele czytelniczek "Kurjera Codziennego" zachwyciło się fizjonomią Boda i w listach do redakcji wyrażały prośbę, by brody nigdy nie golił. A ja po raz pierwszy, bodajże, widziałam przedwojenny film kręcony poza granicami Polski. Ekspedycja filmowa wyruszyła pociągiem do Berlina, przez Paryż do Marsylii, później statkiem aż do dalekiej Algierii. Realizacji filmu podjęła się spółka, pod nazwą B-W-B, założona przez trzech przyjaciół -Bodo jak wspomniałam był autorem scenariusza oraz grał szejka Abdullaha, Michał Waszyński podjął się reżyserii, a Adam Brodzisz wcielił się w rolę sierżanta Milczka. Głos pustyni to z pewnością wyjątkowy film tamtych czasów.

   Na afrykańskiej pustyni ukrywa się niebezpieczny i groźny szejk Abdullah (Eugeniusz Bodo). Kryjówkę jego udaje się odkryć francuskiemu wywiadowcy, sierżantowi Milczkowi, który z pochodzenia jest Polakiem. Niestety wpada w ręce Abdullaha. Młodego, przystojnego żołnierza ratuje z opresji piękna żona szejka, Dżemila (Nora Ney). Uwalnia go i pomaga w ucieczce. Wiedząc, że ze strony krwawego męża może grozić jej niebezpieczeństwo za to, co zrobiła i chcąc być bliżej nowej miłości, decyduje się opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania. W mieście zatrudnia się jako tancerka i łudzi się nadzieją, że ujrzy Milczka gdzieś przypadkowo. Jej trud i poświęcenie się opłaci. Odnajduje ukochanego i uwodzi go. Zostają kochankami. Z czasem jednak w otoczeniu przystojnego sierżanta pojawia się inna piękność, turystka Jenny Burton (Maria Bogda). Dżemilę dręczą obawy, że jest zdradzana. Zrozpaczona, wraca do męża i namawia go do krwawej zemsty...


   Film oglądałam z zaciekawieniem, ponieważ tak jak napisałam we wstępie, nie spotkałam się dotychczas z tak egzotycznym obrazem kina przedwojennego. Czy trud ekipy się opłacił? Kosztowny wyjazd, zmiana warunków klimatycznych, zmiana zewnętrzna Bodo- to tylko kilka przykładów. Ciężko mi to ocenić tak jednoznacznie. Mimo, że film oglądałam bez większego znużenia, a nawet, jak wspomniałam, z pewnym zainteresowaniem, to jednak muszę stwierdzić, że nie do końca mnie uwiódł. Niby film dźwiękowy, a w większości momentów czułam się, jakbym oglądała film niemy. Bo i charakteryzacja postaci i ich ruchy, skłaniały mnie ku temu odczuciu. O tyle dobrze, że czas oczekiwania na usłyszenie jakichkolwiek odgłosów czy rozmowy, umilała muzyka Henryka Warsa. Nie wiem, może to efekt zamierzony przez produkcję? Może Bodo, przeczuwał, że żaden film z epoki kina niemego z jego udziałem nie przetrwa? Podobno tylko jednemu się poszczęściło, to film Człowiek o błękitnej duszy z 1929 roku, jednak nie jest on dostępny szerszej publiczności. Nie wiem czy ktokolwiek w ogóle go widział....?

  Na pewno ogromnym plusem filmu są sceny batalistyczne, ujęcia oraz wszyscy aktorzy, łącznie ze  statystami- ponieważ są autentyczni, nie ucharakteryzowani. Zapewne współczesnym oczom przyzwyczajonym do postępujących efektów specjalnych wydadzą się, wspomniane tutaj świetne ujęcia, marne- jednak moje wrażenia są takie, że jak na początkujące polskie kino są dobre. Osoby, które widzimy przed kamerą jak i te których nie widzimy, bo są za kamerą- z pewnością włożyły ogromny wysiłek, by to nad czym pracowali nam się podobało. Oceniając film, o tym wręcz trzeba zawsze pamiętać.  


Bodo Abdullahu, gdziekolwiek teraz jesteś, powiem Ci, że ze wszystkich sił, starałam się usłyszeć Twój, głos pustyni... i udało się. Co prawda, było to jakby delikatne echo, słyszane z daleka, ale mimo to tchnące perfekcją. Jak zawsze!

