Życie
to nie bajka. Nie ma idealnych ludzi. Nie ma prawdziwej miłości.
Przyjaciele, czy ludzie, których za takich uważaliśmy, okazują
się po prostu zwykłymi i na dodatek, fałszywymi znajomymi. Czy
wobec wyżej wymienionych faktów, można być szczęśliwym?
Oczywiście, że można. Jednak trzeba być silnym i twardo stąpać
po ziemi oraz nie pozwalać przeciekać przez palce szczęśliwym
chwilom, które wspaniałomyślnie zsyła los. Warto dostrzegać
znaki i nie trzymać się kurczowo, kogoś, kogo już dawno
straciliśmy. I najlepiej, nie masakrować swej duszy cudownymi
wspomnieniami- co było, nie wróci. Reżyser i scenarzysta, Leonard
Buczkowski, stworzył w filmie "Deszczowy lipiec", bardzo
dobry zarys relacji panujących w społeczeństwie żyjącym pod
koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jednak, po obejrzeniu
filmu, przekonacie się, że temat w nim poruszany, jest aktualny do
dziś. I być może, zawsze był i zawsze będzie?
Anna
przyjeżdża na urlop pociągiem z Warszawy do Zakopanego. Na
pierwszy rzut oka, a nie znając przyczyny, widz z pewnością
zauważy, że kobieta jest smutna i raczej nie w nastroju do
wakacyjnych eskapad. Przyczyna smutku, wyjaśnia się tego samego
dnia, przy kolacji. Kiedy to znający ją i jej życie osobiste -czy
uważający się za takich co je znają- wczasowicze, komentują
przyjazd Anny bez męża oraz to, że ten jawnie ją zdradza. Uroczą,
słomianą wdową zainteresuje się Andrzej- jednak po zdecydowanej
odprawie, chwilowo odpuszcza. Chłopak nie jest na wczasach sam. Co
prawda nie z żoną, jednak z kobietą, która ma romans z żonatym
mężczyzną z Warszawy i on o tym wie. Skomplikowane to wszystko.
Gdy Anna dowiaduje się jakie relacje łączą tych dwojga,
postanawia, uwieść Andrzeja. I tak rozpocznie się gra, w której
raz on rozdaje karty, raz ona. Przy czym, są niemalże bez przerwy,
obserwowani przez wścibskich i okrutnych w swych osądach
wczasowiczów.
Czyj
będzie ostatni ruch? Kto wygra? Czy w ogóle jest możliwość
stwierdzenia wygranej w przypadku miłości? Zawsze ktoś cierpi.
Pary u których na pozór wszystko jest poukładane, też mają swoje
problemy. Taka na przykład żona, która mówi do swojego męża
siedzącego przy stole, wiecznie zasłoniętego gazetą a ten
zdawkowo i na odczepnego jej odpowiada. Kto z tych dwojga jest
bardziej nieszczęśliwy? Na dodatek nie za bardzo wczasy się udały,
ponieważ lipiec jest wyjątkowo deszczowy. Codziennie pada. Wszyscy
wczasowicze próbują organizować sobie czas w hotelu, wspólnie z
innymi letnikami. Często grają w brydża, komentują zachowania
innych oraz romansują między sobą. Wszystko zapewne z nudów. Anna
początkowo jest obok tego wszystkiego, nie czuje spójności z
ludźmi, z którymi codziennie przebywa przy jednym stole. Znajomi
współczują jej, próbują pomóc, może lubią. Wszystko zmienia
się, gdy Anna nawiązuje bliższą relację z Andrzejem i wreszcie
widz zauważa uśmiech na jej twarzy. Obecni przy wspólnym stole
wczasowicze, nagle zaczynają dostrzegać w niej same wady a Anna
staje się dla nich wręcz irytująca.
Jak
złudne jest to, co czasem widzimy przez kilka sekund- scenę i słowa
wyrwane z kontekstu, milczący obraz zza okna. Ludzie zazwyczaj nie
wyciągają pozytywnych wniosków, raczej negatywne. Przedstawiające
innych w złym świetle. I co najbardziej zaskakujące, ci co w
najbardziej złośliwy sposób komentują czyjeś zachowanie, sami
zachowują się tak samo lub nawet gorzej. Żony i mężowie na
poczcie telegrafują do mężów i żon, by nie przyjeżdżali,
ponieważ leje i leje. Pogoda kiepska, więc nie warto. Pisząc te
słowa wtulają się w ramiona kochanków, całują. Obłudny,
wakacyjny czas. Wczasy nie mają nic wspólnego z wypoczynkiem,
dzieci wrzeszczą, niektórzy nudzą się w swoim towarzystwie i ta
ciągła powtarzalność zdarzeń. Właściwie, tak jak w domu. Po co
więc z niego wyjeżdżać? Leonard Buczkowski pokazał w swym filmie
zaściankowe i wbrew pozorom, niezbyt inteligentne towarzystwo.
Tematy ich rozmów są płytkie, pragnienia przyziemne.
Podsumowując,
powiem, że naprawdę warto zobaczyć ten film. Nie tylko dla
interesującej, życiowej fabuły, ale i dobrej gry aktorskiej.
Urszula Modrzyńska, w roli Anny, udowodniła, że jest aktorką
wszechstronną. Potrafiła znakomicie wcielić się w niezdecydowaną,
melancholijną Annę, jak i trzy lata później, bardzo dobrze zagrać
charyzmatyczną Jagienkę w "Krzyżakach". W filmie
zobaczycie również Barbarę Krafftównę, znaną szerszej
publiczności z roli zabawnej Honoraty z kultowego serialu "Czterej
pancerni i pies". Pani Barbara jest obecna w polskim kinie
właściwie do dziś- aczkolwiek rzadko. Dobrze, jeśli melodramat
nie jest cały czas smutny i zawiera w swojej fabule elementy
komediowe, które rozładowują gromadzące napięcie. I to zadanie
przyjął na swoje barki Jan Kurnakowicz. Aktor rozpoczął swoją
karierę jeszcze w kinie niemym, kinie przedwojennym. "Deszczowy
lipiec" był ostatnim filmem, przy którym pracował. Wcielił
się tutaj w chorego na wątrobę wczasowicza. Jako najlepsze
lekarstwo na wszystko, Anna do kuracji zaproponowała mu spirytus z
pieprzem. Oczywiście z entuzjazmem i w nadmiarze mężczyzna
wprowadził je w życie. Ona wolała patrzeć na życie "trzeźwo",
więc może trochę szkoda, że znając cudowne właściwości, tego
dwuskładnikowego trunku, sama nie zastosowała go w swoim życiu.
Przecież, tuż za rogiem czekała na nią cierpliwie, chwila
szczęścia.
Ocena
4/5
Tytuł:
Deszczowy lipiec
Reżyseria:
Leonard Buczkowski
Scenariusz:
Leonard Buczkowski, Stefania Grodzieńska
Rok
produkcji: 1957
Czas
trwania: 1 godz. 28 min.
premiera:
21 lutego 1958
Występują:
Urszula Modrzyńska, Ryszard Barycz, Jan Kurnakowicz, Barbara
Krafftówna, Marta Stebnicka i inni.
***
Film będzie emitowany w najbliższy wtorek na kanale ale kino+ o godzinie 18:25. Polecam!
Cudny film! Tylko Skąd Go Wziąć? Oprócz "chomikuj" :-(
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=qxLHed6njxA
OdpowiedzUsuńNigdzie nie jest wymieniony głos aktora, który grał ( głosowo ale jednak) męża Anny....Ja słyszę tam w miarę młody głos Andrzeja Szalawskiego...ale nigdzie nie ma śladu o.nim. Okresowo traktowano jako tzw aktora wyklętego..ale bez przesady..
OdpowiedzUsuń