wtorek, 19 lutego 2013

Ponad śnieg 1929 (film niemy)

Wiko (Mieczysław Cybulski) i Irena (Zofia Koreywo)
Za oknem cały dzień prószył dziś śnieg. Zima za nic nie chce nas opuścić, a ja szczerze powiedziawszy mam już jej dosyć i niecierpliwie czekam na wiosnę. Więc, sama nie wiem czemu skusiłam się, by oglądać film, w którego tytule jest słowo "śnieg". Jednak wcale a wcale nie żałuję swojej decyzji, ponieważ śniegu w filmu nie było ani grama. Tytuł to przenośnia. Film jest ekranizacją dramatu Stefana Żeromskiego- "Ponad śnieg bielszym się stanę".

Rudomska (Stanisława Wysocka)
Rzecz dzieje się w majątku Łuża na Kresach Wschodnich. Właścicielką włości jest Rudomska (Stanisława Wysocka), której boi się nie tylko służba ale i domownicy nie mają odwagi sprzeciwiać się jej słowu. Mieszka z nią syn Wincenty, na co dzień nazywany Wiko (Mieczysław Cybulski) oraz daleka krewna Irenka (Zofia Koreywo). Wiko i Irenka kochają się- on na pewno kocha ją bezgranicznie i jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Młodzi spędzają ze sobą mnóstwo czasu, na co matka krzywo patrzy, ze względu na to, że Wiko jest zaręczony z  Helenką (Zorika Szymańska) . Lecz i Irenka za niedługo zyskuje narzeczonego. Ich sąsiad Olelkowicz prosi o jej rękę Rudomską- dziewczyna wobec stanowczego wzroku ciotki, nie potrafi się sprzeciwić. Czuje, że tak być musi. Nie wie, że tą zgodą ściągnie na narzeczonego śmierć.
Zofia Koreywo
  Pchany zazdrością Wiko, doprowadza do tragedii. Wyklęty przez matkę, opuszcza rodzinny majątek. Irena, bardziej w poczuciu obowiązku, niż miłości,  wyrusza razem z nim. Pobierają się.
Po pewnym czasie, piękną, rozkapryszoną dziewczynę zaczyna bardzo nudzić skromne życie u boku męża, który to wyrzekł się majątku i duma nie pozwala mu prosić matki o należne mu pieniądze. Wybucha wojna. On wyrusza na front, ona się bawi i pławi w luksusie, u boku innego. Wiko zostaje ranny, lecz trafia w dobre, troskliwe ręce, dzięki, którym wraca do życia. Owe ręce były mu przeznaczone od dawna, a on odtrącił je dla kobiety, która nie była tego warta. Czy swoim cierpieniem fizycznym i psychicznym, odkupi popełnione winy, czy zdoła naprawić to, co przed laty popsuł?


  Poniższe słowa, to moje dzisiejsze przemyślenia i wnioski, które wyciągnęłam, po obejrzeniu tego filmu:
Miłość towarzyszy człowiekowi zawsze, czy to do zwierzątka, do lasu, morza, ziemi- jednak największą miłością jest miłość do drugiego człowieka. Jeśli szczęśliwa, przyciąga szczęście również dla domowników. Jakże jednak nader często miłość bywa siłą niszczącą, siłą, która niczym rwąca, bezlitosna woda zmiata z powierzchni ziemi nasz dom, nasze marzenia i plany. Zakochany, pchany nieznaną siłą idzie niczym ćma za światłem i pozwala spalić się w jej ogniu. Nic, ani nikt nie jest w stanie go zatrzymać, tak być po prostu musi. Światło jest przecież potrzebne, by żyć. Co z tego, że czasem ślepo pędząc w jego kierunku, na końcu drogi okazuje się, że dalej nic już nie ma. Ogień spala zakochanego i tylko czysta woda jest w stanie ugasić ten płomień. Woda, która wcześniej zniszczyła wszystko, dla płonącego w ogniu, okazuje się tym razem ratunkiem. Ćma zamienia się w śnieżnobiałego motyla.

