"Maszyńskiego kochało się jak kogoś bardzo bliskiego. I na Maszyńskiego się szło- właśnie dla tego ciepła i pogody jaką promieniował"
Michał Misiorny
Urodził się 29 lipca w 1888 roku jako piąte dziecko Piotra Maszyńskiego i Marii z Owidzkich. W roku urodzin Mariusza, Maszyńscy mieszkali w domu Błeszyńskich przy ulicy Chmielnej 18 w Warszawie, zajmując po prawej stronie drugiego piętra pięciopokojowe mieszkanie, z trudem wystarczające na potrzeby ogromnej rodziny. Jako uczeń nie wyróżniał się, nie buntował. W domu, przez krótki czas, uczył się gry na fortepianie, by później przez całe życie żałować, że tak szybko się poddał i porzucił tę naukę. Nie znosił lektur powieściowych, czytał niemal wyłącznie literaturę podróżniczą i pamiętnikarską, a jedyny wyjątek z zakresu beletrystyki uczynił dla "Ani z Zielonego Wzgórza".
Maturę zdał w 1907 roku i w tymże roku zaopatrzony przez ojca w 25 rubli rozpoczął studia na wydziale architektury Politechniki Lwowskiej. Mariusz studiował aż 7 lat i w końcu nie przystąpił do egzaminu państwowego pierwszego stopnia. Podobno wyobrażał sobie wcześniej, że architektura to kwestia wyobraźni, smaku artystycznego, rysunku. Niestety oprócz wyżej wymienionych, wymagano od niego także przedmiotów do których zamiłowania nie miał. Były to między innymi matematyka, statyka, wytrzymałość materiałów.
Z wybuchem I wojny światowej powrócił do Warszawy. Znalazł zajęcie u profesora Gembarzewskiego, dyrektora Muzeum Narodowego. Maszyński znał rysunek więc rysował i malował zabytki starej Warszawy. Robił to podobno dobrze.
Mariusz i Julian Maszyńscy, ok 1919 |
Jan Kreczmar
Jednakże zamiłowanie do recytacji i estrady wzięło górę. Maszyński rozpoczął występy jesienią 1915 roku w Teatrze Nowoczesnym (u zbiegu ulicy Siennej i Jasnej) , pod pseudonimem Mariusz Krzewiński. W 1916 roku dołączył do objazdowego zespołu Adwentowicza, gdzie zadebiutował w dramacie Hauptmanna charakterystyczną rolą, Lofflera. Z początkiem sezonu 1917/18 zaangażował się do Teatru Polskiego i pozostał w nim dwa lata, grając 19 ról. Na inaugurację sezonu wystawiono Księcia Niezłomnego Calderona- Słowackiego. Witano w ten sposób wracających z wojennej rozsypki aktorów. Maszyński wystąpił w roli Selima. Pożegnał się z Teatrem Polskim rolą margrabiego de Chamarande w Królu Caillaveta, Flersa i Arene'a. Wraz z Dulębianką, Osterwiną, Porembą i innymi przeszedł do Teatrów Miejskich. Maszyński był członkiem zespołu artystycznego Teatrów Miejskich przez kolejne trzy lata (1919-1922). Był aktorem Warszawy. Poza epizodem w zespole Adwentowicza, pracował w Warszawie i dla Warszawy. Był osobistością międzywojennego dwudziestolecia, jednym z najwybitniejszych wykonawców przede wszystkim w zakresie ról komediowych.
"Aż tu nagle w 'Fircyku w zalotach' zobaczyłam ludzi, którzy nie byli "przebrani" w kostiumy, ale czuli się w nich jak we własnej skórze, których wdzięczne ruchy nie były wymuszone, ale wypływały z temperamentu postaci i harmonizowały z kostiumem i otoczeniem w sposób naturalny i swobodny. Osterwa, Dulębianka, Maszyński robili wrażenie, jakby całe życie ubierali się w rokokowe stroje."
Hanna Małkowska.
