wtorek, 8 lipca 2014

Warszawa na gorąco, podwójny gaz, słońce za gotówkę i na raty

    Gorące i upalne lato wreszcie do nas dotarło. Może nie dla wszystkich jest to radosna nowina, bo "ulice rozpalone, niczem patelnia", ale ja mimo to, niezmiernie lubię takie lato i towarzyszące mu, trzaskające burze. No, może czasem przeszkadza mi, gdy w takich chwilach wyłączają prąd na kilka godzin (tak jak na przykład zdarzyło się dzisiaj), ale ogólnie zastrzeżeń do lata nie mam.
    A dla tych, którzy marzą o różnych, skutecznych sposobach na ochłodę, coś tam znalazłam - a przy okazji miałam niezły ubaw. Śmiałam się sama do siebie czytając poniższy tekst. Dlaczego teraz nie pisze się takich artykułów, które jednocześnie nas informują, pomagają i bawią- wszak śmiech to zdrowie :)
Zapraszam do czytania..he, he..


"Warszawa na gorąco
Podwójny gaz, słońce za gotówkę i na raty.

Jest po prostu gorąco. Dziko, południowo, afrykańsko gorąco. Kiedy jeden człowiek spotyka drugiego, to wcale nie mówi — dzień dobry — albo: — czy nie wie pan od kogo można by pożyczyć dwa złote? — tylko krzyczy:
 — a to upał, coś niesłychanego!
 I marzy się o lodzie, o lodach i o zimnej kąpieli. I o tem, żeby nosić minimum szat.

Człowiek usmażony na ulicy.
Ulice są rozpalone. Niczem patelnia. Po tych ulicach chadzają ludzie i smażą się na wolnym ogniu.
Żeby było „lżej", ubierają się możliwie przewiewnie. Damy, jak to damy. Mgła — można
powiedzieć tu i owdzie. Gentlemani, purpurowe oblicza i noszą swoje ciepłe, solidnie w ramionach podwatowane marynarki w pocie czoła.
Od czasu do czasu spotyka się takiego usmażonego żywcem nieboraka, który pod marynarką nosi i kamizelkę. Ano cóż, męczennik, i samobójca to jest wyrafinowany. Ale większość gentlemanów  zrywa z tradycją męczeńską i nosi szaty bardziej lekkie, a chłodne.

zdjęcia można powiększyć 

Trzy porcje lodów.
Oczywiście, że wszyscy tęsknią do jakiejkolwiek ochłody. Lody mają szalone powodzenie.
W cukierniach zwłaszcza ogródkowych, wszyscy pochłaniają porcje i pół porcje. Jakiś młody
człowiek spożywa od razu trzy porcje lodowych rozkoszy. Za całe trzy złote.
Ale nie tylko cukierniane lody mają takie powodzenie. Takie same, albo chyba i większe mają
"lodziarze". W przepastnej głębi zielonego kubełka kryją się całe masy porcyj po pięć groszy, po
dziesięć i większych.
Lodziarzom konkurencję robią małe owocarnie i sodowiarnie. Od pięciu groszy olbrzymia porcja lodów. No, i któż by oparł się takiej reklamie? Firma vis a vis obiecuje jaszcze dodać do porcji całą szklankę prawdziwej wody sodowej.


Podwójny gaz.
Wiadomo jest jednak, że są ludzie, którzy gardzą lodami. Dla takich ludzi przemyślna sodowiarnia na Nowolipiu wymyśliła inny przysmak.
"Szukasz szczęścia? Wstąp na chwilę i napij się wody sodowej podwójnie gazowanej" — brzmi reklama.
I jakże tu nie ulec pokusie?
Jeszcze większe rozkosze obiecuje inna sodowiarnia:
"Rewelacja, tego jeszcze nie było, napoje polsko-amerykańskie i wschodu".
Ha, no i cóż? Tłumy walą do sodowiarni, gdzie jest "oryginalny napój amerykański". Nazywa się kisz-misz. Z czego jest zrobiony? — Tajemnica. Jeśli jednak kto ma upodobanie jeszcze bardziej orientalne — ten niech napije się napoju "arabskiego".
— Badrad.
— Co się szanowny klient obawiasz? Sam cesarz turecki i wszystkie araby takowy li tylko spijają.
Więc klient się nie obawia. I płaci gotówką 20 groszy za szklankę płynu o mętnej przeszłości. A potem jeszcze wstępuje opodal do cukierni na porcję lodów za 25 groszy. A do tej porcji dodają za darmo szklankę wina "karmel".


Słońce za gotówkę.
Niesamemi jednak lodami i podwójnym gazem człowiek żyje.
Jest przecież jeszcze i słońce, wspaniałe, gorące, palące. Kto chce większej ilości słońca? Strasznie dużo jest takich amatorów.
Wszyscy oni pędzą wskok na plaże. Na plaże dzikie i oswojone. Na tych "oswojonych", gdzie można się obnażyć i leżeć, dopóki skóra nie zrobi się czerwona i boląca.
— Mania, ty się odwróć, bo ci z tych pleców skóra zlezie.
Ale panna Mania jest nieugięta.
 — A niech zlezie. Dosyć jeszcze jest czasu, to się potem „na front" będę opalać.
I leżą ludzie na piasku, poukładani, jak sardynki. A w wodzie też jest ciasno. Z plaży przełazi się w bród — na wielkie wydmy piaszczyste na środku Wisły.
— O, rany, tato, jak tu płytko — krzyczy jakaś pociecha. A tata przestrzega — uważaj Juruś,
bo się przytopisz.



Słońce na raty.
Nie każdy jednak kupuje sobie słońce za gotówkę. Są i zwolennicy systemu, ratalnego, wędrują na plażę, tylko na tak zwaną zieloną trawkę i tam opalają się częściowo, na raty.
Trochę plecy, trochę nogi. Na takie wyprawy wyrusza się przeważnie z rodziną i zapasami.
— Franusiu zdejmij buty i nogi sobie nagrzej — zachęca połowica. A Franuś nagrzewa nogi. A jak słońce zanadto dokuczy robi się wielki namiot z prześcieradła, rozpiętego na czterech kijach wbitych w ziemię. I popija się wodę, przyniesioną w butelkach albo nawet i w czajniku. Na ochłodę.
m. k."

                                        >>>>>>>>>>>>>>>>

 Artykuł niezmiernie ciekawy, informujący czytelnika w sposób obrazowy i zabawny- oraz myślę, że także oczywiście rzetelny. Obrazowość opisu od razu przeniosła mnie nad przedwojenną, nadwiślańską plażę, na której trochę poopalałam się na raty, a następnie wybrałam na lody i ... wodę sodową oczywiście podwójnie gazowaną.
Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie ten "oryginalny napój amerykański" o intrygującej nazwie kisz-misz. Cóż to mogło być? Chyba jednak nie to co mam na myśli- coś w stylu coca-coli jako kisz-misz? ;)

Uff, jak gorąco! Ale fajnie ;) Chociaż czasami, w taki upał człowiek marzy o schowaniu się na chwilę w lodówce lub ewentualnie o cieniu, zimnym napoju, basenie, małym wietrzyku... czy wygodnym hamaku, na którym można się pobujać, wśród drzew.
Proszę! Znalazłam i hamak. Hmm... który jednak bardziej przypomina mi leżak.

Nie mam hamaka, ani leżaka, ale że mieszkam na wsi, to mam mały basen, dużo drzew na przydomowym podwórku, więc i dużo cienia, lody w zamrażalniku też mam i wodę gazowaną ...




źródła: artykuł z "Nowin codziennych" 11.05.1934, nr 128, zdjęcia  z "Mojej przyjaciółki" nr 13-1935, 1936,1937

LinkWithin