środa, 24 czerwca 2015

Co przeszło, nie wróci... wizja minionej miłości... i Noc Kupały

Taka niby zwyczajna, prosta opowieść a zachwyciła mnie swoją skromnością i przesłaniem. To prawda, wszystko w życiu mija, wszystko kiedyś się kończy na zawsze, jednakże zostają wspomnienia, drobne pamiątki lub -co najpiękniejsze- pożółkłe i pachnące dawną epoką, miłosne listy. I dzięki nim możemy czasem w oczach innych zabłysnąć zupełnie nowym i korzystnym blaskiem. Każdy z nas był kiedyś młody, mocno zakochany, wierzący w prawdziwe uniesienia i wieczną miłość. Niestety, życie różnie się układa i nawet największa miłość i namiętność kiedyś się kończy. A to przez zawiść, uprzedzenia lub jak w minionej epoce, przez niższy stan ukochanej osoby. Nie wiadomo, z tej krótkiej opowiastki, jak ta miłość się skończyła. Czy dobrze czy źle. Ale to nieważne. Najważniejsze, że się zdarzyła i po wielu latach została odkurzona.
Bardzo chciałabym trafić się na taki strych z "gratami" i pośród zakurzonych staroci odnaleźć na nim taki cudny skarb...
Słowa przelane na papier są zawsze, w danym momencie naszego życia, cząstką naszej osobowości. Chociaż przez całe życie się zmieniamy, uczymy, czy na nowo przewartościowujemy swoje życie. Wszystko zależy od tego, kogo los postanowił postawić nam na drodze, jaką lekcję będzie dane nam przerobić i jakie wnioski wyciągnąć, by niejednokrotnie pochylić głowę i nauczyć się pokory i wyrozumiałości.

Zdarza się też przecież, że i nawet  nam samym czasem wpadnie w ręce jakiś zapisek z naszej własnej dawnej przeszłości. I nawet w wieku czterdziestu lat, czytając coś co napisaliśmy pod wpływem emocji i chwili,  uśmiechamy się mimowolnie lub płaczemy nad utraconym spontanicznym dzieckiem w sobie. I wtedy właśnie może nastąpić przełom w naszym życiu, zapragniemy powrotu tego dziecka jakim byliśmy, zapragniemy znów wierzyć, że nie wszystko jeszcze stracone. Może zdarzyć się też, że ktoś kto zbladł w naszych oczach, zyska nowe, lepsze światło....

"Co przeszło- nie wróci ...
Wizja minionej miłości
Odkrycie w lamusie..

Ciotka Zuzanny zamieszkiwała wielki, czteropokojowy lokal sama ze służącą i dwoma kotami. Zuzanna rzadko do niej przychodziła a i to raczej z obowiązku, gdyż ciotka była bogata. Gdy Zuzanna wyszła za mąż za Piotra, młode małżeństwo poszło złożyć wizytę starej ciotce.

Piotr zobaczył więc przed sobą siwą starą, damę o zwiędniętych pomarszczonych i przygasłych oczach, z których wyglądała wielka dobroć.  Większość cześć roku nie widziała nikogo z rodziny- wizyty były dość rzadkie, a ciotka sama, rozumiejąc sytuację, nie chciała się zbyt często narzucać. Za to, gdy ktoś ją odwiedził, była tak rada, że nie wiedziała wprost co zrobić z miłym gościem. Mówiła nie do rzeczy, śmiała się sama z siebie- ostatecznie zanudzała. Mawiano o niej:
- Eh, ciotka się starzeje ...
 Tym niemniej przychodzono, choćby dla przyzwoitości, by nie zostawiać w zapomnieniu krewnej, która ostatecznie była bardzo miła i uczynna. Tym razem jeszcze bardziej się ucieszyła gościem niż zwykle.
- Patrzajcie no, ludzie, taka to moja smarkatka, od ziemi nie odrosła, a już pani domu!..

Ten żart nie bardzo się spodobał Zuzannie, która uważała się za zupełnie dojrzałą umysłowo i nie lubiła jak ktoś robił aluzję do jej osiemnastu lat. Piotr natomiast nie wiedział co ma powiedzieć ciotce i serdecznie się nudził. Po herbatce ciotka wyciągnęła dwa zardzewiałe klucze i rzekła:
- Moi drodzy, macie tu klucze od dwóch pokoi, które wynajmuję pod dachem. To mój lamus. Jest tam cała masa niepotrzebnych mi mebli. Wybierzcie dla siebie co chcecie.

Żeby jej zrobić przyjemność, wdrapali się do tego "lamusa". Ile tam było kurzu!.. Przede wszystkim pozostawszy bez świadków, wycałowali się dokumentnie (dwa dni po ślubie). Potem Piotr powiedział, że już można wracać do domu. Zuzanna zaprotestowała:
- Nie można tak. I ty w dodatku ani słowem się nie odezwałeś przez cały czas. Po prostu dla przyzwoitości trzeba tu popatrzeć i wybrać jakiś grat.  
 Co do "gratów" to znalazły się tam rozmaite,  śliczne i cenne mebelki. Jakiś autentyczny gdański kredens (szkoda, że za duży do ich mieszkania) szafa wiedeńska, jakaś śliczna komódka ...
- Spójrz Zuziu, przecież ta komódka, to istne arcydzieło! Bierzmy ją!
 Zuzia już zaglądała do szuflad.
- O, jakieś papiery... paka listów...
- Trzeba być dyskretnym, nie czytaj... - tymczasem sam zaglądał jej przez ramię.
-Ojej, Piotruś, jak Bozię kocham. To listy miłośne z 1809 roku! I do cioci wszystko... haha, nie wytrzymam, ciocia i miłość... - tu skurczyła się, bo Piotr pocałował ją w szyję, akurat tam gdzie ją łechtało - spojrzyj jak oni pisali, o "Pani mego serca, którą ledwie zwać śmiem moją najdroższą.."   a tu, spojrzyj, on ją przeprasza, że pocałował ją raz w przedramię. Oj! -krzyknęła, bo ją uszczypnął- Idź ty, nie będę mogła siedzieć...  