Tyzbe w Śnie nocy letniej Szekspira, 1923 |
Maszyński uczestniczył w późnonocnym występie Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej w Teatrze Polskim. Dochód przeznaczono na budowę schroniska aktorskiego w Skolimowie. W 1922 roku zagrał niewiele znaczący epizod w filmie Wiktora Biegańskiego Zazdrość, zasługując na nader pochlebną opinię Kuriera Polskiego "niewidziany jeszcze w filmie Mariusz Maszyński w epizodzie groteskowym staje się bardzo poważnym konkurentem największych komików ekranowych świata"
"Szczególny to aktor! Twardy, nieco szary, ilekroć skazany jest na odtwarzanie realnego życia, znajduje polot, wdzięk, cudowne pomysły, skoro tylko może dać życiu coś jakby z bajki. To radość patrzeć, jak publiczność Maszyńskiego lubi; to skrzepia naszą wiarę w przyszłość ludzkości, może kiedyś tak się będą lubić- jak by to było przyjemnie!"
Boy-Żeleński
Rok 1927 przyniósł mu jeszcze kilka ról mniej lub bardziej ważnych, a także ponowny kontakt z filmem. W filmie Uśmiech losu wystąpił razem ze Smosarką i Junoszą-Stępowskim."Gra artystów znajduje się na poziomie znacznie wyższym od dotychczas w filmach polskich widzianego. Najlepszym jest bezsprzecznie Mariusz Maszyński, który w roli kuzyna, systematycznie i beznadziejnie zakochanego starego kawalera, stworzył kreację kapitalną i godną wielkiego filmu amerykańskiego" recenzent "ABC" 1927 nr 27. Maszyński w tym roku wystąpił jeszcze w pierwszym polskim filmie marynistycznym Zew morza Henryka Szaro oraz w Przeznaczeniu Janusza Stara. W wywiadzie udzielonym dziennikowi ABC mówił, że praca w filmie pociąga go i niesłychanie interesuje, irytują go jednak stosunki panujące w polskiej kinematografii, bo gdy Chaplin dla obrazu o 3 tys. metrów może nakręcić 90 tys. metrów taśmy i wybierać ujęcia najlepsze, to u nas "oszczędności".
"Tylko Mariusz Maszyński przypomniał nam, że jesteśmy w teatrze i że istnieje na świecie talent, pomysłowość, mili ludzie. Pozwalam tu sobie uścisnąć symbolicznie dłoń tego znakomitego artysty, co uczynię przy pierwszym zetknięciu najzupełniej realnie. Oznajmiam również najzupełniej obowiązującą gotowość pójścia z nim o każdej porze dnia i nocy na wódkę, o ile oczywiście będzie mu odpowiadało towarzystwo smutnego i zgryźliwego poety"
Słonimski
W Star-Filmie, według scenariusza Struga i Goetla, nakręcono w 1928 roku Pana Tadeusza, poetycką epopeję z napisami. Maszyński grał Hrabiego. "Świat" napisał: "To był Don Kiszot Miłaszewskiego, a nie Hrabia z Pana Tadeusza". W 1930 roku Maszyński wraz z Mirą Zimińską wyjechał do Joinville pod Paryżem, gdzie w europejskich studiach kręcono wielki, międzynarodowy film rewiowy Parada Paramountu. Maszyński był konferansjerem polskiej wersji językowej.
W 1932 roku wystąpił Maszyński w filmie Biała trucizna, także jako autor tekstów i dialogów. Film, choć wystąpili w nim znani i lubiani, był dość szmirowaty. Kurier Poranny notował: "rzeczą niewymownie przykrą jest pisać dzisiaj o filmie polskim. Ale to już nie film to skandal wołający o pomstę do nieba. Z obowiązku napiętnujemy tylko robienie filmów, których nicość zasłaniają panowie przemysłowcy wielkimi nazwiskami autorów i aktorów. Genialny artysta Stefan Jaracz powinien zażądać zakazania wyświetlania obrazu, w którym za pomocą ohydnej fabuły, przedpotopowej techniki i reżyserskiej ignorancji starano się ściągnąć go do rynsztoka artystycznego ( podobnie powinni zaprotestować przeciwko kalaniu ich nazwisk p. Irena Grywińska, Mariusz Maszyński, Gawlikowski, Broniszówna, i Justian. Innym to nie zaszkodzi."