"Wprowadzam modę i sam w niej wiodę prym,
i przed narodem noszę swoją brodę.
Trochę mi wstyd, że człowiek zbrzydł,
Lecz pieścić nie mam kogo, więc włosy rosnąc mogą..."
 Fragment tekstu piosenki z teatrzyku Wesołe Oko, autor tekstu Jan Brzechwa.

                                                                                                 
Tarnowski (Witold Conti) śpiewa piosenkę dla Jenny Burton (Maria Bogda)


                                            Dżamila (Nora Ney) tańczy 
                           

Ciekawostki:

-Na czas trwania wyprawy matka Bodo została mianowana "generalną opiekunką i matką całej kompanii". Pani Junodowa o wszystkie swoje filmowe dzieci dbała tak samo.

-W scenach wojennych brało udział 1500 jeźdźców konnicy arabskiej i spahisów oraz dwa bataliony wojsk regularnych, przydzielonych przez Francuzów.

-Bodo z naturalną "arabską" brodą robił prawdziwą furorę. Spotykały go same komplementy. Oczywiście z ust tamtejszych pań.

-Po podliczeniu wszystkich kosztów związanych z produkcją filmów Bezimienni bohaterowie i Głos pustyni okazało się, że firma "trzech trubadurów polskiego kina" B(odo)-W(aszyński)-B(rodzisz) jest bankrutem i wkrótce przestała istnieć. Mimo niezłej frekwencji skutek finansowy okazał się fatalny. Jednak mimo, że spółka upadła, przyjaźń przetrwała.

-Film powstał na podstawie powieści Ferdynanda Ossendowskiego zatytułowanej "Sokół pustyni", który był nie tylko pisarzem, podróżnikiem i nauczycielem, ale też antykomunistą. Ze względu na to, że pisarz ostro skrytykował rewolucję w swojej książce "Lenin", to po zajęciu Polski przez Rosjan, jego grób był pilnie poszukiwany. Gdy go odnaleziono, NKWD zarządziło ekshumację zwłok, ponieważ chcieli upewnić się czy wróg Lenina na pewno nie żyje.

                             Przykro mi bardzo, ale...
Powyższy tekst, został po większej lub mniejszej części skopiowany, i umieszczony na stronach bez pytania o zgodę i bez podania linku, czy źródła z którego korzystano:

http://www.bialystokonline.pl/glos-pustyni-w-forum,impreza,86226,3,1.html


http://www.coolturalnybialystok.pl/strefa-kultury/filmy/1349-1808-pokaz-filmu-pt-qglos-pustyniq-w-kinie-forum.html


                            ****  
       Wcześniejsze teksty, powiązane z tematem:
-Tajemnica śmierci Eugeniusza Bodo
-Nora Ney
-"Brodziszówka" czyli Maria Bogda i Adam Brodzisz



źródła: wikipedia, książka "Eugeniusz Bodo- Już taki jestem zimny drań" Ryszarda Wolańskiego.

niedziela, 28 października 2012

Tak jak w kinie-prolog

Tydzień mnie tu nie było, bo czytam. Czytam cudowną, pachnącą nowością książkę. Chociaż lubię te pachnące starością ;), jednak ta ma za to treść dotyczącą minionych lat. "Eugeniusz Bodo -Już taki jestem zimny drań" taki jest tytuł książki Ryszarda Wolańskiego. Niestety książka nie jest moją własnością, tylko państwową, bo z biblioteki. Bardzo bym chciała ją mieć, ale kosztuje ponad pięćdziesiąt złotych- dla mnie na obecną chwilę to dużo, więc na razie się wstrzymuję. Jak skończę czytać to oczywiście postaram się zamieścić recenzję. Być może wpisów zainspirowanych książką powstanie więcej. 

Dziś zamieszczę fragment prologu z rozdziału drugiego:

"Kariera artysty jest podobna karierze kurtyzany:
Najpierw dla własnej przyjemności, później
 dla przyjemności innych, a w końcu dla pieniędzy.
Achard

"Zgiełk. Gwałtowne ruchy. Krzyki. Uderzenia młotów. Zgrzytanie pił. Głośne nawoływania. Czasem urywek muzyki. Przeraźliwe gwizdy. Ciężkie stąpania robotników. Zapach farb. Ogrom atelier filmowe. (...) Reżyser mówi -scena 237! Wszyscy czytali scenariusz? Dobra jest. Prędzej! Próba. Operator!!! Panie operatorze zechce pan łaskawie przyjrzeć się, wszak i panu zależy, aby całość wypadła dobrze. Dyrygent grać, grać! Proszę coś nastrojowego. Tak, dobrze"  

Takie było i jest tradycyjne kino. Rwetes krzątanina. Zgiełk czyniony przez ekipy budujące scenografię, przez dekoratorów, tapicerów i stolarzy. Natrętny głos reżysera i jego asystentów, wzywający do prób i nagrań. Trema aktorów, duble ujęć i epizodów. Tylko na ekranie panowała cisza. Do czasu. Wreszcie wielki niemowa przemówił. Wtedy każdy następny rok przynosił nowe wynalazki, adaptowane ochoczo przez film. 

Taśmę filmową zastąpił dzisiaj zapis elektroniczny. Pracę licznych ekip technicznych wyręczać zaczął komputer. Po drugiej stronie ekranu też zaroiło się od nowinek. Żeby obejrzeć najnowszy obraz, nie trzeba nawet wychodzić z domu. Ulubiony fotel i kapcie, zamiast biletu telewizor, pilot i odpowiedni abonament i już oglądamy kolejną premierę. Tylko zapodziała się gdzieś romantyka. Dzisiejsze multikina zastępują, jak sama nazwa wskazuje, kilkanaście kin naraz, ale zamiast celuloidu roznosi się w nich zapach prażonej kukurydzy. 

Tylko małe iluzjony, oby trwały wiecznie, cieszą się dawną sławą, sławą nieprzemijających dialogów, gestów, refrenów i twarzy. Zanim tam zaglądniesz, Drogi Czytelniku, przypomnij sobie, kiedy i gdzie mogłeś widzieć człowieka o "stu twarzach", jednego z najpopularniejszych aktorów tamtych czasów- Eugeniusza Bodo...  "

   Niezaprzeczalna, trochę dla mnie bolesna prawda tkwi w tych paru słowach. Być może to źle, nie wiem, ale taka już jestem, ponieważ żal mi tego, że coś się kończy, coś się zaczyna. To "nowe" nie zawsze mi odpowiada i w takich przypadkach mam minę jak wyżej Bodo na okładce "Kina" ;) 
 Tylko zapodziała się gdzieś romantyka. Właśnie. Żal mi, po prostu tego co minęło i już nigdy nie wróci...

niedziela, 21 października 2012

Kraj Pól...




Poniżej, tylko wybrane komentarze pod pewnym artykułem- a jest ich ponad dwieście. Artykuł co prawda jest sprzed dwóch lat, jednak myślę, że temat aktualny. Lubię czytać komentarze, ponieważ często są uzupełnieniem artykułu lub nawet dowiaduję się z nich czegoś nowego. Wydaje mi się, że te są interesujące i Was też mogą zaciekawić. Ile jest ludzi na świecie tyle opinii, odczuć i przekonań, niektóre  po części się nakładają, inne całkowicie różnią. A jaka jest prawda? Prawda, jak to mówią, zawsze leży pośrodku...

Fragment artykułu:
"„Większość polskiej ziemi należy do wielkich magnatów” – w XVII wiecznym tonie pisze autor, choć pamiętać należy, że przedwojenna reforma rolna, która m.in. zakładała wykup ziem od obszarników i parcelację jej, faktycznie nie została w pełni zrealizowana. „Wielu wieśniaków nigdy nie ogląda mięsa, chleba, mleka, żyje tylko na ziemniakach. Rosnąca rzesza bezrolnych chłopów zaludnia miejskie slumsy albo zastanawia się nad rewolucją”. Rząd, czytamy w artykule, pragnie za ich pomocą zindustrializować Polskę, popiera więc przenoszenie się chłopów do miast, ale „miasta są prawie całkowicie zmonopolizowane przez 3 miliony polskich Żydów”. „Obecny antysemityzm w Polsce, kraju o tradycji tolerancji dla  Żydów, ma raczej ekonomiczne, niż rasowe oblicze. 
„Bogacze siedzą w  wyniosłych ławach w kościołach katolickich, wracają do swoich wspaniałych domów eleganckimi samochodami, które do połowy kół zanurzone są w błocie” ..."

Wybrane komentarze:





















   Najważniejsze to to, by być świadomym swej narodowej przeszłości i historii oraz tego w jakim kraju żyjemy i jakiej przyszłości oczekujemy...