                                   >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Dramat w trzech aktach Żeromskiego "Ponad śnieg bielszym się stanę"- wybrane fragmenty:

Scena przedstawia duży pokój w starym dworze na kresach wschodnich. Dostatnie meble, portiery, na ścianach obrazy. Z lewej strony wielka i szeroka szafa biblioteczna, pełna książek i manuskryptów. W głębi sceny duży, staroświecki komin z kamiennym obramowaniem. Z prawej strony komina drzwi, z lewej okno, zastawiane kwiatami. – Przy drzwiach stoi młynarz Joachim, człowiek starszy, chudy, dziobaty, mówiący krzykliwie. Ubrany jest w długie buty i szary drelich. W rękach obraca kaszkiet z daszkiem. Wincenty Rudomski, młodzieniec lat dwudziestu, jedyny syn dziedziczki dóbr Łuża, wysmukły, piękny, przechadza się niespokojnie, potrącając krzesła, raz w raz rozgarnia kwiaty i wygląda przez okno.
                                                                   
Ja mam. Sama na ciebie w mej piersi karę. Za to, coś zrobił przeciwko mnie! Przeciwko matce! To ja cię hodowałam, kołysałam… Ja mam prawo! Za to, żeś poszedł na groblę ze zbrodnią w sercu, przeklinam! Bodaj ci te nogi, które cię tam poniosły, połamało i odjęło!
                                                                     
Pokuta – to środek wyjścia z potrzasku przez taką szczelinę, której by się nikt nie domyślił – gdy drzwi do wyjścia stoją otworem.
                                                                 
Pokój w Łuży, ten sam, co w akcie pierwszym. Jest półzmrok poranny. Wchodzą Helena Strzemieńczykówna i Joachim, prowadząc Wincentego. Ten jest wsparty na szczudle, lasce długiej z poprzecznym oparciem pod prawą pachą. Prawą nogę ma urwaną i prawą rękę urwaną aż do ramienia. Twarz jego jest z jednej strony poszarpana i pokryta bliznami, szwami i plamami. Wincenty ma na sobie resztki jakiegoś munduru oficerskiego, zniszczone i wyszarzane. Helena i Joachim przyprowadzają Wincentego do sofy, stojącej w pobliżu okna, i z ostrożnością umieszczają go na tej sofie.
                                                                 
Alboż to moja rola, moja ziemia? Wieki niezmierzone, straszliwe kataklizmy dziejowe przyrody ją tworzyły, a ja – żal się Boże!– nazywam te prace oceanów, powietrza, burz i deszczów, trzęsień ziemi i zmagań się skorupy globu – swoją własnością.
                                                               
Jakże nędzne jest serce ludzkie! Nie ma w nim wierności psa, a jest zwierzęcy egoizm.
                                                                 
Żołnierze obok drzwi ustawiają karabiny i zaczynają rewidować sprzęty. Otwierają szuflady, przewracają meble. Jeden z nich szarpie i wywala drzwi szafy bibliotecznej. Oficer zbliża się do tej szafy, bierze do ręki rozmaite książki, przerzuca kartki i ciska tomy na podłogę.
-Wszystko miazga burżuazyjna, gnój. Zimno tu. Napalcie, towarzysze, tym paliwem w kominie.
Kopie nogą wyrzucone książki ku środkowi pokoju, w kierunku komina. Żołnierze chwytają je i rzucają w czeluść komina, układając duży stos. Jeden podpala i rozdmuchuje płomień. Oficer dorzuca wciąż oburącz na stos oprawne w skórę tomy, stare dokumenty, pergaminy, zwoje papierów starych. Ogień poczyna się żarzyć wśród stosu książek i dokumentów.
-Wszystko to pospołu z wami musi zniknąć, spłonąć w naszym ogniu. Nie potrzebujemy ani waszej wiedzy, ani waszej sztuki, ani waszych dokumentów. Stworzymy sami nową naukę, nową sztukę i nowe dokumenty...
                                                             
Nie mogę ci być dłużna, mój mały, nie mogę. W sercu mi się coś zepsuło, gdym cię zobaczyła bez ręki i bez nogi. Już nie mogę! Niech ta sama ślepa siła, jakkolwiek się nazywa, wojna czy rewolucja, odgryzie mi ręce i nogi, zagasi wzrok i odejmie słuch, która moje przekleństwo spełniła. Nie mogę ci być dłużną, mój mały Wiko… Nie mogę. Już mi się chce spać na moich rodzinnych śmieciach, w mojej ojcowskiej ziemi.
                                             
Helena (Zorika Szymańska) i  Wiko (Mieczysław Cybulski)

„Pokropisz mię hyzopem i będę czysty.
Obmyjesz mię i ponad śnieg bielszy się stanę…”

Te same słowa śpiewają idący za trumną tego, co już umarł. Czy słyszysz, czy czujesz zamkniętą w tych przenajświętszych wyrazach ostatnią radość serca, które jest przebite na śmierć i radości już innej nie zazna, najwyższe szczęście, jakie może być w sercu człowieka ponad niezgruntowanymi wodami boleści…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin