cytat z książki Gehenna Heleny Mniszkówny
Po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku (właściwie wiedziałam o tym wcześniej;), że życie każdej kobiety musi, w pewnym momencie życia, być naznaczone cierpieniem przez mężczyznę. I nie ważne jaką drogę ona wybierze, nie ważne, czy kobieta będzie uczciwa, łagodna, wybaczająca i dobra. Czy wręcz przeciwnie, tak jak Lorka, biorąca życie za rogi, pełnymi garściami, która bawi się i imprezuje ile wlezie, zmienia kochanków, tłumacząc sobie i innym, że nie zwiąże się z żadnym, bo nie chce być niczyją niewolnicą.
Koniec
końców każda jest niewolnicą- tęsknot, namiętności, żądz. Chce
prawdziwego faceta, macho, takiego z krwi i kości, co to potrafi
porządnie krew wzburzyć w kobiecie. Instynktownie takowego szuka. I
różnie ten związek się kończy. Nie chciała Andzia porządnego, uczciwego i
zakochanego na zabój w niej Jasia. Baba o nim mówiła, mazgaj, gdy pisał do niej tęskne, delikatne listy. No to sobie wybrała, sępa dzikiego, co się za orła przedstawił...
Powieść
podzielona jest na dwie części. W pierwszej, za sznurki pociąga ojczym,
w drugiej jej mąż. A ona zaślepiona w swej dobroci, nie dostrzega
początkowo wad i złych zamiarów wobec niej. Jest piękna i bogata, to
zestawienie "zalet", zniszczyło jej życie. Gdyby była tylko piękna i
biedniejsza, ze swoim charakterem i nastawieniem do życia, być może
osiągnęłaby szczęście ze swoim ukochanym Andrzejem, który niestety opuszcza padół
ziemski, w tajemniczych i tragicznych dla głównej bohaterki
okolicznościach. Powinna była lepiej zapamiętać wróżbę starej Cyganki,
wszakże Cyganka prawdę ci powie..
- Dziwy, dziwy, rączka mała a duża księga... Znaki... znaki... trudne są tu te znaki - a ważne. Mościa damulka śmiała jest w sobie, a strachliwa, zdaje się;śmiała, bo młoda, urodna, bogata, idzie w świat niby złoty dla niej, ale chmury suną czarne... od nich płynie strach... O... o... i nieszczęście o... o...
Andzia szarpnęła się, Cyganka ją przytrzymała.
- A ot tu linijki cienieńkie,ale one grube w znaczeniu; dwie dusze one
ciągną za sobą w przepaść, dwie niedole przez nie, a trzecia własna,własna niedola o... i ciężka. Nad sokolicą bujną czarny kruk kracze, wywłóczy dolę
z niej, pióra poszarpie... O... smutek...Sokolica już słaba,
omdlewająca padnie na pierś sępa dzikiego, co się za orła przedstawi...
o... ten resztę krwi puści... obedrze... o... o... prawie nagą ostawi...
A tu!... Ach!... O!... O!..zdaje się pogoda... chmury, chłód. Jeden
łańcuch twardy na was troje. Łańcuch trzyma w dziobie krwawym kruk
czarny. O...o... tu wy, mościa damulko, sokolica... O!... A tu młode dwa
sokoły: jednego serce bujne zabite, drugiego ranne... ciężko krwawi, nie
ścierpi niedoli,nie! Zatrata nad nim wisi... A ot tu sęp!... dziki on i
nie dziki... Ważka osoba... trudna!... On jeszcze we świecie. Jeszcze
chowa go świat i nad nim zagłada o!... o...
-
Kto są te dwa sokoły? - spytał Jaś drżącym głosem. Cyganka milczała. Po
długiej chwili dopiero, wolno podniosła wzrok ponury na Jasia i na
Olelkowicza, spuściła potem znacząco na Andzię i rzekła dobitnie:
- Jeden łańcuch was skuwa i jedna dola...
Więcej wybranych cytatów:
*
www.tapeciarnia.pl |
*
Dreszcz
ją przenikał, chciwe pragnienie tego widoku ogarnęło ją burzą. Zbudziła
się w niej zalotność i przeczucie własnej piękności i niezmierna
ochota, aby pokazać się w całym blasku urody Lorce, pyszniącej się
bogactwem własnych wdzięków. Niepokojący dreszcz zmienił się w dygot
namiętny, w pragnienie ujrzenia nagości swego ciała plastycznie, w
dziewiczym rozkwicie. Czy też ona jest także tak piękna?...
- Chodź, Handziu! Ten twój wstyd dodaje ci tylko uroku. Jesteś jak
muszla, w której tętni życie, a ty myślisz, że jesteś chłodna. Jak się
ujrzysz bez tych tam powijaków, rozkochasz się w kształtach i zapomnisz o
niemądrej pruderii, rozpali ci się krew, rozkwitniesz niby róża pąsowa,
wydobyta na światło spod klosza. Chodź do... lustra...
Chwyciła Andzię za obie ręce i szarpnęła w górę. Jednym rzutem
podniesiona Andzia wyskoczyła z łóżka. Lora błyskawicznie zdarła z niej
koszulę, wołając:- Ach! Gdyby cię tak ujrzał Olelkowicz...
*
- Odniesiecie ją do rodziców!-Powiedziała Andzia. Robotnik zaśmiał się.
- A do jakich? Ona za pastuchę służyła. Teraz to ona i sama poszła do
otca światego, bo na świtie miała tyle, że matkę i to pijaczkę, niegodiałkę. To je znajda.
Drezyna ruszyła. Andzia zamyśliła się smutnie nad losem
dziecka niewiadomego pochodzenia, które nie znało domu i ciepła
rodzinnego, żyło z gęsiami i naturą, zginęło w niewiadomy sposób, przy
ogólnym straszliwym pogromie. Dziwnie wzruszyła Andzię ta drobna, martwa
dziewczynka na rękach obcego człowieka i jej krótka, a taka przy swej
pospolitości żałosna historia. Tylu rannych widziała dziś Andzia,tyle
krwi, potwornych kalectw, tyle niedoli, jednak te ciche zwłoki dziecka
podziałały na jej uczucia może najsilniej.
*
- Jak to, ja dużo wymagam, bo kompletnej szczerości, co od kobiety najtrudniej wydębić. Ja chcę, aby kobieta żądz swych nie kryła pod korcem moralności, etyki, niewinności i tym podobnych letnich kluseczek na mleczku, ale żeby śmiało i szczerze szła tam, dokąd gna ją temperament i ta wyższa siła fizyczna, która nie od nas zależy, zatem i nie przez nas powinna być skrępowana.
Według
utartych teorii kobieta, gdy do kogoś poczuje sympatię, mówmy ściślej,
popęd krwi, powinna najpierw czekać, aż ten jej zauważony poczuje do niej
taki sam apetyt, potem, gdy to nastąpi, musi przejść przez całą plejadę
różnych ceremonii , tradycyjnych szablonów ,awantur rodzinno-kościelnych, , zanim raczy
oddać się temu najdroższemu i to jeszcze w formie wielkiej łaski. On
zaś musi czekać cierpliwie, aż spełni wszelkie formalności, by posiąść
tę, na którą czyha z chciwością. Czy to normalne?
*
Wszyscy jesteśmy zwierzętami w ludzkim ciele.
*
On porwał ją całą w ramiona. Całował bezpamiętnie, oczy zamknięte i ze szczęścia łzami zroszone,całował brwi, czoło jasne i puchy czarnych zwichrzonych włosów. Odsunął ją lekko od siebie, zajrzał w głębiny jej źrenic przyćmionych bujnymi rzęsami i znowu szalał:
- Hanulko moja, Handziuś jedyna... dziewczyno złota, najcenniejsza moja... moja żona, moja na wieki, podnieś rzęsy, spójrz mi w oczy, nazwij po imieniu... Handziu ukochana!... -
-Chcę być twoją, Jędrek, tylko twoją, już... na zawsze...Teraz dopiero
odczuwam, że w stajence było mroczno; myśmy tego nie zauważyli.
- Za jasno było nam w duszach, Handziu; za świetlista była to chwila...
*
- Ty nie masz pojęcia, jaka to rozkosz, gdy się odczuje taki szalony popęd mężczyzny do siebie, to tak bierze kobietę, porywa jak huragan... Zniewala i... żądza rośnie, potężnieje, aż wybucha. Zmysły to potęga.
*
My potrzebujemy przestrzeni, słońca piękniejszego, morza, gór i świata. Stepy za ciasne dla nas, bory wasze nazbyt głuche, my chcemy życia w pełni blasku, ruchu, gorączki. Nie marzyć,lecz szaleć, nie tęsknić, jak ty, Andziu, ale chciwie zaspokajać wszystkie pragnienia i gnać, gnać na przełaj do coraz wyższej, niepojętej rozkoszy, ku ostatecznemu zapomnieniu o małostkach życia. Jeśli mnie potępiasz, żałuję, ale... ciebie.
*
Zadrżał, przypomniawszy pocałunki Lory i sam ją przecież całował. Cóż za namiętność w tej dziewczynie! - Po co to robiłem? - pomyślał z żalem. Odczuł teraz różnicę pocałunku, gdy znał już usta Andzi. Tamta i ta... Ach, nie ma porównania. Smoczyńska rozwiała się w jego wyobraźni, pod wpływem cudownych wspomnień pieszczot Andzi.
I ona pełna ognia i ona ma temperament bujny, stepowy, jest entuzjastką, zapał w niej płonie, ale uczucie jest w niej głównym czynnikiem, dusza tej dziewczyny odbita jest w oczach, pociąga urokiem nieświadomym i nieprzepartym. To nie jest Lora, inny wzbudza zachwyt, inne pożądania; ponęty Andzi dają słodycz pogłębiającą miłość, obiecują szał bezkresny. Ona stopniowo wzbudza niepokój zmysłowy, pragnienie
posiadania jej rośnie, olbrzymieje, drażni.
*
- Tak, Andziu, ból to rylec genialny.
*
W ogóle najczęściej bywa tak, że kobieta odchodząc od ołtarza widzi przed sobą niebo i marzenia swe najszczytniejsze w pełni rozkwitu, mężczyzna zaś tylko - pokój sypialny...
*
- Och, musi pani? Muszę, hm! Krótko brzmi, ale skutki nieobliczalne, cięcie gilotyny, także krótkie, lecz głowa odpada.
*
- O tak, nie wyobrażam sobie bytu na ziemi bez tej przyszłości poza
mogiłą. Taki byt byłby bardzo smutny i bezcelowy. Zdaje mi się nawet, że bywają ludzie, których duch nie jest dostatecznie ucieleśniony, źle się czuje w swej człowieczej powłoce i dopiero może poza grobem otwiera się dla niego istotny byt. Takim duchem była zapewne cesarzowa Elżbieta. Życie ją prześladowało, nie dało jej szczęścia, bo świat nie lubi ludzi nie z własnej ulepionych gliny.
Cesarzową Elżbietę przede wszystkim prześladowało fatum rodzinne Wittelsbachów i nieszczęścia Habsburgów. W żyłach jej płynęła atawistyczna melancholia, którą ciosy życiowe potęgowały.
Po chwilowym milczeniu Horski rzekł znowu:
-Studiowałem kronikę życia tej męczennicy na tronie. Duch przewyższał w niej ciało uwieńczone koroną ziemską i zaszczytami. Postać pełna mistycyzmu.
- Może to właśnie otaczało ją nimbem, wywołując powszechne uwielbienie?
-Zapewne.Kochały ją wszystkie narody lenne Austrii, Węgrzy ją ubóstwiali, urok jej płynął i na obce kraje, właściwie za nic. Była dobra, słodka, cicha i niezwykle piękna, miała i momenty gorętsze, nawet porywy krwi. Nic znowu wybitnego nie dokonała, żadnego czynu epokowej, historycznej doniosłości, jednak wielbiono ją, stawiają jej pomniki. Jeśli postać jej nie będzie miała większej karty w historii, to zarysuje się w literaturze. Jestem pewny, że Elżbieta zmartwychwstanie na tym polu, że ją jakiś talent zamknie w poetycznej, lub prozaicznej formie; jako typ zasługuje na to, jest niepospolity, nadaje się do fantazji. A propos, pani bywa niekiedy także podobna do Elżbiety.
- Ja?... Cóż znowu!
-Często robi pani wrażenie, że tylko istotą cielesną przebywa na ziemi, duchem zaś błąka się gdzieś...
*
- Reinkarnacja?! Gdyby data śmierci cesarzowej Elżbiety była wcześniejsza od daty urodzin pani, gotów bym uwierzyć, że duch tamtej znalazł nowe wcielenie w Annie Tarłównie.
*
"Głowonóg"... "Trudno mu się oprzeć, gdy już zarzuci macki". Oto jedna macka
dosięgła już jej i owija... owija
*
Nie może mieć szczęścia ten, kto go innym nie daje.
*
Czyż to możliwe? Na ołtarzu płoną świece, dla nich zapalone. Przyfrunęła myśl już znajoma, niedawno jakby poczęta:
...Gdyby z Andrzejem - na ołtarzu ich przysięgi paliłyby się gorejące ognie ze słońca spadłe... Gdyby z Janem, płonęłyby gromnice. A teraz... teraz palą się tylko świece.
*
- Nie broń się, opór zawsze zwalczę... jestem spragniony ciebie. Tylko mi nie blednij, nie chudnij,tego nie lubię i nie bądźże taka apatyczna, to cię szpeci. Gdy jesteś słabiutka, rozczulasz mnie, ale nie bądź bierna. Opór bierze się przemocą, słabość łagodnością, bierność się pomija. Nie zechcesz chyba, abym cię pomijał. Co?... Tego żadna żona nie pragnie.
*
Nic poza mną i nic przede mną...Wieczna gehenna!... Po co życie?... Dla kogo?... Pustka w duszy... w... sercu...- skarżyła się boleśnie.
- Bojarzynko, a ziemia? Taż ona została, ona wierna, da miłowana, dla niej trza silną być, ten ostatni kawałek szanować, żeby już nikt i tknąć nie śmiał, jak sakrament.
.............................
Ostatni cytat skojarzył mi się z zakończeniem z Przeminęło z wiatrem... Ziemia, Tara, tam wrócę, nabiorę sił, tam wymyślę sposób jak zdobyć Retha. Ziemia to twoja siła i wszystko co masz. Ona jedyna jest wierna..
Po tylu perturbacjach, upokorzeniach Andzia...wraca.
Oby choć przez chwilę, czara się przechyliła i zamiast goryczy dała jej trochę słodkiego nektaru, tylko kropelkę, jedną czarodziejską. Czy na więcej może liczyć? Czy może marzyć o szczęściu, po tylu nieszczęściach, które ją spotkały? Jasne, że tak.
Oby zapaliły się dla niej gorejące ognie ze słońca spadłe..
i krew znowu w niej zawrzała...
Oby zapaliły się dla niej gorejące ognie ze słońca spadłe..
i krew znowu w niej zawrzała...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz