Najbliżej mojego miejsca zamieszkania, okazało się Kino Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Do Wrocławia mam dobre połączenie. Busy Lubin-Wrocław kursują co pół godziny, podróż trwa około półtorej godziny. Z tym, że ostatni bus odchodzi z Wrocławia w stronę Lubina o 22.30 i trochę obawiałam się, że mogę na niego nie zdążyć. Mimo to zdecydowałam się jechać. Co będzie, to będzie. Byłam we Wrocławiu wieki temu i nie za bardzo orientowałam się gdzie powinnam szukać kina. W związku z tym wydrukowałam sobie super extra mapkę. Planowałam wysiąść na przystanku autobusowym przy dworcu Świebodzkim -zabijcie mnie, ale z wrażenia pomyliłam w swych założeniach dworzec Świebodzki z Głównym ;)- a wysiadłam przy Głównym i moja mapka na nic mi się zdała, ponieważ nie obejmowała swym zasięgiem dworca Głównego.
I nic, tylko usiąść i płakać, jak powiedziałby Pawlak z Samych Swoich. Jednak nie zdecydowałam się na taką załamkę. Muszę znaleźć kino, przecież bilet już kupiony! Pierwszą osobą, którą spytałam się o drogę, była pani pracująca w toalecie dworcowej- kazała mi iść prosto, na zachód, niech pani idzie cały czas prosto. Poszłam więc prosto. Idę i idę, ale ileż można iść prosto?
Ponownie spytałam się o ulicę Kazimierza Wielkiego i pani poinformowała mnie, że teraz mam skręcić w prawo, następnie iść cały czas prosto aż do przejścia podziemnego i to już będzie ta ulica. Doszłam do przejścia obok którego, była informacja, że kino, którego szukam znajduje się w oddaleniu 500 metrów. Dobry Anioł nade mną chyba czuwał ;) Jednak przyjechałam półtorej godziny za wcześnie i w związku z tym, dla zabicia czasu, włóczyłam się jakiś czas po rynku. Po długim czasie oczekiwania, wreszcie znalazłam się na sali kinowej, na swoim miejscu...
Pokaz filmu poprzedziła bezpośrednia transmisja na żywo z otwarcia kina Filmoteki Narodowej- Iluzjon z Warszawy. Transmisję poprowadziła Agata Konarska, wypowiadał się też Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdan Zdrojewski, który jak się okazało, był głównym inicjatorem doprowadzenia kina Iluzjon do dawnej świetności. Zamiast tradycyjnego przecięcia wstęgi, które jest wyznacznikiem oficjalnych otwarć różnych instytucji, tutaj oficjalnie zapalono niebieski neon Iluzjon na zewnątrz budynku.
Na sali kina w Warszawie dojrzałam Andrzeja Wajdę, który jak wiadomo, jest reżyserem współczesnej wersji Pana Tadeusza. Na żywo zobaczyliśmy również salę kinową w Wilnie, w którym re-premierę filmu zamierzała oglądać sprawczyni całego zamieszania- osoba prywatna, z Wrocławia, która przez przypadek odnalazła taśmy swojego ojca, z zachowanymi fragmentami filmu. Wcześniej Filmoteka dysponowała fragmentem filmu około 40-minutowym, a obecnie film trwa nieco ponad dwie godziny. I to jeszcze nie jest wersja kompletna.
Dwie godziny mogłyby się wydawać dosyć długie, jak na przeciętny czas trwania filmu. Jednak wierzcie mi, zleciały jak z bicza trzasnął. Naprawdę ogrom pracy włożyła Filmoteka, byśmy mogli cieszyć oko i ucho. Obraz był bardzo wyraźny (cyfryzacja techniką 4K) , a do tego cudne ujęcia przyrody i przepiękna muzyka skomponowana specjalnie do filmu przez Tadeusza Woźniaka (nie wiadomo jaka była oryginalna). I chociaż przez cały film muzyka cudownie umilała widzom czas, to jednak najbardziej utkwił mi moment, gdy Jankiel grał na na cymbałach. Było cymbalistów wielu, ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu- tym jednym cytatem podsumuję więc jego występ, a współcześnie: Jankiel dał czadu!
Jednak przy wspomnianym fragmencie, nie chodzi tylko o muzykę, ale także o samą postać Jankiela- świetnie wcielił się w nią Ajzyk Samberg- oraz o znakomite ujęcia i przejścia (retrospekcje) w momencie gry na cymbałach- sceny, niczym z obrazu Matejki Rejtan- przedstawiające protest przeciwko I rozbiorowi Polski.
Jeszcze polska nie zginęła! Marsz Dąbrowski do Polski! pięknie również brzmiał hymn Polski na cymbałach. Naprawdę, wielkie gratulacje i ukłony dla kompozytora muzyki do filmu, Tadeusza Woźniaka.
Stefan Jaracz jako Napoleon |
Pierwszy raz "dotknęłam" naprawdę z bliska starego kina i odczułam dzięki temu prawdziwą jego magię. Powiem Wam, że moje zainteresowanie przedwojennym kinem pogłębia się z każdym dniem i coraz bardziej się w to wkręcam. Cudownie było zobaczyć z tak bliska, osoby, które grały w tym filmie. Tych wszystkich ludzi już nie ma na świecie, nie możemy ich już poprosić o autografy, ani zobaczyć na kanapie w telewizji śniadaniowej, ale dzięki doskonałości obrazu, można jednak było odczuć ich niesamowitą bliskość.
Pierwszy raz oglądałam przedwojenny film w kinie, pierwszy raz byłam w kinie sama, wcześniej zawsze z dziećmi na bajkach, albo z mężem na "dorosłych" filmach- w swoich upodobaniach do starego kina jestem w swoim najbliższym otoczeniu sama. Ale jak zauważyłam parę osób, zwłaszcza pań, było w takiej samej "samotnej" sytuacji. Nie pamiętam też kiedy ostatnio byłam w kinie przy praktycznie pełnej sali. I wyobraźcie sobie, że na koniec wszyscy obecni podsumowali znakomite dzieło Ryszarda Ordyńskiego -jak i całej ekipy pracującej przy cyfryzacji- cudownymi, spontanicznymi oklaskami. Kultura musi być...
Gdy byłam już w drodze do domu, mąż zadzwonił i spytał się mnie:
- I co, było warto?
- Tak, było warto...-odpowiedziałam bez zastanowienia.
_______________________________________________
Równolegle z re-premierą kinową miała miejsce re-premiera internetowa. Film "Pan Tadeusz" był, niestety tylko przez kilka dni, dostępny do obejrzenia za darmo tutaj . Może jeszcze kiedyś będzie;) Na stronie jak na razie jest zwiastun i dużo ciekawych informacji na temat projektu.
Natalia Lesz "Chciałabym"-oficjalny teledysk Filmoteki Narodowej promujący film "Pan Tadeusz" z 1928 roku:
Powiązane wpisy:
Pan Tadeusz 1928
Stefan Jaracz
źródła: pierwsze trzy zdjęcia zrobiłam ze swojego miejsca w kinie, przy robieniu screenów i gifa korzystałam ze strony Filmoteki Narodowej.
Szkoda, że już nie można obejrzeć filmu na tej stronie. W sobotę (albo w niedzielę, jak tylko zobaczyłam że jest udostępniony, to pomyślałam sobie: E, nie ma się co spieszyć. Obejrzę w poniedziałek dla odprężenia po kolokwium z patofizjologii. I nie udało się niestety...
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za systematyczność! Już od ponad miesiąca zabieram się za opublikowanie wpisu o Michale Zniczu, ale zupełnie mi nie wychodzi.
Pozdrawiam,
Klaudia
Na razie mam dużo czasu, to jestem systematycznie ;) Niestety szukam pracy już od prawie roku. Kryzys? Nie wiem. Brak grupy inwalidzkiej, statusu osoby uczącej się i wiek to najczęstsze powody tego, że nie mam po co wysyłać CV. Ale nie tracę nadziei...
OdpowiedzUsuńNo i własnie z tego powodu, mogę poświęcać dużo czasu swojej pasji;)
Jakie trudne słowo napisałaś "patofizjologia" specjalnie sprawdziłam w necie co znaczy. Przeczytana formułka trochę mnie dokształciła, ale tylko trochę...
A jeśli chodzi o Pana Tadeusza, to też planowałam tak na spokojnie, jeszcze raz, za parę dni oglądnąć film a tu klaps.. szkoda. Na TVP Polonia w niedzielę leciał, ale nie sprawdzałam programu i tak pstrykając tradycyjnie po kanałach natrafiłam na końcówkę 17 minut, więc szybko wcisnęłam REC na dekoderze. I teraz w wolnych chwilach słucham sobie samej muzyki. Piękna naprawdę.
To czekam na wpis o Michale Zniczu ;)
Pozdrowienia serdeczne.
dawno, dawno temu z dziadkiem oglądałam "w starym kinie" każdej niedzieli. potem, ale prawie tak samo dawno, miałam zajęcia z panem stanisławem janickim i był to wstrząsający rok w dziejach mojej uczelni, bo studenci poprosili o ... więcej zajęć z tego przedmiotu :) teraz mam starą stodołę i tak mi się marzy swoje kino w tym dziwnym miejscu... sprawdzałam już nawet ceny wypożyczenia filmów z filmoteki narodowej :)
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś się uda...
uśmiechy
Też pamiętam niedzielne poranki ze starym kinem, jednak nie zawsze oglądałam film, bo rodzice do kościoła gonili;) Zazdroszczę zajęć ze Stanisławem Janickim... ;) Miejsce, które wybrałaś na kino absolutnie wcale nie jest dziwne, życzę Ci spełnienia marzenia!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Ostatnio na zakończenie Nowych Horyzontów była projekcja na wrocławskim Rynku.
OdpowiedzUsuńJak ktoś ma ochotę obejrzeć to akurat jestem w posiadaniu linka do filmu ;-)
Jako że lubisz cytaty to ma coś dla Ciebie. Akcja dzieje się po premierze Pana Tadeusza w 1928 roku. Po projekcji Ordyński wchodzi do loży honorowej, z której film oglądał m.in. Piłsudski. Pyta więc Marszałka jak mu się film podobał a ten mu odpowiedział:
"I ja Panu opowiem pewną historię. Otóż w dawnych czasach żył na Litwie książę Mendog. Posiadał wielki zamek. Bywało, że zapraszał gości na ucztę... a później ich mordował... No do widzenia panu, do widzenia... I odszedł. Ordyński stał osłupiały" :-)
Oglądałam już dwa razy (w kinie i w necie) I mam płytę z muzyką z filmu. Latem kupiłam, dzięki Filmotece Narodowej :)
UsuńCiekawe kto kogo w rezultacie miałby zamordować :)