   Jeśli zaciekawiły Was komentarze i chcecie dowiedzieć się pod jakim artykułem rozgorzała tak  gorąca dyskusja, podaję link:

Reportaż z międzywojennej Polski(kliknij na tytuł)




wtorek, 16 października 2012

Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków 1937

Wytwórnia Disneya, jest jedną z największych i najbardziej znanych wytwórni w Hollywood. Powstała 16 października 1923 roku, czyli  dokładnie 89 lat temu. Zapewne wielu z Was, jeśli nie wszyscy, oglądało choć jedną bajkę, którą ta wytwórnia wyprodukowała. Pierwszą pełnometrażową, animowaną produkcją stał się film "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Nad filmem pracowało ponad 750 artystów plastyków. Wykonali oni około milion rysunków, ale w filmie wykorzystano "tylko" 250 000 z nich. Praca nad filmem trwała trzy lata, jednak opłacało się, ponieważ film został wyróżniony Oscarem oraz okazał się jedną z najbardziej dochodowych produkcji. Scenariusz oparty jest na baśni braci Grimm. 


    Wersja polskojęzyczna została prawdopodobnie, nagrana na przełomie lat 1937/38. Niestety, dokumenty z pełną obsadą osób, które pracowały przy produkcji, zaginęły podczas wojny. Pomocni okazali się internauci, biografowie i eksperci od kina międzywojennego. I dzięki nim sporządzono pełną listę twórców dubbingu lat trzydziestych. W 2009 roku powstał nowy dubbing, ale wydaje mi się, że większą wartość ma jednak ten przedwojenny.

  Fabuły bajki, chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Hmm, mimo tego faktu, skoro zaczęłam już temat, to jednak jakiś opis wypadałoby zamieścić... 


  W pierwszej scenie tej niezwykłej bajki, widzimy królewnę podczas  pracy, myjącą schody. Jako bardzo nietypowa królewna, ubrana jest dosyć skromnie. Powiedziałabym, że nawet trochę zaniedbana jest, ma na sobie bowiem zużytą już nieco sukienkę. Zajęcie, które wykonuje, nie jest jednak dla niej jakoś bardzo niewdzięczne, ponieważ tańczy przy tym i śpiewa. Wtóruje jej piękny królewicz. Chyba zakochani są w sobie. 

Zła Królowa, strasznie zazdrosna o urodę Śnieżki, postanawia pozbyć się królewny. W tym celu wysyła sługę, by wyprowadził urodną dziewczynę do lasu, gdzie ma ją zabić i na dodatek jeszcze wyciąć jej serce, by je przynieść królowej jako dowód popełnionej zbrodni. Jednak zabójca, wcale nie chce być zabójcą, więc w przypływie szacunku i litości puszcza nieszczęsne dziewczę wolno. Królewna biegnie w ciemną noc przez straszny las. Po pewnym czasie pada zmęczona. Budzi się wczesnym rankiem, i podejmuje się dalszej wędrówki. Po krótkim czasie natrafia na malutki domek, który w porywie dobrego serduszka, postanawia doprowadzić do porządku. Początkowa sielanka zamienia się w koszmar. Królewna w najgorszych snach nawet nie podejrzewa, że w domku, w którym mieszka siedmiu całkiem sympatycznych krasnali,  spotka ją chwilowa śmierć... 


  Tak, piękna czy pracowita i zaradna (niekoniecznie dwa w jednym) dziewczyna nigdy nie miała lekko. Jak nie dokuczały jej inne zazdrosne starsze lub młodsze przedstawicielki tej samej płci, to brzydsza płeć(sorry) miała (i ma) korzyść z tego kiedy ta chwyta za miotłę. Ponieważ Śnieżka, jak to prawdziwa kobieta z krwi i kości, postanawia opuszczonym, samotnym facetom dopomóc w sprzątaniu. Oni właściwie nie mają o tej czynności bladego pojęcia. I znów słyszymy śpiew, widzimy uroczy uśmiech i wesoły taniec. Królewnie, mimo, że nie wie z kim ma do czynienia, wydaje się, że jak posprząta to nieznani mieszkańcy -po ocenie sytuacji, prawdopodobnie płci męskiej- pozwolą jej zostać. Nie spodziewa się, że będą mocno zaskoczeni a nawet silnie przestraszeni widokiem czystej kuchni: "Ooo, zlew cały jest czysty, to jakaś brudna sprawa..."

   Już w przedwojennej bajce widzimy wyraźny przekaz, szczęśliwej spełnionej kobiety w roli ostoi domu i opiekunki mężczyzny. Przecież, oni w ogóle sobie bez kobiety po prostu nie radzą. A tu, jak ślepej kurze ziarno, trafia się takim zwykłym krasnalom, niesamowicie zaradna dziewczyna- wreszcie chłopaki mają co jeść, są zadbani, umyci i mydłem pachnący. W zamian za metamorfozę życia, wspaniałomyślnie i po dżentelmeńsku, oddają królewnie swoją sypialnię i obiecują bezpieczeństwo. Jednak nie mogą  zagwarantować jej bezpieczeństwa kiedy są w pracy, a ona w tym czasie przebywa sama w domu. Nieostrożna Śnieżka łapie się w pułapkę Królowej i umiera.


   Mija jesień, zima. Nastaje wiosna. Wreszcie, pojawia się lekko spóźniony książę. I co robi? Po prostu całuje. Tym jednym, słodkim uczynkiem sprawia, że cała intryga złej wiedźmy, odchodzi w nicość. Jaki morał wynika dla mnie z tej bajki: Jeśli przez złośliwe uczynki zazdrosnej, nieco starszej kobiety, jesteś prawie martwa- to tylko mężczyzna jest w stanie cię ocalić i wybudzić z sennego letargu. I wcale nie musi się zbytnio wysilać. Właściwie wystarczy po prostu, że jest...

Niestety, powiem, że takie rzeczy tylko w bajkach... ;)

    I na koniec cytat z filmu:
-Jest przecudna, śliczna jak anioł!
-Anioł?! To jest kobieta, a one wszystkie są podłe!

I cały trud na nic. A swoją drogą, skąd leśny krasnoludek o znaczącym imieniu, Gburek, takie rzeczy wie... ale to już inna bajka ;)

 Podsumowując, powiem, że naprawdę doceniam i szanuję pracę nad filmem, więc moja ocena za całokształt (muzyka, piękne ujęcia, śmieszne dialogi itp.)  to 5/5

  Przy okazji, polecam Wam również jedną z nowszych bajek wytwórni Disneya, pod tytułem "Zaplątani". Naprawdę warto zobaczyć dynamiczną Roszpunkę, biegająca po okolicy z obronną patelnią. Byłam na bajce w kinie i miałam szczęście wygrać w konkursie na Filmwebie płytę DVD z filmem. Fragment mojej wyróżnionej wypowiedzi niech będzie polecającą recenzję: "Uśmialiśmy się, aż mnie brzuch bolał, poza tym romantyczny wątek fajny, efekty 3D, muzyka.. i super, że to Julia Kamińska była głosem Roszpunki, bo bardzo ją lubię. Całość genialna po prostu. Czułam się po tym filmie bardzo optymistycznie, bardzo happy i w ogóle. I nie ważne, że mały rozsypał pół wiadra kukurydzy prażonej pod fotelami, nie ważne, że uciekliśmy w popłochu z kina... ważne, że byliśmy tam razem..." ;)  
      
                                                                                  
*** źródła: wstęp z wikipedii, reszta moja i gify są także mojej skromnej produkcji

niedziela, 14 października 2012

Zapomniani bohaterowie...


Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
                  Józef Piłsudski

   Natrafiłam w necie na dwa, świetne utwory, wspominające o bohaterstwie polskich żołnierzy podczas II wojny światowej. Skomponował je i wykonywał szwedzki zespół  Sabaton. Powiem, że  słowa tych piosenek, ich przekaz, mocno mnie wzruszyły. Do łez.

                            Fragment tekstu (z teledysku- w necie różne tłumaczenia są):
"40:1"  Sabaton
Chrzest w boju, jeden na czterdziestu
Cisza przed burzą, a wnet rozkaz zabrzmi nam,
że garstka nas pójdzie w ten bój,
jak sam przeciw sforze psów...

Chrzest w boju, jeden na czterdziestu,

sercem Spartanie, śmierć i chwała,
żołnierze Polski, męstwa to wzór[...]
                                                         "40:1" Sabaton
                                     


Zespół Sabaton na swojej internetowej stronie, poprosił fanów o wybór tematu do kolejnego utworu. Otrzymali mnóstwo maili od fanów z Polski. Do teledysku "Uprising", w którym poruszany jest temat Powstania Warszawskiego, zaangażowano polskich aktorów. Między innymi, Mateusza Damięckiego i Monikę Buchowiec oraz około 120 statystów, którzy przez dwa dni pracowali przy inscenizacji walk powstańczych na terenie zakładów Norblina. Mateusz Damięcki wcielił się w postać polskiego oficera walczącego na barykadach Warszawy, Monika Buchowiec w sanitariuszkę, a szwedzki aktor Peter Stormare w generała SS, Ericha von dem Bach-Zalewskiego. "To wspaniałe, że zespół rockowy zajmuje się tak delikatnym tematem i ostrzega młodych ludzi przed złem. Ze złem trzeba walczyć grając dobry rock'n'roll" powiedział Peter Stormare.

-Obydwa teledyski -"40:1" i "Uprising"- wyreżyserował Jacek Raginis.
-Największy belgijski webzine, Ashladan uznał klip "Uprising", za Najlepszy Teledysk Metalowy 2010 roku.
-Polska publiczność bez wątpienia jest jedną z najlepszych na świecie -powiedział wokalista zespołu Sabaton, Joakim Brodén.


                                     Fragment tekstu:
Powstanie ( Uprising)
Warszawo, powstań!
Czy pamiętasz, kiedy naziści zajęli Polskę?
rok 1939 sojusznicy odwrócili się
z podziemi narastał nadziei szept
miasto w rozpaczy
ale nigdy nie straciło wiary
kobiety, mężczyźni i dzieci
walczyli i ginęli razem[...]                       "Uprising" Sabaton
                                             

Zwróciłam uwagę na komentarze niektórych, mówiące o tym, że raczej tylko zagranicą widzą i doceniają wyjątkowość Polaków. A sami Polacy zatracają swą polskość i wstydzą się jej- po prostu w ogóle nie chcą pamiętać. Patriotyzm, odwaga i heroiczna walka o wolność, to dla nich zapomniana historia.

 I cóż, faktycznie nie natrafiłam na promowanie tego typu zachowań, ani w szkole ani w popularnych mediach. Odpowiednią ku temu postawę można ukształtować, jednak ważne, by robić to od najmłodszych lat. A nasz system edukacyjny od powojennych dziesięcioleci,  jest jaki jest, więc bierna postawa w tym względzie przechodzi z pokolenia na pokolenie.

 Niektóre, ziarenka przeciskają się między palcami ze ściśniętej garści, i wołają do tych, którzy w tej garści zostali... 
i ja usłyszałam to wołanie...

  Pomysł na wpis, jest wynikiem poszukiwań mojej córki- ponieważ jak przysłowie mówi, jeśli szukasz to i znajdziesz. Moje dziecko postanowiło za wszelką cenę udowodnić mi to, że w Polsce, przez polskich artystów, też tworzona jest podobna muzyka. Jeszcze tego samego dnia, znalazła kilka utworów oraz zapytała się o nie na forum. Poniżej zamieszczam trzy. Każdy wyjątkowy, bo w innym rodzaju muzyki. Pierwszy utwór jest chyba w stylu harcerskim, drugi rockowy, i trzeci to rap. 
Mi podobają się wszystkie...

Fragment tekstu:
Akcja pod Arsenałem- Gdzie jesteście...? Rudy, Alku, Zośko!
 O czym marzyłeś druhu młody depcząc stopami granie Tatr? 
Jakie marzenia i przygody wyśpiewał Ci tatrzański wiatr? 
Jak piłeś radość kroplą rosy, jak ogarniałeś sercem świat? 
Jak na przyszłe swoje losy rzuciłeś czynu trwały ślad? 
 Gdzie jesteście
Rudy, Alku, Zośko? 
Gdzie jesteście?
Gdzie Twe dzieci, Polsko? [...]
                                           
                                       Gdzie jesteście...? Rudy, Alku, Zośko!


                                      Fragment tekstu:
Forteca- Bagnet na broń
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi, Bagnet na broń![...]

                                                     Forteca-Bagnet na broń

                                                Fragment tekstu:
Hemp Gru - Zapomniani Bohaterowie.
Dziś powiemy o tych, o których się milczy,
i jeśli jak my naprawdę masz apetyt wilczy,
jeśli kochasz kraj z którego pochodzisz,
nie jest Ci obojętne gdzie twe dziecko się urodzi.
Jesteś dumny z języka w którym będzie mówić,
złóż z nami hołd, dla tych wszystkich ludzi,
prosta zasada, Bóg, Honor, Ojczyzna [...]
Młodzi myślą, że wszystko im dano
zapomnieli ile krwi tu przelano...

                                         Hemp Gru- Zapomniani bohaterowie          


     Nie dopuszczajmy swoją postawą do tego, by powstawały tego typu demotywatory:

Za niecały miesiąc, 11 listopada, pamiętajmy o wywieszeniu flagi i szanujmy Polskę, jej historię i tradycję, niezależnie od tego, jak i gdzie aktualnie musimy żyć...


źródła: se.pl/rozrywka, filmstudio.com,

LinkWithin