Artyści nie wycofali swoich nazwisk.
Największym sukcesem ekranowym Maszyńskiego stał się film Każdemu wolno kochać z 1933 roku. Być może, był to jeden z przyzwoiciej zrobionych filmów polskich międzywojennych. Film eksportowano miedzy innymi do USA, Anglii i krajów Ameryki Łacińskiej. Piosenka z filmu pod tym samym tytułem stała się szlagierem roku.
Mariusz Maszyński spędził na scenie i w filmie łącznie 23 lata. Zaczął, gdy miał 28 lat, zakończył karierę w 51 roku życia. Dla wielu, którzy go znali i widzieli na scenie, Maszyński był przede wszystkim recytatorem, dopiero później aktorem. Ostatnie 4 lata życia, wypadające niestety na czas okupacji, wypełniły w całości recytacje- w "SIM"-ie, "U aktorek", w "Yacht-Clubie", w sali Konserwatorium Warszawskiego, a także w ogródkach jordanowskich, gdzie słuchały go dzieci.
Maszyński miał wiele twarzy i zainteresowań, więc trzeba dodać, że był też pisarzem, autorem komedii, scenariuszy i dialogów filmowych, piosenek i satyr, śpiewanych i recytowanych podczas okupacyjnych koncertów w kawiarniach i domach prywatnych.
Z reguły był człowiekiem pogodnym, przyjaznym i mającym ogromne poczucie humoru. Łatwo nawiązywał nić porozumienia z partnerami z pracy czy uczniami, trudniej z reżyserami. Mimo tych wyjątkowo pozytywnych cech, miał jednak dość wysokie mniemanie o sobie, niektórych lubił, innych nie uznawał. Maszyński, który był uroczym człowiekiem, nie lubił być reżyserowany.(Tadeusz Byrski)
Podczas pracy w szkole Zelwerowicza traktował słuchaczy jak kolegów."Niezapomniane to lekcje! Nie dlatego, żeby pan Mariusz był świetnym pedagogiem: ośmielę się nawet powiedzieć, że nie był nim wcale". Po prostu ulegał prośbom słuchaczy i recytował. Całe księgi Pana Tadeusza.
W latach 1939-44 stanął w szeregu aktorów odrzucających pracę w teatrach wspieranych przez okupanta. Jak wielu innych i on znalazł zajęcie w przemyśle gastronomicznym. W czasach okupacji odżył Maszyński-recytator. Recytacja była jego pasją, począwszy od czasów lwowskiego studium architektury. W recytacjach niejednokrotnie przemycał teksty Mickiewicza, Sienkiewicza, Żeromskiego i innych surowo zabronionych przez cenzurę. Miał w tym okresie szczególną i cenną filozofię. Filozofię ufności i pogody. Cierpiał ze wszystkimi, ale w jakiś taki budujący sposób.
Życie artystyczne aktora zaczęło się na estradzie i na estradzie skończyło. W początkach kariery był to czas wojny i u schyłku czas wojny.
Maszyński zginął 6 sierpnia 1944 roku w Warszawie podczas Powstania. Tradycja rodzinna i większość świadectw pamiętnikarskich mówią o zagarnięciu całego domu przy ulicy Jesionowej przez własowców i rozstrzelaniu Mariusza, jego żony Janiny i jego dwóch sióstr malarek. Pomimo intensywnych powojennych poszukiwań, prowadzonych przez córkę i starszą siostrę, nie udało się odnaleźć grobów.
"Podczas okupacji był kelnerem i piosenkarzem w warszawskich kawiarniach. Tylko prywatnie i w ramach prowadzonej przez tajne ówcześnie Związek Muzyków pod firmą RGO imprezy koncertów w sali Konserwatorium mógł recytować nieporównanie, tak jak nikt inny, naszą wielką poezje- i na koncertach dla dzieci bajki czy humorystyczne wierszyki. Na takim to dziecięcym koncercie w lipcu 1944 roku widziałem go po raz ostatni. Był najlepszej myśli. Zapewniał nas na podstawie cudownie proroczych i sprawdzających się snów swojej siostry, że Warszawie już nic więcej złego nie grozi"
Jerzy Waldorff "Przekrój" 1946 rok.
*******
Wpis w całości powstał na podstawie książki Michała Misiornego zatytułowanej po prostu "Mariusz Maszyński". Wpis zawiera jej fragmenty. Zdjęcia również pochodzą z książki. Książkę zakupiłam niedawno poprzez antykwariat internetowy. Jest to wydanie pierwsze z 1967 roku. Na okładce jest cena 18 złotych i ja po prawie pięćdziesięciu latach zapłaciłam za nią 18 złotych :) (wraz z kosztami przesyłki). Na pierwszych stronach są dwie pieczątki z napisem "Ex Libris Wojciecha Niżyńskiego". Najwidoczniej, poprzedni właściciel książki, po prostu postanowił ją sprzedać, mimo, że wcześniej "zapieczątkował". A tak przy okazji, jestem ciekawa, czy to ten Wojciech Niżyński- producent filmowy i scenarzysta pierwszej, polskiej telenoweli "W labiryncie" :)
Wracając do książki, to przyznam, że spodziewałam się przeczytać więcej o życiu prywatnym aktora. Autor książki poświęcił na nie zaledwie stronę, i to jakby od niechcenia, rozpoczynając stronę takimi słowami "ten rozdział pragnęlibyśmy zamknąć garścią informacji o życiu prywatnym aktora, by później do nich nie wracać". W książeczce na 90-ciu stronach są głównie daty, tytuły przedstawień teatralnych, nazwiska kolegów, z którymi pracował i postaci, w których aktor się wcielał. Nie jestem jakimś wrednym paparazzi, który z butami wdziera się czyjeś życie, ale by książkę dobrze się "pochłaniało" potrzeba mi trochę głębszej fabuły, nie tylko suche daty, nazwiska i tytuły. Dobrze czytało mi się biografię Hanki Ordonówny i Eugeniusza Bodo- są to naprawdę wspaniałe książki. Być może, to nie jest wina autora książki i po prostu nie zachowały się żadne takie wspomnienia- tak jak przepadły rysunki autorstwa Maszyńskiego dokumentujące zabytki Warszawy.
"Przy wszystkich swych zaletach popełnił Maszyński pewien wielki "błąd życiowy": nie wszedł do anegdoty. Ani tej warszawskiej, ani do aktorskiej, jaką opowiada się często podczas teatralnych wspominków i która trafia później do zabawnych i z chęcią czytanych pamiętników"
cytat z książki
Biografii Ordonki nie miałam okazji jeszcze czytać - zresztą tak jak Ćwiklińskiej, Smosarskiej czy Dymszy - ale Bodo owszem i muszę przyznać, że przez pierwsze kilkadziesiąt stron miałam wrażenie, że czytam o każdym, tylko nie o Bodo.
OdpowiedzUsuńWymienionych przez Ciebie osób też biografii nie czytałam, więc nie mam porównania. A mi właśnie biografia Boda w opracowaniu Wolańskiego bardzo się podobała i nie miałam wrażenia, że czytam o każdym tylko nie o Bodo. W zasadzie Boda osobiście nie znałam, żeby podważać przedstawione fakty w książce z życia aktora :)
OdpowiedzUsuńMała nieścisłość - ulica Jesionowa mieści się na Ochocie, nie na Mokotowie (choć bardzo blisko jego granicy z Ochotą i Śródmieściem). Jest to przecznica Wawelskiej, niedaleko Al. Niepodległości.
OdpowiedzUsuńDokładnie taka informacja jest zawarta w książce Michała Misiornego "Mariusz Maszyński" z 1967 roku- więc nie wiem, czy autor nie znał usytuowania ulic w Warszawie, czy jest tego inna przyczyna.
UsuńW każdym razie dziękuję za informację.
Pozdrawiam