Począwszy od Niedzieli Palmowej cały tydzień wielki był poświęcony rozpamiętywaniu ostatnich chwil Zbawiciela na ziemi, a zarazem stanowił przygotowanie do uroczystości Zmartwychwstania. W Niedzielę Kwietniową, kto wstał najwcześniej, brał wstawioną jeszcze od środy popielcowej do wody gałązkę wierzbiny, która rozwinęła się w czasie postu i uderzając nią śpiących, budził ich, wołając:
Wierzba bije, nie ja biję,
Za tydzień — Wielki Dzień,
Za sześć noc — Wielka Noc!
Na Litwie do słów powyższych dodają jeszcze:
"Bądź zdrowy jak lód, wesoły jak wiosna, bogaty jak ziemia!"
Poświęcone w kościele przez kapłana palmy, zatknięte za obraz święty, przechowywano zwykle do następnego roku. Powszechne w dawnych czasach było mniemanie, iż połknięcie pączka, czyli "kotka" z palmy poświęconej, zabezpiecza od choroby. W Wielki Czwartek gromada wyrostków wiejskich robiła bałwana ze słomy i oblekała go w podarte łachmany: wyobrażać on miał Judasza i trzymał w ręku worek, napełniony potłuczonym szkłem, przypominającym 30 srebrników, za które niewdzięczny uczeń Chrystusa wydał Mistrza w ręce oprawców.
Z Judaszem tym udawano się do kościoła na "ciemną jutrznię", jaką to się w tym dniu odprawia i stawano z nim pod chórem. Po skończonym zaś nabożeństwie wynoszono go na cmentarz i bito zawzięcie kijami. Potem włożywszy Judasza na taczki, wieziono go kolejno na plebanię, do dworu i do gospody, powtarzając wszędzie tę samą ceremonię, ku wielkiej radości zebranego tłumu. Wieczorem, gdy się już ściemniło, palono Judasza na pagórku za wsią lub też topiono w rzece, albo stawie. Czasami zamiast tego, zrzucano go z wieży, wypędziwszy go przedtem z kościoła grzechotkami.
Bardzo rozpowszechnionym zwyczajem było, co i do dziś dnia się przechowało, strzeżenie w ciągu trzech ostatnich dni Wielkiego Tygodnia Grobu Zbawiciela przez podwójną straż młodych ludzi, przebranych za żołnierzy w zbroje i hełmy, trzymających obnażone miecze lub też karabiny lufą na dół obrócone. Grób ubierano zwykle z największym, na jaki daną parafię stać było przepychem, wyściełając wybraną na ten cel kaplicę kobiercami, makatami, strojąc ją w zieloność, kwiaty, wodotryski i lampki kolorowe. Niekiedy urządzano przy Grobie muzykę, grającą rzewne melodie, zastosowane do smutnego obchodu. W Wielki Piątek nad wieczorem odbywały się procesje z pasjami, a nawet dawano przedstawienia będące dokładnym wyobrażeniem Męki Chrystusa Pana. Jeden z uczestników udający Pana Jezusa szedł Wjazd Chrystusa Pana do Jerozolimy, w koronie cierniowej i łańcuchach, dźwigając krzyż wielki. Dopomagał mu Szymon Cyreneusz, otaczali ich żołnierze.
Kapnicy i biczownicy w szarych lub czarnych kapach, mając tylko wycięte otwory na oczy, towarzyszyli w długich szeregach tym procesjom, smagając jedni drugich rzemykami, poskręcanymi na końcach w węzełki, podczas śpiewania Miserere. Albrecht Stanisław Radziwiłł wspomina w swoich pamiętnikach, że w roku 1638 król Władysław IV niektóre Groby Pańskie w Warszawie odwiedził, a wieczorem, w czasie procesji, między kapnikami zażywał dyscypliny.
Kitowicz w opisie zwyczajów i obyczajów za czasów saskich powiada, że w Wielki Piątek, albo w Wielką Sobotę rano, czeladź, przywiązawszy na nitce śledzia do długiego i grubego powroza, wieszała go na
suchej wierzbie przy drodze, niby za karę, że przez Post Wielki nad mięsem panował, morząc ludzi głodem. Dnia tego wynoszono również z kuchni żur, jako potrawę postną, a więc już odtąd zbyteczną i czyniono sobie figle, każąc komuś nieświadomemu obyczaju nieść garnek z żurem na głowie, dla pogrzebania go. Za niosącym szedł jeden ze swawolników z łopatą, mając niby dół kopać dla żuru. Gdy wyszli z kuchni na dziedziniec, ten, co szedł z łopatą, uderzał nią w garnek, i żur oblewał niosącego wśród śmiechu i uciechy towarzyszących temu orszakowi.
Podczas rezurekcji, odbywającej się zwykle rano w niedzielę, a po większych miastach już w sobotę wieczorem, strzelano z armat, moździerzy, karabinów i pistoletów i palono koło kościoła beczki smolne. Na wsi po skończonym nabożeństwie odleglejsi parafianie w największym pędzie, prześcigając jeden drugiego, śpieszyli do domu na święcone. Ogólnym, w dawnej Polsce, był zwyczaj malowania jajek.
W opowieści ludowej zwyczaj ten tłumaczy się następującą legendą: Maryja Magdalena, uradowana wieścią o Zmartwychwstaniu Chrystusa, przybiegła do domu i ujrzała wszystkie jajka, które w izdebce swojej chowała, zabarwione na czerwono. Gdy wyszła przed dom, spotkała Apostołów i poczęła im te jajka rozdawać, głosząc radosną nowinę. Nazwy jaj wielkanocnych zależą od sposobu, w jaki zostały pomalowane. Farbowane na jeden kolor nazywają się kraszankami, jeżeli na tym tle jest wyskrobany deseń, to jajko nazywają skrobanką, albo rysowanką. Wreszcie jeżeli jajko ozdobiono różnokolorowym wzorem przez pokrywanie pewnych jego części woskiem, a następnie gotowanie w barwnikach, to zowią je pisanką. Z pisankami związana jest zabawa, która sięga bardzo odległych czasów i nazywa się "na wybitki:" Dwaj przeciwnicy uderzają swoje pisanki jedna o drugą, a kto stłucze jajko przeciwnika, wygrywa je.
Panowie polscy wyprawiali zazwyczaj bardzo wspaniałe święconki. Na przykład u wojewody Sapiehy w Dereczynie, na Litwie, za panowania Władysława IV, takie zastawiono święcone:
"Na środku stołu był baranek, wyobrażający "Agnus Dei" z chorągiewką, cały z pistacjami, a specjał ten dawano tylko paniom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stały cztery przeogromne dziki, to jest tyle, ile części roku. W każdym z nich była wieprzowina, czyli szynki, kiełbasy, prosięta. Stało też 12 jeleni, całkowicie pieczonych, ze złocistymi rogami, nadzianych zwierzyną. Te jelenie wyrażały 12 miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle ile tygodni w roku, to jest całe cudne placki, mazury, żmudzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakaliami. Za nimi było 365 babek, ile dni w roku, ozdobione napisami, że niejeden tylko czytał a nie jadł."
W poniedziałek świąteczny odbywa się oblewanie wzajemne wodą, co się nazywa "śmigusem," albo "dyngusem." Chłopcy wiejscy na Wielkanoc chodzą "po dyngusie," zbierając do kobiałki jaja, sery, kiełbasę i tym podobne. Niosą oni zwykle wystruganego z drzewa baranka, który w przednich łapkach trzyma piłę do rznięcia drzewa, na pamiątkę, że Pan Jezus był niewinnym barankiem i świętemu Józefowi pomagał w ciesiołce, śpiewając przy tym:
Miły gospodarzu,
Wpuśćcie nas do izby,
Boć nas tu nie wielu,
Nie zrobimy ciżby.
Stoimy za drzwiami,
Jest Pan Jezus z nami.
Do izby nas puśćcie,
Bo my po śmigusie,
A dajcie, co macie dać,
Bo nam tutaj zimno stać.
W niektórych okolicach podobny obyczaj nazywa się chodzeniem "po włóczebnem," przyczym mali
chłopcy zbierają święcone na ucztę dziecinną, winszując wszędzie:
Ja mały żaczek,
Jako robaczek,
W szkole nie bywałem,
Różdżki nie widziałem,
Różdżki zielonej,
Z drzewa łomionej.
Niewiele umiem,
Ino państwu powiem:
Na Wielkanoc rano
Z Grobu zmartwychwstano.
Rączkę podnoszę,
Włóczebnego proszę.
W trzecie święto Wielkiejnocy wychodzą Krakowianie na górę Lasoty, uwieńczoną mogiłą Krakusa, gdzie odbywa się zabawa ludowa. Lud, a najwięcej dzieci, zbierają się u stóp góry, skąd zrzucają im zebrani pierniki czy orzechy. Obchód ten zowie się "rękawką," gdyż podobno po śmierci Krakusa lud rękawami znosił ziemię na mogiłę księcia. Obyczaje, przypadające w okresie Wielkanocnym, wiążą się ściśle z obchodami wiosennymi, które są najciekawsze, gdyż sięgają prastarych, pogańskich czasów. Przyjęcie przez Słowian chrześcijaństwa zmieniło je nieco, nadało im inne znaczenie, nie zatraciwszy jednak zupełnie ich pierwotnego charakteru.
A. S.
Powiązane:
Dawne zwyczaje wielkanocne, część 2
źródło: zdjęcia i tekst "Przyjaciel dzieci" 10.04.1909, nr 15
Przeczytałam wszystko z zainteresowaniem, nie wiedziałam o tych róznicach kraszanki...pisanki... i zadziwił mnie suto zastawiony stół u Sapiechy... to były czasy ...i towarzystwo oczywiście :) pozdrawiam świątecznie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) również o kilku zwyczajach wcześniej nie wiedziałam..
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Bardzo ciekawe, o kilku zwyczajach przeczytałam po raz pierwszy
OdpowiedzUsuń