  Czytali listy jeden za drugim. Wyłoniło im się widmo zasuszonej miłości sprzed czterdziestu lat- pachnącej niemodnymi perfumami, otoczonej całym ceremoniałem, szacunkiem, konwenansami. Teraz to wszystko takie proste, tak prędko się robi...
  A jednak stopniowo ucichli, spoważnieli. Listy starannie złożyli w szufladce gdańskiego kredensu, bo komoda miała pójść do nich. Zeszli na dół.

  Piotr patrzył na ciotkę innym okiem. Tę kobietę kochano w swoim czasie, z takim szacunkiem, taktem... Oczyma wyobraźni ścierał zmarszczki z jej twarzy, odtwarzał minioną jej piękność. Zuzia ze zdumieniem spostrzegła, że Piotr zwraca się do ciotki z taką galanterią, tak wyszukanie, jak do najpiękniejszej, najarystokratyczniejszej damy ... jak nigdy do niej się nie zwracał..."

                                                         ***


 I jeszcze coś z moich wspomnień, nie tak dawnych, ale mocno spontanicznych. Może trochę dziecinnych. Bo bawiłam się jak dziecko :)

Noc Kupały zdarza się raz w roku i tym razem pomimo, że miałam na rano do pracy, postanowiłam je, chociaż trochę, spędzić wedle dawnego zwyczaju...
  Przygotowałam ognisko, naznosiłam i ułożyłam kamienie i wysypałam ziemię piaskiem. Córka uplotła nam wianki z trawy i kwiatów jaśminu- cóż, nic innego nie było pod ręką, a zdecydowałyśmy się na zabawę wieczorem. Ubrałyśmy się w długie spódnice ;)  i usiadłyśmy przy rozpalonym ogniu. Boso. W tle dosyć głośno, leciała odpowiednia, chyba, muzyka.

 Żywiołak - Nowa ex-Tradycja (full album)


Na karteczkach napisałyśmy marzenia, które chciałybyśmy, by nam się spełniły w najbliższym roku i powrzucałyśmy do ognia. Były tańce i skoki przez ogień, śmiechu co nie miara. Niestety, na drugi dzień odkupiłam tą zabawę trochę złym samopoczuciem. Trochę mnie przewiało - złudne wrażenie, że jest ciepło przy ogniu, nie ostrzegło mnie by założyć buty i okryć się kocem.
Jednak powiem szczerze, jak dziecko, że WARTO było...


       
                                                 Moja śliczna córcia...

      I wydało się, że jestem czarownicą... hmm ale dobrą, mam nadzieję ;)







źródła: gazeta kielecka 23.06.1935, nr 171,
zdjęcia do tekstu z gazety, z internetu,
zdjęcia z Nocy Kupały autorstwa mojego i mojej córki ;)
     

7 komentarzy:

  1. Na tym wspólnym zdjęciu trudno odróznic która matka a która córka , ale zabawa świetny pomysł...i opowiadanie z minionej epoki interesujące..och weszłabym ja na taki stryszek i pewnie bym tam długo zabawiła:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za miły komentarz! Zabawa naprawdę była super mega fajna ;)))

      Usuń
  2. Urocze opowiadanie, bardzo mi się spodobało :) Noc Kupały kojarzy mi się ze "Starą Baśnią", ale oczywiście zwyczajów było dużo. Szkoda, że zapomniana, za to walentynki każdy zna...
    Pozdrawiam!
    Jeanne
    kaiserin-sissi.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Może nie do końca zapomniane, bo jednak chyba większość Słowian o nim słyszało, tylko niestety święto Nocy Kupały nie jest tak kultywowane jak to amerykańskie święto...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ależ Wy ładne jesteście!!!

    A wspomnienia? "Szanujmy wspomnienia, smakujmy ich treść, nauczmy się je cenić..."

    Pozdrawiam serdecznie! ❤.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo... :)
      O tak, bardzo ważne są wspomnienia, zwłaszcza te dobre.. chociaż i te złe zdarzyły się po "coś" ... Może mają nas czegoś nauczyć, może pokory, zmiany poglądów... wszystko co nam się w życiu przytrafia, nie jest przypadkiem...

      Pozdrawiam serdecznie ❤

      Usuń
  4. Witaj, nominowałam Cię do blogowego wyzwania (pytania znajdziesz w notce "O mnie i o blogu cz. II", możesz je dowolnie zmienić i dostosować do siebie :)
    Pozdrawiam!
    Jeanne
    kaiserin-sissi.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin